– Po placu potoczył się przyniesiony bochen chleba, a znajdujący się nieopodal więźniowie rzucili się na niego jak ptaki na ziarna – opowiada rodzinną historię Andrzej Ulman, prezes Towarzystwa Przyjaciół Prokocimia im. E. i A. Jerzmanowskich
Tuż obok obozu Kraków Płaszów, przy ul. Za Torem w 1942 r. został utworzony Karny Obóz Służby Budowlanej (Baudienst).
W kamieniołomie Liban
W czasie II wojny światowej w oddziałach Baudienstu pracowali powoływani na roczną służbę młodzi Polacy, zwani junakami (z roczników 1916 – 1926). Byli wykorzystywani m.in. do robót fizycznych, do usuwania skutków klęsk żywiołowych. Zdarzało się, że zmuszano ich do kopania grobów dla ofiar Holokaustu lub masowych egzekucji.
Tych, którzy próbowali się od tych obowiązków uchylić, Niemcy kierowali do utworzonego w kamieniołomie Liban (gdzie od 1873 r. wydobywano wapień) Obozu Karnego Służby Budowlanej. Pierwsi więźniowie trafili tu 15 kwietnia 1942 r. Latem 1942 r. w obozie przebywało 800 osób. Ogólną liczbę więźniów, którzy przeszli przez obóz, szacuje się na ok. 2 tysiące. Ich praca, głównie na terenie kamieniołomu, polegała na wydobywaniu kamienia, wypalaniu wapna i przygotowaniu kruszywa do budowy dróg.
Przymusowej harówce towarzyszyło poganianie i bicie, nierzadkie były śmiertelne wypadki. W przypadku ucieczki więźnia stosowano regulaminową karę chłosty. W obozie nie wydawano ubrań, po pewnym czasie te, w których tu trafili, zamieniały się w łachmany. Często chodzili boso. Najbardziej niepokorni więźniowie mieli skute łańcuchami ręce i nogi. Racje żywnościowe były ograniczone, a ciężkiej pracy towarzyszyło bicie więźniów przez członków Sonderdienstu (policja pomocnicza w GG) i ukraińskich sił pomocniczych.
Wspomnienie
Na pobyt w tymże karnym obozie pracy został skazany Jan Ulman z Pcimia, stryj Andrzeja Ulmana – prezesa Towarzystwa Przyjaciół Prokocimia im. E. i A. Jerzmanowskich. Mój rozmówca po raz pierwszy publicznie opowiada rodzinną historię. Zna ją z opowieści swego ojca, Wojciecha. Zauważa, że dzisiaj, gdy coraz rzadziej mówi się o tragicznych, wojennych doświadczeniach Polaków, warto takie historie upamiętniać. Wspomina:
– W czasie II wojny światowej moja babcia mieszkała z dziećmi, bo dziadek już nie żył, w Pcimiu, na tzw. Działach. Gdy Niemcy ogłosili w gminie nabór Polaków do przymusowych prac w III Rzeszy, sołtys zarządził, że trzeba wystawić konkretną ilość mieszkańców Pcimia. W tej sprawie przyszedł także do babci, a ponieważ mieszkało z nią czterech młodych Ulmanów, więc sołtys oczekiwał, że przynajmniej jeden pojedzie na roboty do Niemiec. I właśnie stryj Jasiu podjął decyzję, że to on się zgłosi. Przyszedł na wyznaczone miejsce do sołtysa, który zarejestrował jego dane. Tymczasem Jan podjął nagłą decyzję, że ucieknie. Zaczął się oddalać. Sołtys zgłosił ucieczkę. Grupa Niemców udała się za uciekinierem, dogonili go, gdy przechodził mostem nad Rabą. Zaczęli do niego strzelać, dopadli go i aresztowali. Stryj wylądował w obozie na terenie kamieniołomu Liban. Po jakimś czasie rodzina dowiedziała się o tym. Babcia bardzo martwiła się o syna…
Tymczasem mój tata, Wojciech Ulman chodził przynajmniej raz w tygodniu do Krakowa, gdzie handlował – latem jagodami, a jesienią grzybami. Babcia prosiła Wojtka, aby pytał o brata, chociaż to wydawało się niemożliwe i niebezpieczne. Ojciec nikogo w Krakowie nie znał. Jesienią zaczął przywozić rydze, które chętnie kupowali Niemcy. Tata opowiadał, że na tych targowych placach Niemcy ustalali ceny sprzedawanych przez Polaków towarów, drożej nie wolno im był sprzedawać. Ale tata, podczas kolejnego pobytu w Krakowie, gdy tych rydzów miał dużo, zdecydował się ukryć dwa koszyki takich najładniejszych, chciał je sprzedać drożej. Jeden Niemiec zainteresował się przykrytymi koszykami i zobaczył, że tam są ukryte najładniejsze rydze. Zapłacił za nie taką cenę, jaką tata podał. Powiedział też, że chętnie kupi jeszcze więcej i polecił tacie, aby następnym razem przyniósł rydze do jadłodajni na ul. Jana.
