WOJNA INFORMACYJNA. Wojna na Ukrainie toczy się także w wirtualnej sieci i w mediach, jej obraz tworzą cenzury wojenne obu stron, stosowane są techniki nowe i stare w zakresie dezinformacji. Mają one wywołać oczekiwane efekty i skutki. Przypominam o tym dlatego, że wielu z nas w ten sposób wspiera Ukrainę i jej bohaterskich obrońców. Jednak nie jest tak, że dostajemy żywą, bieżącą informację – one poddane są cenzurze. Tylko pozornie jesteśmy blisko zdarzeń, a nawet w samym ich centrum. To nie jest możliwe. Wiarygodne są relacje świadków, ale tak jak mówi zasada wiarygodności informacji, muszą być potwierdzone przynajmniej z dwóch źródeł, czyli od dwóch świadków. Choć obrazy tej wojny są makabryczne (tak jak obrazy każdej wojny totalnej), mimo wszystko zachowujmy spokój, to przyda się także tym, których wspieramy. Czytaj więcej
POTWÓR Z KREMLA („Wiadomości” – kwiecień 2014). Jak Europa mogła wyhodować na swoich obrzeżach takiego satrapę jak Putin? Gdzie jest współczesny Charlie Chaplin (autor „Dyktatora”), który miałby odwagę nakręcić prześmiewczy film o tym frustracie z Kremla. Scena, gdy mały chojrak pojawia się w wielkich wrotach, otwieranych tak, jakby za nimi miał nastąpić jakiś majestat – nadaje się na pierwszy kadr. I to jak wywala się rozciągnięty niczym płastuga na tym swoim imperatorskim, czerwonym dywanie. Świat zastyga w przerażaniu, co będzie dalej: umarł czy trzeba go będzie podnieść? Wstał sam, no to gieroj, co się kulom nie kłania (choć pokłonił się nisko swojemu dywanowi)… A jak to się zaczęło, w którym momencie narodził się tyran? To był wieloletni proces, w którym Europa znowu wzięła aktywno-pasywny udział. Bo jej się opłacało. Ukraiński Euromajdan popsuł tę „sielankę”. Po drodze była Czeczenia, Gruzja i Syria. Głaskanie potwora, podsuwanie prezentów, aby jak najdłużej zatrzymać go w kojcu, skończyło się. Teraz pokazał, co z niego wyrosło, chce coraz więcej i sam sobie to bierze. Czytaj więcej
SYRENY. Lata 60. w Szczecinie były niespokojne. Nie tylko dlatego, że rządziły gangi, ale też ze względu na sytuację międzynarodową, jak kryzys kubański w 1961, gdy świat wstrzymał oddech przed wybuchem wojny atomowej. Chrzestny zrobił nam „nieśmiertelniki”, które, dzięki Bogu, nie trzeba było wykorzystać… Za to ćwiczono alarmy przeciwlotnicze bez uprzedzenia. Chyba to robiono w niedzielę, bo rodzice byli w domu, o tyle przynajmniej strachu było mniej. Mieszkaliśmy na Pogodnie, w blokach wokół szpitala przy Unii Lubelskiej, wybudowanych pod koniec lat 30. dla rodzin żołnierzy Luftwaffe. Syren w okolicy było sporo, jedna taka sterczała jak antena na kamienicy położonej najwyżej. Ona intonowała alarm i go kończyła. W ślad za nią podnosiły się trąby olbrzymich cielsk sąsiednich syren. Przygniatało mnie do ziemi, do dywanu to ich wycie: ogłuszające, wibrujące, przeraźliwe. Dopiero później poznałem, że syreny można słuchać w postawie zasadniczej, ale wcześniej uczono rodzajów alarmów. Czytaj więcej
A JA-KI. – A ja pierwsza zachorowałam na covida. – Mówi się poprawnie SARS-CoV-2 i COVID-19. – A ja pierwsza trafiłam do szpitala, ledwo przeżyłam. – A ja byłam pod respiratorem. – A ja leżałam obok chorego pod respiratorem, który dusił się i rzęził, a z oczu szła mu krew. – A ja się pierwsza zaszczepiłam dawką dla uprzywilejowanych. – A ja byłam na kilku izolacjach. – A ja byłam na izolacjach i kwarantannach. – A ja wzięłam już czwartą dawkę. – A ja tak się pochorowałam od tego szczepienia, że ho. – A ja zrobiłam sobie zdjęcia z odkrytym ramieniem po każdej dawce, aby być przykładną bohaterką, ładnie na zdjęciu wyszłam. – A u nas płacili po 500 zł za zaszczepienie, opłacało się. – A ja zachęcałam niezaszczepionych, wydzwaniałam do nich i poganiałam na forach społecznościowych. – A ja się pokłóciłam z bratem i ojcem, bo są nieodpowiedzialni i zabijają innych. – A u nas zmarli leżą nie pochowani, takie kolejki z trumnami. – A ja mam paszport covidowy, mogę wchodzić gdzie chcę i i jeździć za granicę. – A ja już nic z tego nie rozumiem. – A ja się boję, co będzie po covidzie. – Mówi się poprawnie SARS-CoV-2 i COVID-19. Czytaj więcej
