Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

jozef_Kwolka

 

Należy do grona bodaj najstarszych mieszkańców Kurdwanowa. Chociaż to nie wiek, ale pasja JÓZEFA KWOLKA zasługuje na zainteresowanie oraz uznanie.


Niewyglądający na swoje ponad 90 lat mężczyzna jest emerytowanym księgowym piszącym wiersze. Dzieciństwo i wczesną młodość pan Józef spędził na Kresach Wschodnich, w Zastawiu, w powiecie tarnopolskim. – Moi dziadkowie pochodzili z Komborni, tej samej, która znajduje się w tytule książki prof. Pigonia „Z Komborni w świat” – zwraca uwagę i wspomina: – Babcia marzyła, żebym został księdzem (śmiech), a ojciec był przysłowiową „złotą rączką”. Budował piece, wykonywał meble oraz trudnił się tkactwem. Zrobił kurs, nauczył się pracować na krosnach żakardowskich, a potem skonstruował maszynkę żakardowską, dzięki czemu produkowaliśmy ręczniki i obrusy. Piękne obrusy – podkreśla.

Jak to było na Kresach?

Z dalszych wspomnień wynika, że ojcu pana Józefa zależało na kształceniu syna, który ukończył czteroletnią szkołę publiczną w Zastawiu. – Chciałem się dalej uczyć, ale w pobliżu nie było szkoły, więc przerabiałem materiał z danej klasy i w Tarnopolu zdawałem egzaminy eksternistycznie – wyjaśnia mój rozmówca. – W ten sposób ukończyłem klasę V, VI i VII szkoły powszechnej. Gdy byłem w VII klasie, ojciec musiał sprzedać pół morga ziemi, żeby opłacić nauczyciela, który mnie w domu do egzaminów przygotowywał.
Splot wydarzeń, otwartość na wyzwania, upór w szukaniu miejsca na ziemi sprawiły, że Józef Kwolek znalazł się wśród stypendystów Gimnazjum Kupieckiego w Rybniku. – Podanie o stypendium dla chłopców z Kresów przysłał student, który mi dawał korepetycje – wspomina pan księgowy. Dodaje, że o stypendia starało się 26 chłopców, ale to on znalazł się wśród czterech wybranych szczęśliwców. W ten sposób w 1937 r. młody kresowiak zamieszkał w Rybniku i rozpoczął kolejny okres edukacji. I chociaż wybuch wojny przerwał naukę, to zdobyta wiedza ułatwiła życie w okresie okupacji sowieckiej i niemieckiej oraz start w powojennej rzeczywistości.

Dlaczego został księgowym?

Młody Józef nie bał się roboty. Ciężko pracował w polu, ale też przy budowie torów kolejowych czy skupie płodów rolnych. To w tym czasie poznał ukraińskiego księgowego, który mu zasugerował sposób na życie. – Ten mój szef, główny księgowy – wspomina mój rozmówca – kiedyś powiedział: „Wiesz Józek, gdy Czerwona Armia gdzieś wkracza, to się już nie cofa. Ja nie muszę należeć do partii, bo jestem księgowym. I ty tak zrób, jeśli chcesz zachować jakąś niezależność”. Wykonujący przez 52 lata zawód księgowego pan Józef przyznaje, że dobrze te słowa zapamiętał i nie narzeka, iż skorzystał z owej rady.
Wojenne wspomnienia Józefa Kwolka to temat na osobny artykuł. Dość zaznaczyć, że za sprawą życzliwych ludzi znalazł się w Szaflarach, gdzie pracował w mleczarni i przeszedł drogę od fizycznego pracownika do… księgowego. Po wojnie skończył szkołę, uzyskał świadectwo dojrzałości, ożenił się, został ojcem. Zamieszkał na wiele lat w Zakopanem. – Jesteśmy 67 lat po ślubie – mówi z dumą. – Mamy 3 córki, z których najmłodsza mieszka w Krakowie, średnia – w Szwecji, a najstarsza w Legionowie. Wszystkie założyły rodziny, a ta najstarsza doczekała się już wnuka, więc jestem pradziadkiem.

Skąd pomysł na pisanie?