Wpływowy Niemiec
Ojciec wspominał, że ten Niemiec to musiał być wpływowy człowiek, może nawet był oficerem, chociaż tata się na dystynkcjach nie znał. Za którymś razem, gdy spytał, skąd tata jest, młody Ulman odważył się opowiedzieć o bracie w obozie. Zapytał Niemca, czy by mu nie pomógł uzyskać widzenia. A ten obiecał, że spróbuje zorganizować spotkanie. Gdy już miało do niego dojść, polecił tacie, aby bratu przyniósł chleb, bo tam ludzie głodują i jakąś koszulę, bo więźniowie chodzą obdarci.
Przed ustalonym widzeniem braci mama Jaśka i Wojtka upiekła chleb, przygotowała też koszulę, w której zaszyła 20 zł. Mój tato udał się do obozu z wypisaną przez Niemca przepustką, z chlebem i koszulą. W bramie zatrzymał go strażnik, kazał mu wszystko wyłożyć na stół. Gdy w koszuli znalazł zaszyte pieniądze, zaczął wrzeszczeć. Po placu potoczył się przyniesiony bochen chleba, a znajdujący się nieopodal więźniowie rzucili się na niego jak ptaki na ziarna. Strażnik w złości złapał za broń, więc Wojtek zaczął uciekać…
Po kilku dniach tata znów był Krakowie z rydzami dla Niemca, a gdy ten zapytał o spotkanie z bratem, powiedział prawdę… Po latach ojciec wspominał, że Niemiec nie okazał złości, a po jakimś czasie zorganizował widzenie braci. Dał mojemu tacie list i kazał mu go trzymać w dłoni w specyficzny sposób. Tata ponownie przyszedł do bramy obozu, gdzie stał ten sam strażnik, który zabrał ten list i kazał czekać. Bracia się spotkali, chociaż tym razem tata nic nie miał dla więźnia. A po pewnym czasie Jasiek wrócił do domu. Wypuścili go z obozu. Tata był przekonany, że pomógł w tym ów Niemiec od rydzów.
Stryj opowiadał tacie, że więźniowie spali w piecach, w których były wypalane wapienie. Z jednej strony dzięki temu nie było im tak zimno, ale w tych warunkach błyskawicznie rozwijały się choroby, np. tyfus. Wielu z nich tam umierało, czym nikt się nie przejmował. Jan Ulman wspominał, jaki tam był głód. Opowiadał, że ktoś przerzucał chleb na teren obozu, to byli prawdopodobnie mieszkańcy Woli Duchackiej albo Płaszowa. Ich pomoc niejednego więźnia uratowała przed śmiercią głodową.
Po jakimś czasie stryj znów znalazł się w jednym z oddziałów Baudienstu, a później został wywieziony na roboty do Niemiec. Tam doczekał wyzwolenia, po czym wyjechał do Anglii, gdzie założył rodzinę. Polskę, rodzinny dom w Pcimiu odwiedził tylko dwukrotnie.
Zbiorowa mogiła
Warto przypomnieć, że w lipcu 1944 roku, w wyniku zbliżającego się frontu, w obozie zapanowała panika. Większość ukraińskiej straży uciekła. Masowo zbiegli również Polacy – więźniowie. Pozostała grupa 23 osób chorych. Oni nie byli w stanie sami uciec. Niemcy zamordowali ich w nocy z 21 na 22 lipca. Komendant obozu Bruno Benecke wysłał przełożonym meldunek o tym, że w czasie ucieczki zastrzelono 21 osób. Ciała zamordowanych pogrzebano u stóp skały, obok dawnego budynku mieszkalnego więźniów. Obecnie w kamieniołomie Liban znajduje się zbiorowa mogiła, wykuty w skale pomnik z 1948 r. z tablicą pamiątkową, krzyż postawiony przez „Solidarność” w 1981 r., a także pozostałości transporterów i pieców.
Kamieniołom Liban zagrał w filmie Stevena Spielberga „Lista Schindlera” hitlerowski obóz zagłady Płaszów. Pozostałości scenografii: drewniane słupy z resztkami drutu kolczastego, fragment ścieżki ułożonej z imitacji macew do dzisiaj można tu znaleźć.
Informacje na temat Obozu Karnego Służby Budowlanej w kamieniołomie Libana podaję za: krakow.ipn.gov.pl/pl4/edukacja/przystanek-historia/95427,Niemiecki-oboz-Liban-w-Krakowie-Praca-przymusowa-w-Generalnym-Gubernatorstwie.html
Maria Fortuna- Sudor
Zdjęcia: IPN