Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

 

 

 

 

 

 

 

„Pozamykani jesteśmy w  swoich celach…” – czytam w mini felietonie „Widzenia” opublikowanym w książce pt. „mój alfabet (Kraków, Szczecin, Kresy – cz. 2)”.

Autor książki (i oczywiście, tej uwagi) po przytoczonym stwierdzeniu pyta: „W którym momencie przyjmiemy to za normę? I czy na tym się skończy?”. 

Z ciekawością sięgnęłam po „mój alfabet”, której autorem jest Jarosław Kajdański – założyciel i redaktor „Wiadomości”- lokalnego miesięcznika  ukazującego się od ponad 25 lat w prawobrzeżnej części Krakowa. Twórca już we wstępie zaznacza, że jest to kontynuacja (na co wskazuje też w podtytule dopisek „cz. 2”) jego pierwszej książki „Mój Kraków, mój Szczecin, moje Kresy”.

Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich współpracował m.in. z magazynem „Świat”, z „Czasem krakowskim”, „Tygodnikiem Solidarność”. Był też stałym korespondentem polonijnego periodyku „Gwiazda Polarna (USA). Te tytuły czasopism ukazują, jaką drogę przeszedł autor; od okresu studiów najpierw na Pomorskiej Akademii Medycznej, a potem na  Uniwersytecie Jagiellońskim, kiedy usilnie szukał swego miejsca w świecie, kiedy chciał zaznaczyć w nim swoją obecność m.in. pisząc wiersze, do czasu dostrzeżenia i docenienia małej ojczyzny, jej roli w życiu człowieka. To m.in. z tego odkrycia, tak przypuszczam, zrodził się pomysł stworzenia „Wiadomości”, w których Jarek Kajdański konsekwentnie pokazuje tę najbliższą rzeczywistość, przypomina jej historię, utrwala obraz współczesny. To z tego odkrycia zrodził się też zapewne pomysł zapisywania swoich spostrzeżeń i przemyśleń i publikowania ich na portalu społecznościowym.  Zawsze z zainteresowaniem czytam te krótkie, ale cenne refleksje i uwagi dotyczące otaczającej nas rzeczywistości. Niejednokrotnie jestem pierwszą osobą, która je lajkuje. I nie robię tego z przyzwyczajenia ani dla jakichkolwiek korzyści czy to autora, czy moich. To wynika z  osobistego przekonania, że zasługują na polubienie i upowszechnienie.

Dlatego ucieszyłam się, gdy usłyszałam, że powstała książka, w  której wiele tych drobnych pod względem ilości znaków, ale istotnych treściowo tekstów zyska swoje stałe miejsce, zostanie ocalona od rozproszenia czy wręcz zapomnienia.

W swej książce autor rezygnuje z podziału na światy, które miały i nadal mają wpływ na jego życie; Kresy, Szczecin i Kraków. Układa napisane w latach 80. wiersze, późniejsze wspomnienia z przeszłości (zwłaszcza tej związanej z domem rodzinnym, dzieciństwem i szkolną młodością) i przemyślenia dotyczące teraźniejszości (także tej covidowej), w alfabetycznym porządku. Co z tego wynika? Interesujący literacki patchwork, który może uświadomić, że nie da się oddzielić przeszłości od teraźniejszości, że na to, kim jesteśmy dzisiaj, duży wpływ ma historia nie tylko nasza, ale też  bliskich, w tym przodków, których nawet nie znaliśmy. Wzruszająca jest np. poetycka opowiastka „Łyżeczka Kiki”. Autor przywołuje w niej, przez pryzmat łyżeczki z monogramem „FK”, historię cioci, której nie znał. I zauważa:  „To niesamowite, jak przedmioty przybliżają ludzi, przekazują swoją energię…”.

Pośród tekstów zawierających wspomnienia z dzieciństwa na uwagę zasługuje m.in. „Dobieranie do drużyny”. Pozornie zwyczajna historia przypominająca, jak to wybrani przez wuefistę liderzy (najlepsi w danej dyscyplinie) dobierali sobie zawodników do drużyny. Zapewne wielu to pamięta i zna. Gdy to przeczytałam, przypomniałam sobie siebie, czekającą aż któraś z koleżanek się ulituje i z innych powodów niż moje umiejętności sportowe zaprosi do drużyny, wszak nie byłam mistrzynią w-f- u. Ale potem uświadomiłam sobie, że ten tekst można potraktować jak  metaforyczną opowieść o tworzeniu „drużyn” niekoniecznie do gry w piłkę nożną np. na Orliku. Koniecznie trzeba przeczytać!

