„Pisanie ikony jest czynnością sakralną, moim osobistym narzędziem na drodze rozwoju duchowego…” – przyznaje DANUTA PERIER-BERSKA.
Jest poetką, malarką, ikonopistką. Po śmierci pierwszego męża przeniosła się z Piasków na Kurdwanów i tu, w jednym z wieżowców (przy ul. Witosa), powstają jej wiersze, mandale i ikony. W jej biogramie czytamy: „Zdobycie wykształcenia i założenie rodziny złożyło się na pierwszą część jej życia. W wieku późniejszym rozwinęła drzemiące w niej talenty do poezji i malarstwa…”
Od słowa do obrazu
Przed laty, przy okazji pierwszego tomiku poetyckiego „Słonecznikowa miłość”, przybliżałam twórczość poetycką Danuty Perier na łamach „Wiadomości”. Dzisiaj poetka, dla bliskich – Nutka, to twórczyni ze znacznym dorobkiem literackim. Uznana i doceniana autorka kilkunastu tomików poetyckich, której wiersze oraz proza poetycka są publikowane w almanachach i na łamach czasopism. O jej twórczości licealistka napisała pracę, w ramach realizowanego projektu. A sama autorka wspiera innych twórców, m.in. jako opiekun Otwartego Koła Autorów w krakowskim oddziale Związku Literatów Polskich.
W malutkim i przytulnym mieszkaniu na wszystkich ścianach wyeksponowane są obrazy, mandale, ikony. Rudo – biały „Fredek” z uwagą przyjrzał się nieznanemu przybyszowi. Przeszedł nawet kilkakrotnie po kuchennym stole, gdzie powstają wiersze, gdzie są pisane ikony. A zanim sobie poszedł do pokoju, obwąchał dyktafon, zajrzał do mojej torebki…
Mamy rozmawiać o ikonach, ale szybko się okazuje, że w twórczości Danuty Perier-Berskiej pisanie wierszy i ikon to nierozerwalna całość. Gdy dopytuję, jak to się zaczęło z malarstwem, moja rozmówczyni, uśmiechając się, wspomina: – Pamiętam, że równolegle do tworzenia poezji było we mnie pragnienie, żeby zacząć malować. Chociaż nigdy tego nie robiłam, nawet biedronki nie potrafiłam namalować. Ale ponad 20 lat temu, któregoś dnia, wracając do domu, w sklepie papierniczym, tu na Kurdwanowie kupiłam sobie farbki. Idąc z tym zakupem, śmiałam się sama z siebie. Ale chciałam koniecznie malować kolorami. Na kartkach bloku powstawały w różnych kolorach koła i koła, i koła… Potem to zarzuciłam. Któregoś dnia, gdy przyszły moje koleżanki, Antoś (Antoni Berski – drugi mąż poetki, przyp. red.), który mnie zawsze wspierał, chciał się pochwalić, jak maluję i wyciągnął te bloki rysunkowe z kołami. A jedna z koleżanek, patrząc na nie, stwierdziła, że to są mandale. Wtedy po raz pierwszy spotkałam się z tym określeniem. Jednak skupienie na poezji sprawiło, że autorka kolejnych tomików na pewien czas zarzuciła myśli o malowaniu.
Ikony i mandale
Przełom nastąpił ponad 12 lat temu, kiedy Antoni znalazł informację o kursie pisania ikon. – Antoś wiedział, że mnie się ikony podobały – wspomina Nutka i uśmiechając się dodaje, że gdy zadzwoniła do Anny Meisenhalter Crisanti, która prowadziła ten kurs w Muzeum Erazma Ciołka, to zapytała, czy kobieta w jej wieku może się uczyć pisać ikony, a usłyszawszy zapewnienie, że są starsi, zdecydowała się zapisać. – Zobaczyłam, jak żmudna jest to praca – przyznaje i opowiada: – Przez cały kurs pisaliśmy tylko Pantokratora. Potem , gdy zobaczyłam efekt, to okazało się, że Pan Jezus na ikonie każdego z nas, chociaż dostaliśmy jednakowe rysunki do kopiowania, miał inną twarz. Poetka zapamiętała także skierowano do niej słowa prowadzącej kurs: „Jak ktoś zacznie pisać ikony, to nigdy nie przestanie”.
Danuta przyznaje, że mogłaby malować codziennie, ale to kosztowna twórczość. Aby jednak tę potrzebę zaspokoić, wymyśliła coś w zamian. – Zaczęłam malować mandale, w środku których umieszczam obrazy z ikon – przyznaje, i wskazuje na wiszącą na jednej ze ścian jej mieszkania mandalę z chustą św. Weroniki. Równocześnie zaznacza: – Jak tylko mam środki, to wracam do ikon.
