Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

KIBICE. Jedziemy autobusem 174 do NCK na koncert Roberta Kasprzyckiego. Rozmawiamy nie cicho, chociaż tak nie lubię, ale musimy przełamać hałas komunikacyjny. Nie musimy i gdyby nie towarzystwo, to w ogóle bym nie gadał byle gadać. Zajęliśmy trzy miejsca siedzące. Na jednym z przystanków dosiada się do nas pani w okularach z bagażami. Gadamy o sporcie. – Gdybyście mi nie powiedzieli o tym meczu z Włochami, to bym nie oglądała. Boże święty, jak się denerwowałam, wyprasowałam całe zaległe pranie. – Jak można oglądać mecz siatkówki, prasując, zostawiłem bez komentarza. – Mieli słabszy dzień, bo grali bez odpoczynku po meczu z Brazylią, wtedy dali z siebie wszystko – zgadzamy się. – Wielka szkoda, byliśmy tak blisko złota – potakujemy. – Jeśli chodzi o kruszec, wolę srebro – wtrącam, byle wtrącić i cieszyć się srebrem. Dodaję: – Teraz gramy w koszykówkę i idzie nam dobrze. – Nagle ożywia się pani w okularach siedząca obok, mówi, że właśnie gramy półfinał z Francją. – Wyrównaliśmy – mówi młody chłopak wpatrzony w ekran smartfona. – No nieźle, autobus pełen kibiców – komentuję ze śmiechem, który udziela się innym. Ale mamy mistrzostwo w US Open Igi Świątek, podsumowujemy z zadowoleniem. Wysiadamy przy placu Centralnym. Obie panie innym wyjściem, ja innym, przy kierowcy, aby widział moje zmagania się ze schodami. Za mną wysiada kobieta, który się potyka i wywala jedną z toreb pełną chuchów. Cofam się i pomagam jej wstać. – Nic się pani nie stało? – dopytuję, widząc, że krew leci jej z nosa. Czuć od niej alkohol. – Nie, już dobrze – zaciąga po ukraińsku. Ma dwie wielkie torby z ciuchami. – Niech pani gdzieś usiądzie – rozglądam się za ławką. Ławki nie ma, ale jest murek, na którym siedzę dwie dziewczyny. Jedna z nich podchodzi do mnie i daje mi chustkę higieniczną, bo myśli, że ta Ukrainka jest ze mną. Odchodzimy w kierunku NCK. Odwracam głowę i widzę, że Ukrainka radzi sobie dalej ze sobą i z tobołami. Kobiety jako kibice, myślę sobie potem. A przecież najżarliwszym kibicem naszej reprezentacji w piłce nożnej i Lewandowskiego, jest moja mama. Jakiś czas temu namówiłem ją na oglądanie meczów naszej reprezentacji, komentujemy je w przerwach przez telefon na linii Kraków – Szczecin. Jak ona komentuje! – ile emocji, ile trafnych uwag, ile serca! Kobiety są naszymi kibicami od urodzenia, od kołyski, kibicują nam w szkole, w pracy. To dla nich mówimy pierwsze słowa, stawiamy pierwsze kroki, popisujemy się, zdobywamy cele, wychodzimy na boisko, toczymy walki: o siebie, o rodzinę, o ideały, o ojczyznę. Bądźcie pochwalone, nasze anioły stróże!

NA ROWERACH. Rowery były u nas tradycją rodzinną, dziadkowie kupowali je wnukom, takim sposobem dostałem mój pierwszy rower „żabka”, na którym uczyłem się jeździć. Mój 92-letni ojciec nadal jeździ na rowerze po parku i lesie, gdzie też ćwiczy na przyrządach. Był czas, że kupiłem mu rower i zawieźliśmy go samochodem do Szczecina, ucieszył się jak dziecko… W deszczu i w słońcu, pęd wiatru na twarzy, zapach przygody, jazda po wertepach, po ścieżkach w Lesie Arkońskim, na torze kolarskim, crossowanie po korzeniach, wjazdy i zjazdy, miałem kondycję. Najbardziej intensywnie jeździłem pod koniec podstawówki i w liceum, miałem „albatrosa”, a wcześniej składaka, było jeszcze coś pośredniego, ale nie pamiętam. Jeździłem po okolicach na szczecińskim Pogodnie. Stępa, kłusem, galopem, cwałem – tak sobie to wyobrażałem, a mój wierzchowiec dawał z siebie co mógł, byliśmy za pan brat, dbałem o niego… Kiedyś podczas wieczornej przejażdżki zauważyłem ją, jak śmignęła przede mną. Tylko blond włosy rozwiane zostawały w tyle. Puściłem się galopem za nią. Trzymałem dystans, aby jej nie spłoszyć, nie przestraszyć. Dojechała do kamienicy, zsiadła z roweru i wtachała go do środka. Fasada tej kamienicy była rozświetlona upalnym, wakacyjnym słońcem. Oszalałem ze szczęścia, ale nie dałem nic po sobie poznać. Codziennie o tej samej porze podjeżdżałem pod kamienicę, stojącą w ciągu balkonowców położonych naprzeciw koszar. Kręciłem się, patrzyłem w okna, gdzie jak mi się zdawało mieszkała ta cud dziewczyna. Zawracałem. Tęsknota zżerała mi serce… Raz jeden zauważyłem ją jak podjeżdża swoją damką pod górę. Rozpędziłem się, aby nie stracić jej z oczu, podjechałem blisko stając na pedałach. Obejrzała się do tyłu… Nie mogłem zasnąć w nocy. Nigdy jej więcej nie spotkałem.

Jarosław Kajdański

Share Button