PRALKA. Musieliśmy kupić nową pralkę. Wybraliśmy najprostszą i najtańszą, prostą jak drut w obsłudze, taką w sam raz dla „ciemnogrodu i oszołomów”. Przypadła mi do serca, bo zakończenie swojej pracy obwieszcza radosną melodyjką, w rodzaju: „skończyłam, skończyłam, możesz teraz opróżnić mnie”. Od razu to sobie sparafrazowałem żurawiejką: “Hej, tam na Litwie, na Ukrainie, tam nasza wiara nigdy nie zginie. Póki jeszcze słońce świeci, będziem bronić matek, dzieci. Bagnet na broń, bolszewika goń! Goń, goń, goń!” Dzisiaj znowu miałem zadanie wyjąć pranie, więc nasłuchiwałem „żurawiejki”. Jakoś mi przyszło do głowy skandaliczne uaktualnienie: „I lewaka goń. Goń, Goń!”. Pralkę patriotkę firmy Samsung – polecam. Czytaj więcej
Z HONOREM. Jestem zachodnim pomorzaninem, urodziłem się w Szczecinie, w latach 60. ub. wieku, gdy toczono „zimną wojnę” między Wschodem a Zachodem, Szczecin był na celowniku. Każda wycieczka szkolna nad morze była wzmacniana propagandowo. „Chociaż każdy z nas jest młody, lecz go starym wilkiem zwą. My, strażnicy polskiej wody, marynarze polscy są. Morze, nasze morze, będziem wiernie ciebie strzec. Mamy rozkaz cię utrzymać albo na dnie twoim lec, albo na dnie, z honorem, lec, z honorem lec. Żadna siła, żadna burza nie odbierze Szczecina nam, nasza flota, choć nieduża, wiernie strzeże portu bram”. Słowa i melodię napisał na przełomie lat 20. i 30. XX w., oficer oświatowy WP – kpt. Adam Kowalski (1896–1947). Jej powstanie związane było z tworzeniem Polskiej Marynarki Wojennej, budową miasta i portu w Gdyni. Wtedy o autorze nie mówiono. Szliśmy marszowym krokiem i śpiewaliśmy to radośnie pełną piersią. Też śpiewałem, ale zawsze coś mnie kłuło w młodej piersi. Czemu „lec z honorem, a nie bić z honorem”. Czytaj więcej
DŁONIE. Schodzą za mną stromą drogą w dół na przystanek autobusowy. Chodnik wąski że trudno się zmieścić. Dziewczynka mnie wyprzedza, chuda taka jak szparag. Za mną słyszę rozmowę babci z córką, która wypytuje co robią, gdzie idą, jak sobie radzą. Babcia odpowiada, że wszystko w porządku, jadą tam, gdzie się dzieciom podoba. – A czy jedzą, dopytuje córka. Babcia próbuje uspokajać, ale patrząc na wychudzoną dziewczynkę, rozumiem dobrze jej wyjaśnienia. Wyprzedzają mnie, babcia chce mieć wyrywną wnuczkę na oku. Chłopiec też chce iść samodzielnie, bo jest ku temu okazja. Babcia idzie nie przerywając rozmowy, lewą dłoń trzyma z tyłu otwartą jak podstawkę. Chłopiec co jakiś czas podchodzi i wkłada swoją małą dłoń, jakby pieczętując swoją obecność. Czytaj więcej
SOWIECKIE DEPORTACJE. Były cztery masowe sowieckie deportacje z terenów II Rzeczpospolitej: pierwsza w lutym 1940 r. – ok. 250 tys. osób, druga w kwietniu 1940 r. – ponad 300 tys. osób, trzecia w czerwcu 1940 r. – 300 tys. osób, czwarta w czerwcu 1941 r. – ponad 250 tys. osób. Zesłańcy trafiali na Syberię i do Kazachstanu. Znaczna ich część nie przeżyła transportu, który odbywał się w pociągach śmierci, a potem nieludzkich warunków zesłania.
