Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

CZY DZIELNICE SĄ POTRZEBNE? W Krakowie jest 18 dzielnic jako jednostek pomocniczych dla Rady i Urzędu Miasta. Nie mają osobowości prawnej, nie mają odpowiednich kompetencji, nie mają wystarczających środków, ich opinie nie są obligatoryjne. Jednak dzielnice mają swoje tradycje i osiągnięcia.

Są na obszarach wielkości małych miasteczek. Zajmują się pracą u podstaw, jak szkoły, przedszkola, biblioteki, domy kultury, ale przede wszystkim infrastrukturą, zielenią, pomocą społeczną. To jest praca organiczna, która buduje siłę i piękno naszych małych ojczyzn. Jak powtarzają fachowcy, „reforma samorządowa naszego kraju zatrzymała się w połowie drogi”, utknęła w martwym punkcie, przez co rozwinęła się w Polsce partiokracja i związane z nią patologie. „Dziel (pieniądze) i rządź” to dewiza każdej kadencji polskiego samorządu. Tego na szczeblu centralnym, umocowanym przy partiach politycznych, a przykład z góry idzie na dół. W Krakowie od dłuższego czasu trwają konsultacje społeczne (zewnętrzne) i samorządowe (wewnętrzne), które mają być przygotowaniem do reformy krakowskiego samorządu. Albo likwidacja rad dzielnic, albo poszerzenie ich kompetencji i zmniejszenie liczby. Temat ten wałkują w nieskończoność: Kancelaria Rad Dzielnic, Forum Przyszłości Dzielnic, Biuro Inicjatyw Społecznych, Stowarzyszenie Pracownia Obywatelska i Fundacja Stańczyka. W swoich procedurach i klepaniu formułek upodabniają się do działań Eurolandu. Widać wirus eurokracji dopadł co tylko się dało, czyli to, gdzie są pieniądze na etapowane konferencje, panele, konsultacje i analizy. Roboty co niemiara, a końca nie widać. Biorą w tym udział organizacje pomocowe, w których zatrudnienie znajdują młodzie ludzie. Uprawiają narzucone procedury, które rażą akademickością. Ich instytucje mają niby reprezentować społeczeństwo obywatelskie, ale w rzeczywistości zamieniają się w agendy aktualnej władzy. Przykład realizacji budżetu obywatelskiego nie jest ośmieszeniem i kompromitacją idei społeczeństwa obywatelskiego, lecz wskazuje na paraliżujące każdą inicjatywę procedury, oblepione przez chmary urzędników. Ciekawe, czy ktoś wyliczył, ile w Polsce kosztuje podjęcie ostatecznej decyzji, zanim przejdzie przez wszystkie wymagane szczeble?

japaERYSTYKA.Pan nic nie wie, pan nie rozumie, a pani kłamie. Ja już o tym mówiłem publicznie i przedstawiłem dowody. Niech mi pan nie przerywa… – To przykład z konsultacji społecznej. – Ty jesteś poj… debil, nie ma sensu rozmawiać z kapusiem i zdrajcą… – To przykład z forum społecznościowego w internecie. Albo: – On jest faszystą i prowadzi kraj do Białorusi, jeśli tego nie widzisz, jesteś oszołom i wariat… Erystyka to sztuka prowadzenia sporu tak, aby go wygrać. Słowo pochodzi z klasycznej greki, gdzie „eristikós” znaczy kłótliwy, od „éris” oznaczający kłótnię, spór, walkę, a także imię bogini niezgody, córki Nocy, towarzyszki Aresa na polu bitwy, będącej uosobieniem waśni, niezgody i kłótni. O erystyce pisał Arthur Schopenhauer, a Tadeusz Kotarbiński twierdził, że erystyka, będąc kunsztem prowadzenia sporu, stanowi zarówno element ogólniejszej biegłości w argumentacji, jak i szczególny przypadek sztuki walki nazwanej przez niego agonistyką. Kotarbiński uznał podejście Schopenhauera za ujęcie tylko fragmentu szeroko rozumianego pojęcia, gdzie chodzi tylko o takie chwyty używane przez adwersarzy, którzy za cenę poprawności wywodu, słuszności, prawdy wreszcie, a więc za wszelką cenę chcą bezwzględnie postawić na swoim – doprowadzić do uznania, że mają rację. Tyle źródła. Spór toczy się przed arbitrem, ale częściej przed widownią, która jest stroną konfliktu, najczęściej wciąganą we wzajemną walkę. Gdy wrócić do antyku, można by sztukę prowadzenia sporu porównać do ringu, ale tu też obowiązują zasady. Wyobraźmy sobie, że na boisko wpada zawodnik, który kopie przeciwnika gdzie popadnie, ciągnie za włosy, pluje i obraża go słownie, a na koniec wpada w histerię? To oczywiście obrazowa przesada. Czy my potrafimy ze sobą rozmawiać? Czy potrafimy osiągać konsensus? Czy w naszych dialogach, debatach publicznych stosowane są zasady, że zwycięża spokojnie udokumentowany argument i prawda? Oczywiście nie, tak nie było i nigdy nie będzie, To nieosiągalny ideał. Ale chodzi o to, aby dążyć do niego w niejako sportowej walce, gdzie jednak obowiązują reguły, w tym zasada fair play. Jeśli tego nie przestrzegamy, bo nie umiemy – nie pchajmy się na matę. Mistrzowskim wzorem niech będzie dyskusja, w wyniku której z przeciwnika pozyskujemy sojusznika.

Jarosław Kajdański

Share Button

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

* Copy This Password *

* Type Or Paste Password Here *