PIĘTNO: niewolnika – buntownika. Dawno temu zanosiłem po redakcjach moją publicystykę, takie tam minieseje, minifelietony. Łudziłem się, że media są wolne, niezależne i autorskie. Waliłem prosto z mostu (było takie pismo przed wojną). Pisałem co się – według mojego oglądu – wyprawia i wyczynia. Krajowe, kolesiowate media w zasadzie stawiały mi szlaban, mogłem nieco, na skromną miarę, „poszaleć” w mediach polonijnych, gdzie może docierało, jakie media być powinny. Dopiero później objawili się na krajowym rynku niezależni wolni strzelcy, tworząc własne autorskie programy i szybko przybierając szaty objawionych proroków… Wśród moich tekstów były takie tytuły, jak „Zakute łby”, „Myślenie stadne”, czy cykl legend krakowskich. Był też miniesej „Czekanie”. Pisałem w nim o tym, że czekanie jest bizantyjskim sposobem sprawowania władzy i uprawiania polityki. Zacząłem od Dostojewskiego, który obnażał wschodnie okrucieństwo polegające na upokarzaniu, upodlaniu i skazywaniu na wieczne czekanie – na każdą decyzję, na odmowę, na łaskę życia lub śmierci. To dotyczyło także wyroków śmierci, okrutnie odwlekanych w czasie. Stosowali to z upodobaniem kaci w różnych rejonach świata. Porównanie między nazizmem, który eksterminował ciała, a komunizmem, który przede wszystkim niszczył dusze, łamał je i zniewalał. Totalitaryzmy mają różne barwy i wcielenia, mogą mieć – tak jak współcześnie – zakamuflowane formy. Ich celem jest łamanie i uzależnianie człowieka, ale także całych pokoleń – aby uczynić z nich spolegliwych, ogłupiałych niewolników, wdzięcznych za wszystko swoim panom życia i śmierci. Niewolnicy utrzymują taką władzę, ale nie chcą mieć tego wyzwalającą świadomość. Wdzięczność wobec władzy, że w końcu coś łaskawie dała, a mogła tego nie zrobić, przenika świadomość ludzi, którzy są niewolnikami – z natury, z wyboru, z wygody. Paradoksalnie niewolnictwo daje poczucie bezpieczeństwa. Zderzenie niewolnika z buntownikiem jest zawsze ryzykowne i wybuchowe, nie wiadomo czym się skończy. Jeden drugiego przekonuje do swojej racji, raz lepiej, raz gorzej. Buntownicy zawsze są w mniejszości, wszelkie zrywy ku wyzwoleniu wywołują strach niewolników, niekiedy ich agresję. Porwać niewolników do buntu to wielki wyczyn, na miarę takich postaci jak np. św. Jan Paweł II. Chodzi o to, aby w każdej niewoli być wolnym człowiekiem. Czytaj więcej
NIEODPOWIEDZIALNOŚĆ. Gdy uczyłem młodych dziennikarzy, na pierwszych zajęciach omawialiśmy dekalog dziennikarza, czyli zasady etyczne tego zawodu. Oprócz spostrzegawczości, obiektywizmu, niezależności, wrażliwości itp., była też odpowiedzialność. Zajęcia polegały na tym, że mieli sami wypisać te cechy, czyli jakie mieli wyobrażenie o tym zawodzie. Zawsze mieli wysokie, bo w końcu jest to zawód społecznego zaufania. Z mojego doświadczenia i obserwacji widzę, niestety, jego upadek. Dziennikarz goni za sensacją i plotką, nie sprawdza informacji, liczy się news i kto pierwszy go poda. A redakcje są od tego, aby newsa obrobić (niekiedy wykreować), nadać znaczenie i rangę. Aby przypodobać się wydawcy, który liczy poczytność, oglądalność i klikalność. Liczy się poklask i zysk. Ponad tym wszystkim stoi jakaś konkretna polityka, która pochłania, niszczy i korumpuje dziennikarza, zmieniając go w swojego rzecznika prasowego. W oparach sensacji, absurdu i emocji (te złe najlepiej się sprzedają) – ginie przekaz i wymiana informacji, które stanowią podstawę do debaty publicznej i kreują życie społeczne naszej wspólnoty. Howgh!
Czytaj więcej
ŚWIĘTO CHOPINA. Pusto i głucho zrobiło się po zakończeniu 18. Konkursu Chopinowskiego. Odbiorniki telewizyjne, radiowe i inne rozbrzmiewały muzyką Chopina każdego wieczoru. Były rozmowy i emocje. Gala była uwieńczeniem trzech tygodni zmagań konkursowych. Był to konkurs wyjątkowy ze względu na wysyp talentów pianistycznych. Zgłosiło się ok. 500 osób, do konkursu zakwalifikowano 85. Wybór był arcytrudny, jury pracowało do godziny 2 w nocy. Czuć było, że trudno wypracować kompromis, myślałem, że będzie votum separatum niejednego jurora. Werdykt rozczarował nie tylko mnie. Jak można było nie nagrodzić Evy Gevorgyan (Rosja/Armenia) i Hao Rao (Chiny). Mówiono, że są młodzi (po 17 lat) i że mają czas. Dobrze że przynajmniej nagrodzono zjawiskową Aimi Kobayashi z Japonii. Ale można było nagrodzić ją wyżej. (W nawiasie i toutes proportions gardées. Udzielałem się jako radny przy konkursie dzielnicowym, gdzie przyznawaliśmy coroczne Nagrody w dziedzinie Kultury. To była przyjemność, a jeszcze większa na gali wręczania nagród. Wiem, co to dyplomatyczne „forsowanie” swojego kandydata). Czytaj więcej