W sposób szczególny przemówiło do mnie bardzo osobiste wyznanie zawarte w utworze „Jutrzenka moja”, gdzie autor wspomina: „To była moja  idea fixe, dziewczyna – kobieta marzeń: piękna, mądra i dobra. Projektowałem ją, modelowałem w oderwaniu od życia…”. Ale to nie koniec tych szczególnych zwierzeń i wspomnień autora zawartych w krótkiej opowiastce. Nie będę ich zdradzać, bo przecież najprzyjemniej jest je poznawać samemu…

Obok bardzo osobistych historii zauważyłam także teksty, w których autor nie kryje swoich przyzwyczajeń. Wszyscy zapewne pamiętamy, jaką kilka lat temu zrobiło furorę w przestrzeni publicznej określenie pewnych zachowań imionami: Janusz i Grażyna. Kajdański poświęca tematowi felieton pt. „Janusz”. Oczywiście, w typowy dla siebie, zaskakujący czytelnika sposób, aby spuentować: „Przyznaję – jestem Januszem i jest mi z tym dobrze…”. Warto dowiedzieć się, dlaczego autor lubi nosić skarpetki do sandałów!

Wspomniałam już, że w książce znajdziemy też odniesienie do obecnej sytuacji związanej z pandemią. W tekście pt. „Kara Boża?”  uważny obserwator otaczającego nas świata przekonuje: „Moim zdaniem nie Bóg nas karze. Lecz sami sobie zgotowaliśmy ten los m.in. przez bezwolność czyli przyzwolenie na ograniczenie wolności,,,” I trudno z tym stwierdzeniem się nie zgodzić.   A w innym tekście: „Tam i z powrotem”  – relacji w podróży pociągiem z Krakowa do Szczecina, gdzie autor opisuje pewne zachowania, które w nas wykształciła trwająca pandemia, odnajdujemy m.in. pogodzenie się z losem: „Co ma być, to będzie…”.  

Osobną część książki  stanowi relacja z rodzinnej wyprawy „Truskawiec – Lwów- Drohobycz”. To rodzaj reportażu z podróży. Jego lektura sprawia, że można sobie opisywane miejsca wyobrazić, ale też motywuje do wybrania się w poznane w tekście tereny i skonfrontowania tego, co poznajemy, z rzeczywistością. A całość dopełniają fotografie. Myślę, że umieszczenie ich w ostatniej części książki jest dobrym pomysłem. Kiedy już wyobrazimy sobie opisywany przez autora świat, kiedy już  mamy utrwalone pewne obrazy, dostajemy szansę, aby zobaczyć, jak to jest naprawdę. 

Lektura „mojego alfabetu…” to okazja do poznania przeżyć, przemyśleń i doświadczeń  autora. Ale też próba wyjścia poza celę, o której autor wspomina. Przy czytaniu Jarkowego alfabetu pojawia się też wiele okazji do snucia osobistych wspomnień i przeżyć oraz odniesień do współczesnego świata; jak go spostrzegamy i oceniamy. I tego różnorodnego ubogacenia życzę czytelnikom!

Maria Fortuna – Sudor

Jarosław Kajdański „mój alfabet. Kraków, Szczecin, Kresy – cz. 2

Wydawnictwo „Attyka” s.c., Kraków 2021

Książkę można nabyć na:

http://www.attyka.net.pl/pl/p/Moj-alfabet-cz.-2/120

 

Fragmenty książki:

DUCH NARODU

Nie daliśmy się trzem zaborcom (123 lata), barbarzyńcom niemieckim (6 lat) i sowieckim (45 lat). Przez te lata przetrwała nasza pamięć, tradycja, kultura i wiara. I poczucie humoru. Drwiliśmy i kpiliśmy, aby nie dać się pognębić. Nie dać pognębić ducha. Teraz okupuje nas koronawirus. W atmosferze przerażenia i lęku wywoływanymi przekazami medialnymi nie wiem, gdzie się podziewa nasz hart ducha?

 

PERŁA PODKARPACIA

Doktor Lew Romanowicz Kupicz zastukał do drzwi i nie czekając odpowiedzi, wszedł do pokoju 606 na VI piętrze sanatorium Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Ukrainy „Perlyna Prykarpattya”. – Dlaczego panowie nie byli na badaniu? – zaczął z miejsca. Podnieśliśmy się z łóżek. Wyjaśniłem, że nie dostaliśmy się do kolejki do laboratorium. Co było prawdą, zbiegliśmy z ojcem z rana krętymi przełączkami i korytarzami i zadowoleni usadowiliśmy się na czczo przed drzwiami laboratorium, przed nami było tylko dwóch Ukraińców, siedzieliśmy w milczeniu, dla nas było jasne, że byliśmy za nimi. Byliśmy w błędzie, bo przez drzwi laboratorium zaczął napływać tłumek dobrze się znających Ukraińców. Zacząłem pilnować naszej kolejki, ale nie zrozumieli, o czym mówię, pokazywali sobie jeden za drugim kto jest za kim. Wyszło na to, ze cały czas byliśmy na końcu. (…)

Share Button