Przy okazji indywidualnej wystawy ikon i mandali w 2022 r. w Babiogórskim Centrum Kultury w Zawoi Danuta Perier-Berska napisała: „Pisanie ikony jest czynnością sakralną, moim osobistym narzędziem na drodze rozwoju duchowego. Dlatego przed przystąpieniem do pracy zapalam światło świecy i odmawiam modlitwę, która poprowadzi mnie bliżej Stwórcy. Ikona to wizerunek sakralny związany z tradycją chrześcijańską wschodu (…) W ikonie wszystko ma sens. Ikona nie jest tylko zwykłym obrazem religijnym. Każdy detal ma szczególne znaczenie. Ustawienie twarzy ze spojrzeniem skierowanym na patrzącego ułatwia nawiązanie kontaktu podczas modlitwy. Podobnie ułożenie rąk, jak również kolor ikony. Uważano, że barwa w ikonie jest tym samym, co słowo. Ona jest jak książka, z której możemy przeczytać boski przekaz. Biorąc do ręki deskę, mam wrażenie, że patrzę przez zamglone okno, za którym jest droga. Ta droga prowadzi do Źródła, czyli do świata duchowego, który nie ma nic wspólnego ze światem rzeczywistym. (…) Pisanie ikony to dla mnie wychodzenie z mroku do światła. Piękno tworzenia zatrzymuje mnie na dłużej w dialogu ze świętymi i to jest właśnie ta droga, którą podążam, pisząc ikonę. Żadna z moich ikon nie jest podpisana imieniem i nazwiskiem, nie ma także podanej daty powstania…”
Wpływ na życie
Zdarza jej się pisać ikony na zamówienie. – Zaczynam od szukania materiałów na temat świętego, którego mam przedstawić, czasów, kiedy żył, jego wizerunków, wyobrażeń. A potem, pisząc ikonę, słucham muzyki cerkiewnej albo kazań o świętych. To pomaga mi się wyciszyć i skupić na temacie. Zapewnia, że mogłaby cały dzień przesiedzieć przy tej pracy, gdyby nie chore nogi, no, a przede wszystkim poezja, na której tworzenie też trzeba znaleźć czas.
Chociaż okazuje się, że wiersze powstają także przy pisaniu ikon. Opowiada: – Gdy ktoś prosi o ikonę, to robię wszystko, żeby się na tym skupić i wtedy zdarza się, ale to nie jest zawsze, że się rodzi wiersz do ikony pisany… Przyznaje, że to nie jest poezja z najwyższej półki, bo w tych utworach – rymowanych, ze średniówką, z melodię – którymi obdarowuje adresatów ikon, są zawarte zupełnie inne wartości. Dodaje: – Dzwonią do mnie obdarowani takim wierszem i mówią, że się nauczyli go na pamięć i traktują jak modlitwę.
Skromnie przyznaje, że nie jest mistrzem w pisaniu ikon i podkreśla: – Największą satysfakcję sprawia mi, gdy ktoś przyznaje, że moje ikony mają w sobie „coś”. I to jest właśnie to, co chciałabym przekazać. A gdy pytam, co jej samej daje twórczość, odpowiada: – Uczę się cierpliwości i pokory, wielkiej pokory. Nauczyłam się nie oceniać ludzi. Zupełnie inaczej ich dzisiaj postrzegam. Być może mają na to wpływ mój wiek, doświadczenie, ale możliwość skupienia się na jednym temacie, na tym świecie, w którym wówczas przebywam, ma wpływ na moje życiowe postawy. Uśmiechając się zapewnia, że nie potrafi się gniewać na ludzi, a nawet na swego kota, który coś tam czasem spsoci. Przyznaje, że chciałaby wydać tomik z poezją religijną, ale zwyczajnie jej na to nie stać, więc póki co, jest to projekt marzeń. Może się kiedyś spełni?
Ma to coś
W malutkim mieszkaniu na Kurdwanowie spotkałam niezwyczajną kobietę. W czasie rozmowy ani raz nie usłyszałam, by na kogoś czy na coś narzekała, a przecież powody zawsze można znaleźć. Nie używa najdroższych kosmetyków, nie ma markowych ciuchów, ale ma w sobie to coś, co sprawia, że chce się z nią być, rozmawiać (nasza rozmowa trwała jeszcze długo po wyłączeniu dyktafonu)…
– Antoś powiedział mi kiedyś: „Nutka, pamiętaj, że jak się robi coś z pasją, to się człowiek nie męczy, możemy wtedy pracować całymi dniami…” – wspomina, gdy już wychodzę i wyznaje, że ma świadomość przemijania, że bolą ją pożegnania osób bliskich. Równocześnie zaznacza: – Cieszę się każdą chwilą. Będę twórcza tak długo, jak to będzie możliwe.
Maria Fortuna- Sudor
Zdjęcia: archiwum
Danuty Perier-Berskiej