Emerytowany księgowy przyznaje, że ten pomysł pojawił się w jego życiu przypadkowo. – To było 7 ­marca, ale roku nie pamiętam – wspomina. – Jako biegły rewident przebywałem w Tarnowie na badaniu bilansów. Wieczorem nie miałem co robić, więc napisałem wiersz. Autor recytuje go z pamięci: „Ewę stworzono z żebra Adama/ Wenus powstała znów z morskiej piany/ A nasza piękna współczesna Dama/ W sposób maluchom nawet dziś znany./ Bo czyżby Stwórcy się nie sprzykrzyło/ Z żeberek tworzyć wciąż nowe ciało/ A czy nas również to by bawiło/ I własne żebro tak podniecało…” Twórca kończy wiersz konkluzją: „Dlatego dzisiaj zakończmy z mitem/ Niech to normalne przyjście zostanie/ A że wzajemność potrzebna przy tym/ Niech wspólnym celem będzie kochanie.”
Dodaje, że następnego dnia była akademia z okazji Święta Kobiet, gdzie przeczytał wiersz, który wzbudził powszechną wesołość zebranych.
Dziś Józef Kwolek ma na swym koncie siedem, własnym sumptem wydanych tomików. Są to: „Moje wiersze”(2000), „Wspomnienia ze Wschodu”, „Pamiętnik księgowego”, „Fraszki”, „Satyra, fraszki i humoreski”, „Zauroczenie psychiką ludzką” i „Zauroczenia skojarzeniami” (2013). Pisaniu poświęca wolny czas. Z lektury dwóch ostatnich tomików wynika, że w utworach zawiera spostrzeżenia, uwagi na temat współczesnego życia, spraw codziennych oraz tych ponadczasowych, uniwersalnych. – Moje wiersze mają rytm i rym – podkreśla. – Każdy wers ma 10 sylab, po pięciu następuje średniówka, a po dziesięciu – rym. W danej strofie pierwszy wers rymuje się z trzecim, a drugi – z czwartym. Zapewnia, że nigdy nie uczył się pisania wierszy. – Nie wiem, skąd mi to przyszło – wyznaje. – Zrealizowany temat analizuję. Informację czerpię z obserwacji, książek, w tym również z encyklopedii.

Jak się ocenia?

Twórca ma gotowe do publikacji kolejne teksty: wiersze, w których w zabawny sposób przybliża i tłumaczy dzieciom otaczający świat oraz legendy i baśnie krakowskie. W ostatnim tomiku, w wierszowanym „Wstępie” charakteryzuje swą twórczość, oceniając kolejne publikacje: – Najsłabszy jednak to był z nich pierwszy. Przyznaje, że zawarte w nim wspomnienia sprzed lat nie zachwycały czytelników. – Później pisałem o mitologii… Podkreśla, że bawi i interesuje go „psychika ludzka”. Zaczął pisać fraszki, jak ta: „Chociaż na głowie całkiem łysawo/ Bowiem fizyczna starość nadchodzi/ Z przekory piszę wciąż kędzierzawo/ Może się stylem dusza odmłodzi”.
I to fraszki zajmują poczesne miejsce w jego twórczości. Są szczególnie warte uwagi. Gdy pytam, skąd umiłowanie tego gatunku, autor odpowiada: „Choć zwykle uśmiech nic nie kosztuje/ Może dostarczyć innym radości./ U nas tym gestem się nie szafuje/ Wskutek bezwzględnej dziś oszczędności”. W VII tomiku, w wierszu pt. „Fraszki” znalazłam kolejny wywód na ten temat: „Nie wszyscy bowiem tak dostrzegają/ Różne odmiany ludzkiej słabości/ Które autorzy w siebie wchłaniają/ I przekazują w formie twórczości/ Którą chcą bawić swych czytelników/ Przez to wprowadzać w lepsze nastroje/ Rozśmieszać nawet i ponuraków/ Często ukrytych w skorupy swoje”.
Nastrój radości towarzyszy też twórcy – pogodnemu człowiekowi, który potrafi godzinami opowiadać (ze szczegółami) historie sprzed lat. Najwyraźniej pisanie ma wpływ na dobrą formę i fizyczną, i psychiczną. A gdy pytam fraszkopisarza, uważnego obserwatora otaczającego go świata, po co tworzy wiersze, po co je wydaje, on z rozbrajającą szczerością wyznaje: – Piszę dla przyjemności. To dla mnie radość, satysfakcja, gdy wiersz układa się w logiczną i rytmiczną całość i jeszcze na dodatek niesie warte zapamiętania treści.

Tekst i fot.
Maria Fortuna-Sudor 

Share Button

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

* Copy This Password *

* Type Or Paste Password Here *