Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

Powstaje pełnometrażowy dokument fabularyzowany o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, uznanym za jednego z najodważniejszych ludzi świata, który bohatersko walczył z niemieckim i sowieckim okupantem. Zakończenie produkcji we wrześniu przyszłego roku.

Walka o pamięć

z reżyserem DARIUSZEM WALUSIAKIEM rozmawia Jarosław Kajdański

– Spotkaliśmy się na początku lat 90-tych ub. wieku w „kultowej” (jak się później okazało) gazecie „Czas Krakowski”. Pamiętam, że za moje pierwsze honorarium zaprosiłem Cię na „coś tam”, a Ty wskazałeś Klub Dziennikarzy „Pod Gruszką” – już wówczas mierzyłeś wysoko. Nasze drogi się rozeszły, „Czas” upadł, jak wspominasz tamten okres?

– To był początek mojej drogi zawodowej. W okresie studiów na UJ w drugiej połowie lat osiemdziesiątych razem z kolegami odbudowywaliśmy w Krakowie Niezależne Zrzeszenie Studentów. Wówczas zajmowałem się między innymi redagowaniem i wydawaniem Przeglądu Akademickiego, pisma NZS i to był mój pierwszy kontakt z dziennikarstwem. Podobnie było z ludźmi tworzącymi „Czas Krakowski”, większość wcześniej związana była z prasą „drugiego obiegu”. Moim bezpośrednim szefem w dziale miejskim był Władek Tyrański, który przez kilka lat kierował redakcją podziemnego „Tygodnika Mała Polska”. Do dzisiaj spotykamy się ze sobą, jeżeli tylko czas na to pozwoli. Z podziemiem związani byli także Krzysiek Dawidowicz – poeta z okresu SKS-u, Jarek Szarek, Anka Zechenter – dzisiaj pracownicy IPN, Ryszard Terlecki – obecnie poseł PiS, no i przede wszystkim naczelny „Czasu” Jan Polkowski. Nie sposób wszystkich wymienić. Ty także z tego co mi wiadomo byłeś związany z opozycją antykomunistyczną. Był to wspaniały zespół dziennikarski i do dzisiaj szczycę się tym, że mogłem pracować w tym gronie. Upadek „Czasu” oceniam jako wielką stratę dla odradzającej się Polski. Wówczas wierzyliśmy, że każdemu zależy na zerwaniu z komunizmem. Później zrozumiałem, że była to tylko gra pozorów. Dla niezależnej prasy nie bojącej się obnażać niegodziwe postępowanie tych, którzy dogadali się z komunistami, nie było miejsca w Polsce. Podobnie było z Telewizją Krater, należącą do włoskiego biznesmena, a działającej w sieci TV Polonia. Pracując tam zrealizowałem pierwsze filmy. Jeden z nich pt. „Generał” opowiadał o życiu wyższego oficera AK Bohdana Zielińskiego ps. Tytus. Funkcjonowanie stacji zakończyło się najściem brygady antyterrorystycznej i zaplombowaniem wszystkich pomieszczeń. Tak Włosi zapłacili za próbę budowania niezależnej telewizji. Pod pozorem nieprzyznania koncesji zniszczono dobrze zapowiadającą się stację. Niestety niezależność w Polsce do dzisiaj jest prześladowana. Sam dobrze o tym wiesz.

– Jesteś znakomitym dokumentalistą, autorem filmów o naszej współczesnej historii, wystarczy wymienić „Strajk 88. Ostateczna rozgrywka”, „Ballada o Jureczku”, „Cichociemni. Wywalcz wolność lub zgiń”. Dlaczego wybierasz takie tematy? Ich realizacja wepchnęła Cię na powrót do „drugiego obiegu”. Dlaczego tak się dzieje?

