Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

KAWIARNIA SZKOCKA 

Istnieje nadal! udało nam się do niej trafić, choć po drodze ani taksówkarz, ani policjanci nie wiedzieli, gdzie to jest. Adres: prospekt Szewczenki nr 27 (dawna Akademicka) róg Fredry, naprzeciwko pomnika Hruszewskiego. Otworzono ją w 2015 r. w luksusowym hotelu Atlas. w pobliżu przedwojennej kawiarni Szkockiej.

Kawiarnia Szkocka była lokalem o różnorodnej klienteli. Odwiedzali ją profesorowie lwowskich uczelni, zakochani, plotkarki, samotni czytelnicy gazet, bibliofile, bilardziści, żydowska inteligencja, studenci z pobliskiego Domu Akademickiego. Położona była w centrum miasta, przy placu Akademickim 9, w pobliżu starego gmachu Uniwersytetu.

To tutaj spotykali się także genialni matematycy lwowscy, począwszy od Stefana Banacha, Stanisława Ulama i Hugona Steinhausa. Trochę na uboczu, kameralna, można odpocząć i smacznie zjeść. Na ścianach archiwalne zdjęcia.

Tutaj jest kopia słynnej Księgi Szkockiej, którą otwiera wpis Banacha do Ulama, teraz klienci wpisują swoje uwagi (jeśli wydaje im się, że mają coś do powiedzenia). Oryginał Księgi został uratowany z pożogi wojennej przez żonę Stefana Banacha, Łucję Banachową, a w 1972 r. ofiarowany Międzynarodowemu Centrum Matematycznemu im. Stefana Banacha.

Zeszyt zwany Księgą Szkocką stał się z czasem zbiorem problematów matematycznych, za ich rozwiązanie oferowano różnego rodzaju nagrody, np. żywą gęś.

MATEMATYCY LWOWSCY

 W czasie wojny grupa ta uległa rozproszeniu w wyniku tragicznej śmierci wielu jej członków: Stefan Kaczmarz został zamordowany w KatyniuWładysław Hepter umarł w sowieckim łagrze, Antoni ŁomnickiWłodzimierz Stożek i Stanisław Ruziewicz zostali rozstrzelani na Wzgórzach WuleckichJuliusz Paweł Schauder i Herman Auerbach zostali zastrzeleni przez Niemców w getcie lwowskim, Stanisław Saks zamordowany przez Niemców w Warszawie, Marian Mojżesz Jacob i Menachem Wojdysławski zaginęli w 1942, Meier Eidelheit zamordowany przez Niemców w 1943 r.;  konieczności ukrywania się z powodu żydowskiego pochodzenia Hugo Steinhaus; zakazu prowadzenia działalności naukowej podczas hitlerowskiej okupacji Lwowa (19411944).

Część z nich – Stefan BanachWładysław OrliczJerzy AlbrychtFeliks BarańskiBronisław Knaster – ratowała swoje życie karmiąc wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym prof. Rudolfa Weigla.

Po wojnie członkowie tej grupy zasilili inne ośrodki naukowe: Hugo Steinhaus przeniósł się do Wrocławia, Stanisław Mazur do Warszawy, Stefan Banach zaś z powodu ciężkiej choroby już nie zdążył przenieść się do Krakowa na przygotowaną dla niego katedrę na Uniwersytecie Jagiellońskim i zmarł we Lwowie w sierpniu 1945 r., spoczywa na Cmentarzu Łyczakowskim w grobowcu Riedlów. Z kolei Stanisław Ulam (ur. w 1909 r. we Lwowie, zm. w 1984 r. w Santa Fe) – polski i amerykański (obywatelstwo amerykańskie przyjął w 1943 r.) matematyk, przedstawiciel lwowskiej szkoły matematycznej, był współtwórcą amerykańskiej bomby termojądrowej.

W Krakowie na Plantach ufundowano ławkę upamiętniającą słynną ławkę, na której prof. Hugon Steinhaus włączył się do rozmowy i odkrył Stefana Banacha.

O genialnych Matematykach opowiada znakomita książka Mariusza Urbanka.

DROHOBYCZ

Tylko 9 km od Truskawca, można było dojechać „marszrutką” nawet na stojąco. Tu urodził się i mieszkał Bruno Schulz, stąd pochodził także Juliusz Leo i Kazimierz Wierzyński, tu uczył w szkole Iwan Franko. Drohobycz to spore miasto liczące ponad 90 tys. mieszkańców, ma swój Uniwersytet Pedagogiczny, Galerię Obrazów i wiele bezcennych zabytków i pamiątek. Miasto z historią i tradycją, wzbogacone na soli, stąd w jego herbie solne bochny.

