Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

na_starcie

 

 

 

 

 

 

 

Znalezienie pracy i wymarzonego mieszkania, wychowanie dzieci – to główne, choć nie jedyne, wyzwania dla młodych ludzi, rozpoczynających życie „na swoim”. Zapytaliśmy o nie kilka rodzin z naszego rejonu.

We wspólnocie sąsiedzkiej

Joanna i Maks wraz z trojgiem dzieci mieszkają na nowym osiedlu przy ulicy Czarnogórskiej. Najstarsza córka we wrześniu rozpoczęła naukę w szkole podstawowej, najmłodsza liczy sobie zaledwie kilka tygodni, syn jest natomiast dumnym przedszkolakiem. Małżeństwem są od dziewięciu lat, ale do obecnego mieszkania wprowadzili się dopiero w wakacje 2010 roku. Wcześniej mieszkali we Wrocławiu. Dlaczego wylądowali akurat na Woli Duchackiej? – Ja pochodzę z Krakowa. Kiedy wzięliśmy ślub, przeprowadziłam się do Wrocławia, gdzie mąż robił doktorat, jednak umowa była taka, że po moich studiach i jego doktoracie wrócimy do mojego rodzinnego miasta. Nie znaliśmy zupełnie tych okolic Krakowa, ale znaleźliśmy tutaj mieszkanie, które nam odpowiadało – tłumaczy Joanna. Wyboru nie żałują, mimo że Maks co tydzień dojeżdża sześć godzin do pracy na Uniwersytecie Ostrawskim, a raz na dwa tygodnie spotyka się ze studentami we Wrocławiu. – Jeżdżę tak już siódmy rok, więc jest to dla mnie normalne, nigdy nie było inaczej – mówi z uśmiechem. Szczęśliwie dla rodziny przez najbliższe kilka miesięcy zostanie w domu, przygotowując pracę habilitacyjną z iberystyki.

Jako duży plus swojej dzielnicy wskazują dobrą komunikację miejską, z której, z powodu braku samochodu, często korzystają. – Oboje mamy prawo jazdy, ale samochód to spory wydatek, poza tym ja osobiście nie czuję się stworzony do prowadzenia auta. A komunikacja jest dobra, zwłaszcza szybki tramwaj – nie stoi w korkach i w ciągu dwudziestu minut jestem na dworcu – wyjaśnia Maks. Trochę trudniej ma pod tym kątem jego żona – żeby dostać się na Wolę Justowską, gdzie pracuje w Maltańskim Centrum Pomocy Niepełnosprawnym Dzieciom i Ich Rodzinom, musi poruszać się autobusami, w dodatku z przesiadką. Jednak nie to jest dla niej w ich okolicy największym minusem. – Brakuje mi jakiejś konkretnej zieleni, miejsc, gdzie można się wybrać na spacer. Może jesteśmy trochę rozpieszczeni przez Wrocław, bo tam, gdziekolwiek nie skręciliśmy po wyjściu z domu, lądowaliśmy w parku nad Odrą. Tutaj są co prawda place zabaw, ale przeważnie w pełnym słońcu, co jest bardzo męczące – wyjaśnia. – Ja od placów zabaw zdecydowanie wolę spacer – dodaje jej mąż. Oboje z niecierpliwością czekają na powstanie Parku Duchackiego.
Są jednak i aspekty, w których lokalizacja aktualnego mieszkania wygrywa z poprzednią. – Na pewno jest tu bardzo cicho w porównaniu z Wrocławiem, gdzie mieszkaliśmy przy głównej, ruchliwej ulicy. Trochę zmieniło się to jeszcze po zamontowaniu ogrodzenia, co miało miejsce już po tym, jak się wprowadziliśmy. Wcześniej, od lat, było to przejście między dwoma ulicami – Włoską i Serbską – opowiada Maks. – Sam fakt, że ludzie tędy przechodzili, nie był uciążliwy – dodaje Joanna. – Ale zdarzało się, że letnimi nocami niektórzy wręcz opierali się o barierki przy mieszkaniach na parterze, głośno rozmawiając i przeklinając.
W wielu inicjatywach, takich jak zamontowanie ogrodzenia, ważne jest wsparcie wspólnoty sąsiedzkiej, a tego w bloku przy ulicy Czarnogórskiej nie brakuje. – Ludzie się znają, odwiedzają, pożyczają sobie nawzajem, pilnują dzieci. Mamy wiele wspólnych tematów, a życie wspólnotowe toczy się głównie na dziedzińcu. Czasem sąsiad zapuka i zaprosi na mecz. Trochę jak w wiosce – chwali Maks. Przyłącza się do niego Joanna: – Dla mnie rzeczywiście jest to bardzo pozytywne, bo sąsiadów mam świetnych. Nie mówię, że znam wszystkich w całym bloku, ale w naszej klatce ludzie są naprawdę bardzo fajni i pomocni. Na przykład kiedy nie ma męża i jestem uziemiona w domu z dziećmi, zawsze mogę kogoś poprosić, żeby chwilkę z nimi został albo przyniósł mi jakieś drobne zakupy. Jedną z inicjatyw wspólnotowych była ta zorganizowana przez rodziców dzieci, które od września poszły do szkoły – udało się wynegocjować, że większa część grupy z przedszkola będzie w tej samej klasie.
Jednym z powodów, dla których Joanna i Maks zdecydowali się osiąść na stałe w Krakowie, była bliskość dziadków. Rodzice Maksa mieszkają na Mazowszu, a co za tym idzie, mają utrudniony kontakt z wnukami, ale na tych ze strony Joanny młodzi rodzice zawsze mogą liczyć. Przyznają również: – Dla dzieci spanie u babci albo wyjście gdzieś z nią to ogromna atrakcja, bardzo to lubią.
Jeśli chodzi o spędzanie wolnego czasu, oboje są zwolennikami aktywnego wypoczynku, a w domu nie mają nawet telewizora. – Nie było i w najbliższym czasie nie będzie – mówi stanowczo Maks. Wiadomości słuchają najczęściej w radiu, filmy oglądają na komputerze, mają też specjalne płyty dla dzieci, na przykład z serii „Było sobie życie”. A ciekawy mecz zawsze można obejrzeć u sąsiada.