– Z wykształcenia jestem historykiem i szczególnie interesują mnie zmagania z dwoma totalitaryzmami: niemieckim i sowieckim. Także bezpośredni kontakt z takimi ludźmi, jak wspomniany gen. Zieliński do czegoś zobowiązuje. W latach osiemdziesiątych podjąłem walkę z systemem komunistycznym, teraz prowadzę walkę o pamięć o tych, którzy znacznie wcześniej sprzeciwili się zniewalaniu naszego narodu. Musimy pamiętać o swojej przeszłości i na historii niezłomnych, wyklętych, niepokornych budować przyszłość Ojczyzny. Podobnie myśli wielu moich kolegów, którzy za swoją niezależność płacą odsunięciem od telewizji publicznej, co wiąże się z nieustanną walką o zdobywanie pieniędzy na produkcję.

Ci, którzy dzisiaj rządzą Polską, nie są zainteresowani, byśmy byli dumni z naszej historii. Dumnym narodem trudniej władać. Dlatego lepiej społeczeństwu wmówić, że kłamstwo, zdrada, prześladowanie słabszych to nasze narodowe cechy i, że nie ma ludzi nieskazitelnych. Przeczą temu historie rotmistrza Witolda Pileckiego, żołnierzy wyklętych, setek tysięcy Polaków bezinteresownie ratujących Żydów… Funkcjonowanie w tak zwanym „drugim obiegu” ma także dobre strony. Pokazy filmów w salkach katechetycznych, domach kultury dają możliwość bezpośredniego spotkania z widzem, a to dla twórcy jest niezwykle budujące.

– Oprócz „wyklętej historii”, realizujesz także dokumenty o wybitnych Polakach. Miałem okazję obejrzeć Twój film o redemptoryście ojcu Bernardzie Łubieńskim, związanym m.in. z podgórskim Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Był pokazywany w Podziemnym Salonie Artystyczno-Literackim (PSALM) w kościele na Piaskach Nowych. Zrobił na mnie duże wrażenie – mocny, pozytywny przekaz.

– Tematyka kościelna nie odbiega od moich zainteresowań. Polska jako państwo zbudowana została na wierze i Krzyżu Chrystusowym. Dzięki wierze przetrwaliśmy najcięższe okresy naszej historii. Bóg, Honor, Ojczyzna to wartości, które wyznaczały naszą dziejową drogę i nadal powinny charakteryzować wolną, suwerenną Polskę. Należę do podgórskiej parafii o. redemptorystów. Mam tam wielu przyjaciół. Z o. dr. Maciejem Sadowskim zrealizowałem wcześniej film pt. „W służbie odkupienia. Redemptoryści w okowach dwóch totalitaryzmów”. „Misjonarz”, bo taki tytuł nosi dokument o o. Bernardzie Łubieńskim, również zrealizowałem z o. Maciejem. Dla mnie osobiście był trudnym filmem. O. Bernard, obecnie Sługa Boży, urodził się w XIX wieku, kiedy Polska była pod zaborami. Mając 12 lat wyjechał do szkoły do Anglii. Za granicą spędził ponad 20 lat, tam też wstąpił do zgromadzenia redemptorystów. Realizując zdjęcia pojechaliśmy na Zachód i zetknęliśmy się z kościołem katolickim w Anglii, Belgii i Holandii, jakże dziś różnym od tego, który oglądał o. Bernard. Film jeszcze na etapie produkcji wzbudził tam spore zainteresowanie. Obecnie przygotowujemy wersję angielskojęzyczną. Mając świadomość, że będą go oglądać widzowie za granicą, postanowiliśmy w miarę możliwości opowiedzieć także o świetności przedrozbiorowej Rzeczpospolitej, która ustanowiła pierwszą w Europie konstytucję obywatelską. O. Bernard po powrocie z Anglii trafił do Mościsk, dzisiaj należących do Ukrainy. Tak więc film musiał uwzględniać także odczucia tamtejszego odbiorcy. Ponadto życie o. Bernarda i to, co głosił w kazaniach i Misjach redemptorystowskich jest tak obszernym materiałem, że trudno było wybrać najistotniejsze elementy do opowiedzenia historii duchownego, który był wierny Bogu i Ojczyźnie.