Na miejscu przywitał nas przewodnik Pan Zbigniew, ucieszyłem się, widząc podobieństwo do poety Tuwima i aktora Boruńskiego. Pan Zbigniew z miejsca przedstawił się, że jest ochrzczonym Żydem, najpierw zaprowadził nas do gotyckiej fary, wcześniej pobiegł tam do proboszcza o zgodę. Na nietaktowne pytanie jednej z pań z grupy odpowiedział, że jego przodek przeżył Zagładę ukrywając się w trumnie… Rozbrajająca była ta jego reklamóweczka, w której trzymał akcesoria przewodnika, wyjmował z niej jak z kapelusza kserokopie artykułów z „Kuriera Galicyjskiego” i reprodukcje rycin i starych fotografii, aby porównać ze stanem obecnym.

Pokazał nam w ekspresowym tempie wspaniałą farę pw. Wniebowzięcia NMP, św. Krzyża i św. Bartłomieja, ufundowaną przez króla Władysława Jagiełłę, gdzie w fasadzie umieszczono m.in. krzyżackie miecze spod bitwy pod Grunwaldem, zamienione na krzyże (aby było po Bożemu), wieżę i mury obronne, pomnik Jurija Drohobycza, ukraińskiego filozofa, poety i lekarza, także pomnik Adama Mickiewicza, przy którym Pan Zbigniew zadeklamował fragment wiersza „Kochanko moja, na co nam rozmowa…”. Zobaczyliśmy odbudowaną Wielką Synagogę Chóralną, największą w Galicji, wiele pamiątek związanych z Holokaustem, dawny kościół Karmelitów, imponujący rozmachem Rynek z Ratuszem, willę burmistrza Rajmunda Jarosza,właściciela Truskawca, pochowanego na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie itd., itp.

Wskazał też ulicę Krokodyli ze „Sklepów cynamonowych”, willę referenta gestapo ds. żydowskich Feliksa  Landaua, w której w 2001 r. niemiecki dokumentalista Beniamin Geissler, podczas kręcenia filmu o Schulzu, odkrył na ścianach pokoju dziecinnego ilustracje do bajek braci Grimm. Potajemnie, ale w porozumieniu z władzami miasta, wywieźli je do Izraela pracownicy Instytutu Yad Vashem, sprawa była głośna w mediach, protestowała strona polska i ukraińska, stanęło na tym, że Instytut ma freski „wypożyczone” na 20 lat, póki nie powstanie w Drohobyczu Centrum im. Brunona Schulza, ale na to się niestety nie zanosi. Zobaczyliśmy przede wszystkim dom Artysty i miejsce, gdzie 19 listopada 1942 r. został zamordowany strzałem w tył głowy przez gestapowca Karla Gunthera.

Gdy pędem przechodziliśmy przez jakiś plac, zaczepił nas pijaczek, który zaczął wyzywać Pana Zbigniewa „ty, Polak”. Wcześniej sporo tam było osób proszących o datek, dałem go matce z dzieckiem na ręku, ale rękę wyciągała także jej córka, gdy pojawiły się ponownie, odmówiłem. Inni też coś dawali. W tym miejscu było trochę pijaczków i jednemu z nich zabrakło na alkohol, więc podczepił się pod przechodzących turystów, był wyjątkowo głośny i natarczywy, szedł równo z nami, zanosiło się na awanturę, Pan Zbigniew przyspieszył, słyszałem jak mruknął pod nosem „uważaj, bo będziesz miał zaraz podbite drugie oko”, na szczęście naprzeciw zataczającemu się krzykaczowi wyszedł jakiś mężczyzna, który przytrzymał go i spokojnie odstawił do tyłu.

Niestety, zabrakło czasu na zabytkowe cerkwie grekokatolickie, a na nowobogacką cerkiew prawosławną Pan Zbigniew machnął tylko ręką.

Mówił Mickiewiczem, przy okazji z ujmującym wdziękiem pospiesznie i uprzedzająco odczytał też w jakimś kontekście swój wiersz. Dużo gestykulował, w tej ekspresji było coś teatralnego i przykuwającego uwagę. Barwna postać, jak z powieści Brunona Schulza. Pożegnaliśmy się serdecznym uściskiem dłoni, mówiąc „niech się Pan trzyma!”, w domyśle także jako zdeklarowany Polak, i życzeniami zdrowia, bo Pan Zbigniew całą drogę pokasływał.

koniec

Tekst i zdjęcia: Jarosław Kajdański

Share Button