Czytaj więcej
WIRTUOZ. Objawił się na wiosnę. Radośnie i perliście obwieścił swoją obecność. Od tej pory daje wyjątkowe koncerty na wszystkie instrumenty. Wznosi się wysoko aż do nieba, wraca w dół, meandruje po wszystkich tonacjach, czasem nasłuchuje i aranżuje to, co słyszy. Omija skale i diapazony. Dominuje, bryluje, zachwyca. Zamieniamy się w słuch. A on tam gdzieś siedzi na gałęzi wysoko. Ubrany w czarny frak. Ach, śpiewaj maestro, śpiewaj… Czytaj więcej
KOLEJKA PO CHLEB. Piekarnia Buczka przy pętli na Kurdwanowie. W sobotę kolejka, bo ludzie kupują chleby i inne wypieki w ilościach „hurtowych” dla siebie, dla rodziny i znajomych. Ja też kupuję na zapas, ćwiartki chleba kresowego wkładam do zamrażalnika, trzyma świeżość. Na ogół kupuję w tygodniu, a nie w sobotę, dzisiaj zdarzyło się inaczej…. Staję na końcu kolejki, to nie nowina, ale dzisiaj kolejka coś zablokowana, przesuwa się ślamazarnie. Starsi ludzie to wytrzymują, mają zaprawę z czasów komuny. Ale nie jedna osoba usiadałby na ławce, gdyby taka była, ja też bym usiadł, bo nogi słabe. Wreszcie wchodzę do środka. Okazuje się, że klientów obsługuje tylko kierowniczka. Opowiada, że o godzinie 4 zadzwoniła pracownica, że się rozchorowała. Zmienniczki nie ma, bo to weekend. Kierowniczka robi co może, dwoi się i troi. – Jak pani to wytrzymuje? – pyta jedna z klientek. A klientów kierowniczka zna z widzenia. – Będę stała półki nie padnę – odpowiada z uśmiechem. Każdemu dziękuje i życzy dobrego dnia. Ileż tak można wytrzymać, pytam siebie. I wyobrażam sobie sytuację, w której kierowniczka byłaby opryskliwym babsztylem, która odreagowuje trudną sytuację, taka to by wprowadziła strach, że stanie w długiej kolejce może być na próżno. A ta kobieta czuje swoją misję: sprzedaje chleb. Tymczasem po tej rozmowie wszyscy klienci życzyli kierownicze dobrego dnia. A ona komentowała, że tak lepiej się pracuje i można wytrzymać więcej.
Czytaj więcej
SPOTKANIE. Pana Jana Baltazę zna chyba każdy na Kozłówku i nie tylko. Przez lata prowadził sklep obuwniczy i zakład szewski w pawilonie przy Spółdzielców. Zawsze uśmiechnięty i życzliwy, pochylał się nad każdym klientem. Znałem go od wielu lat. Oprócz usług wymienialiśmy także informacje. Fachowiec jak mało kto. Był czas, że w prowadzeniu interesu pomagała mu córka. Teraz ona robi już u siebie, powiedział. Wcześniej zmarła mu żona, bardzo to przeżywał, rozchorował się na serce. W czasie pandemii trafił do szpitala, aby mu wstawili stenty. Zarazili go tam covidem, w szpitalu?, dopytuję. Tak, odpowiada i się uśmiecha, dodaje: nie dałem się, jestem zdrowy. W tym roku skończy 75 lat. I jeszcze pracuje, biorąc drobne roboty do domu. Pan Jan był i jest nadal prezesem Cechu Szewców i Kaletników. Jest laureatem Szabli Kilińskiego, najwyższego odznaczenia Związku Rzemiosła Polskiego. Spotkaliśmy się na przystanku, przywitaliśmy się serdecznie, jechał do Cechu, powiedział „zdaje się, że mnie wybiorą na czwartą kadencję”. Czytaj więcej