– Dlaczego inspirują Cię także tematy kresowe? Czy są jakieś tematy krakowskie, a może podgórskie (bo mieszkasz w Podgórzu), które chciałbyś zrealizować?

– Przez kilka lat dla telewizji publicznej i TVP Polonia realizowałem programy o Polakach mieszkających na Kresach. W tym czasie dokładnie spenetrowałem teren dawnej Rzeczpospolitej. Była to niesamowita przygoda, bezpośrednie spotkanie z historią i wspaniałymi Polakami, ludźmi żyjącymi poza granicami kraju, a kochających Ojczyznę bezgranicznie. Wyprawy na Kresy były dla mnie prawdziwą lekcją patriotyzmu. Ludzie tam mieszkający cieszyli się z każdego kontaktu z krajem. Na żytomierszczyźnie witano nas po staropolsku chlebem i solą przy śpiewie miejscowego chóru. Razem ze Wspólnotą Polską z Krakowa pomagaliśmy opuszczonym Polakom ze Lwowa i okolic. Nagłośniona przez nas akcja zbiórki pieniędzy w telewizji publicznej w „Wiadomościach” TVP przyniosła wówczas niespotykany efekt. Przez kilka godzin po emisji reportażu o polskiej biedzie we Lwowie, telefony w redakcji były zablokowane. Ludzie dzwonili i pytali, jak można pomóc. Zebrano poważną kwotę pieniędzy, które później trafiły bezpośrednio do potrzebujących. Po śmierci Macieja Płażyńskiego, prezesa Stowarzyszenia Wspólnota Polska, który zginął w tragedii smoleńskiej 10.04.2010, nie słyszałem już o podobnych akcjach. Obecna Polska wyraźnie odsunęła się od rodaków pozostałych za wschodnią granicą i nad tym boleję…

Jeżeli chodzi o tematy związane z Podgórzem, oczywiście interesuje mnie kilka historii. To właśnie w koszarach CK Austrii w Podgórzu doszło do buntu polskich żołnierzy dowodzonych przez porucznika Antoniego Stawarza. Dzięki tej akcji Kraków już 31 października 1918 roku był wolny. Może uda się w przyszłym roku, ogłoszonym rokiem „Czynu Niepodległościowego”, opowiedzieć o tamtych wydarzeniach. Ponadto Podgórze obecne jest w ostatnim moim filmie pt. „Dziedzictwo Sprawiedliwych”, o Polakach ratujących Żydów. Zdjęcia kręcone były między innymi na Placu Bohaterów Getta. Z proboszczem mojej parafii o. Andrzejem Kukłą myślimy także o zrealizowania dokumentu o historii parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy.

Ci, którzy dzisiaj rządzą Polską, nie są zainteresowani, byśmy byli dumni z naszej historii. Dumnym narodem trudniej władać.

– Czy wiesz, że w przyszłym roku Wola Duchacka będzie obchodziła jubileusz 650-lecia? To powinno być wielkie wydarzenie.

– Przyznam się, że dopiero teraz o tym słyszę. Muszę więc odrobić tę lekcję. Z pewnością w tak długim okresie coś ciekawego musiało się zdarzyć, co mogłoby mnie zainspirować do realizacji filmu. Jestem otwarty na propozycję. Możemy wspólnie zrealizować jakiś dokument.

– Napisałeś też książkę „Wdowy smoleńskie”, a w zajawce czytamy, że „Ewa Błasik, Beata Gosiewska, Ewa Kochanowska, Zuzanna Kurtyka i Magdalena Merta, domagając się prawdy, stały się sumieniem narodu” Inni tego sumienia nie mają?