Na początek kariera

Daria i Przemek są rodowitymi krakowianami, aktualnie również mieszkają na Woli Duchackiej. Zajmują dwupokojowe mieszkanie w bloku z wielkiej płyty przy ulicy Gromady Grudziąż, mają piękny widok z jedenastego piętra. Rok temu zalegalizowali swój związek i są szczęśliwym małżeństwem, ale spotykają się już prawie dziesięć lat. Lokum udostępnili im rodzice Przemka. – Mieszkamy razem od pięciu lat. Tak się złożyło, że rodzice zmienili miejsce zamieszkania, a to mieszkanie zostało puste. Wtedy podjęliśmy decyzję, że się wprowadzimy. Płacimy tylko czynsz do spółdzielni, nie ponosimy kosztów wynajmu, co jest dla nas niesamowitym odciążeniem – tłumaczy Przemek.
Para nie narzeka na sąsiedztwo. – Okolica, cóż nie jest to dzielnica willowa w Krakowie, ale też nie głęboka Huta. Jest w miarę spokojnie, blisko do galerii handlowej, nie mamy strasznie daleko do centrum. Sąsiedzi nie sprawiają problemu, z niektórymi się przyjaźnimy – wyliczają.
Daria zajmuje się marketingiem; siedziba firmy, w której pracuje, znajduje się w Prokocimiu. Jej mąż jest grafikiem w wydawnictwie. – Do pracy mamy około dwadzieścia – trzydzieści minut. Przemek dojeżdża autobusem, ja idę pieszo, bo zdrowiej i oszczędniej – wyjaśnia, dodając: – Nie ma na Woli Duchackiej zbyt wielu atrakcji, ale nie widzę w tym problemu, lubię swoją dzielnicę.
Przyjemności, jak również problemy związane z dziećmi jeszcze przed nimi. – Być może za kilka lat. Na razie rozwijamy swoje kariery zawodowe – mówi Daria.

Barbara Bączek, Urszula Kuźnik
fot. Wojciech Kuma

Share Button

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

* Copy This Password *

* Type Or Paste Password Here *