– Początkowo zbierałem materiały do filmu o tragedii smoleńskiej. Chciałem na to wydarzenie spojrzeć od strony wdów, które najwięcej straciły. Niestety nie zdobyłem pieniędzy na produkcję. Za namową mojego kolegi z okresu opozycji antykomunistycznej, obecnie kierującego wydawnictwem Rafael, zebrane wywiady opracowałem w formie książki pt. „Wdowy smoleńskie”. Film o wdowach, o którym wspomniałem, miał być drugą produkcją dotyczącą tragedii smoleńskiej. Pod koniec 2010 roku udało mi się zrealizować dokument „Modlitwa Smoleńska” – jest to zapis wyprawy na miejsce katastrofy, podczas której poznałem Magdalenę Mertę i Zuzannę Kurtykę. Tak jak dla wielu Polaków, Smoleńsk był także moją osobistą tragedią. Dobrze znałem śp. Janusza Kurtykę prezesa IPN oraz Stefana Melaka. Z kilkoma innymi osobami zetknąłem się w swoim życiu, w tym przede wszystkim z dwoma prezydentami, śp. Ryszardem Kaczorowskim i śp. Lechem Kaczyńskim. 19 marca 2010 roku w Pałacu Prezydenckim wraz z kolegami z NZS-u udekorowany zostałem krzyżem Polonia Restituta. Niecały miesiąc później prezydent Lech Kaczyński, który wręczał mi to zaszczytne odznaczenie, już nie żył. Wówczas zrozumiałem, że teraz także na mnie spadł obowiązek dążenia do prawdy o tej tragedii i kontynuowanie dzieła tych wspaniałych Polaków, którzy nagle od nas odeszli. „Wdowy smoleńskie”, opowiadając o swojej niewyjaśnionej do końca tragedii, budzą nasze sumienia.

Nakręciłeś film „Ucieczka z Piekła. Śladami Witolda Pileckiego”, do którego zainspirował Cię zespół Forteca. A teraz przymierzasz się do nakręcenia pełnometrażowego filmu o tym „jednym z najodważniejszych ludzi świata”. Przedstawialiśmy jego portret w listopadzie 2011 r., licząc na to, że stanie się bezdyskusyjnym kandydatem na patrona: krakowskich szkół, placów, ulic… A tu jakby tematu nie było? Dlaczego tak się dzieje?

– Filmy o których wspomniałeś powstają w ramach akcji „Projekt: Pilecki” ogłoszonej przez Stowarzyszenie Auschwitz Memento, z którym współpracuję od jakiegoś czasu. Wspólnie zrealizowaliśmy już „Pamięć – tajemnice lasów Piaśnicy”, „Duma i zdrada” oraz „Życie to śpiwka”, no i oczywiście ostatnią produkcję „Ucieczka z piekła…”. Zespół Forteca nie dał inspiracji do realizacji dokumentu. Film powstał dokładnie w 70. rocznicę ucieczki Witolda Pileckiego z Auschwitz. Chłopcy z rockowej kapeli Forteca podjęli się pokonać trasę z Oświęcimia do Wiśnicza, którą przed laty przeszedł rotmistrz z Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim. Wraz z Michałem Bożkiem – autorem większości zdjęć do moich filmów – rejestrowaliśmy najciekawsze momenty na trasie, między innymi spotkania z potomkami tych, którzy pomogli uciekinierom. Witold Pilecki obecny jest w tym filmie przede wszystkim przez fragmenty cytowanych raportów jego autorstwa. „Ucieczka z piekła” jest tylko małym epizodem bogatego życia rotmistrza.

– Na jakim etapie jest film o rotmistrzu Pileckim, czy są jakieś problemy, jak można pomóc w jego realizacji?

– To ma być pełnometrażowy dokument fabularyzowany. Zakończenie produkcji planujemy na wrzesień przyszłego roku. Jesteśmy już po pierwszych zdjęciach. Zarejestrowaliśmy długie wywiady z dziećmi Witolda Pileckiego, Zofią Pilecką Optułowicz oraz Andrzejem Pileckim. Filmowaliśmy także prace ekshumacyjne na Łączce, na cmentarzu powązkowskim w Warszawie, gdzie według wszelkich ustaleń spoczywają szczątki rotmistrza zamordowanego przez UB w więzieniu Mokotowskim. Film o Witoldzie Pileckim będzie przede wszystkim opowiadał o walce o pamięć. Przez lata komuniści robili wszystko, by Pileckiego dosłownie wymazać z pamięci. W muzeum KL Auschwitz za twórcę ruchu oporu uważano Józefa Cyrankiewicza [po wojnie komunistyczny dygnitarz, pięciokrotny premier Polski Ludowej – przyp. red.]. Cenzura pilnowała, żeby w żadnej publikacji, czy artykule nie pojawiła się chociażby najmniejsza informacja o Pileckim. Dwór w Sukurczach koło Lidy, majątek Pileckich, zrównano z ziemią. Wycięto nawet aleję starych drzew. Prawdy nie da się jednak zabić, wcześniej czy później wyjdzie na światło dzienne. I właśnie tak się stało teraz. Historia rotmistrza, jego bohaterskie czyny, a przy tym nieprzejednana postawa wobec zła, fascynuje obecnie młodych ludzi. Na tym przykładzie widać także, jak wielka jest potrzeba autorytetu, bohatera bez skazy. Młodzież w II Rzeczpospolitej fascynowała się postaciami z trylogii Sienkiewicza. Wychowani w ten sposób chłopcy i dziewczyny stanęli odważnie do walki z niemieckim i sowieckim agresorem, z tamtą, okrutną rzeczywistością. Obecnie zgodnie z narzuconymi tendencjami próbuje się wychować społeczeństwo nastawione jedynie na zaspakajanie swoich potrzeb i konsumpcjonizm, pozbawia się pamięci i tożsamości. Taki człowiek, jak Witold Pilecki nie może być patronem szkół… Oczywiście są ludzie odważni, którzy nie licząc się z konsekwencjami, wbrew stanowisku władz, decydują się nadać imię rotmistrza, czy też innych żołnierzy wyklętych zarządzanym przez siebie placówką. Kraków ma się tu jednak czym pochwalić. W parku im. Henryka Jordana stoi jeden z nielicznych pomników Witolda Pileckiego. Obok jego popiersia, inni zapomniani bohaterowie: gen. Stanisław Maczek, płk Leopold Okulicki, gen. Stanisław Sosabowski. Najwięksi z Polaków znajdują się w cieniu parkowych drzew. Czy nie nadszedł już czas, by ich pomniki stanęły w najważniejszych miejscach polskich miast?

Rozmawiał: Jarosław Kajdański

Zdjęcie: z archiwum Dariusza Walusiaka

Katyń 2010  - aHistoryk, reżyser, scenarzysta, w latach 80. związany z pismami podziemnymi NZS. W 2010 roku otrzymał wraz z kolegami z NZS-u krzyż Polonia Restituta. Właściciel firmy DAW Production zajmującej się produkcją filmową. Autor blisko sześćdziesięciu reportaży i filmów dokumentalnych o tematyce kresowej i historycznej, prezentowanych i nagradzanych na festiwalach w kraju i zagranicą. Film „Orlęta Lwowskie” był nagrodzony na VI międzynarodowym festiwalu „Mój rodzinny kraj” na Ukrainie, „Pohańbiona godność” na festiwalu „Niepokorni, niezłomni, wyklęci” w Gdyni. Współpracownik krakowskiej Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, z którą w ostatnim czasie tworzy internetową telewizję historyczną www.itvnaszahistoria.pl

Share Button

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

* Copy This Password *

* Type Or Paste Password Here *