– I im bliżej byliśmy św. Jakuba, tym bardziej zwalnialiśmy, bo się okazywało, że to tak naprawdę ta droga jest ważna i nie chce się dojść – przyznaje PIOTR BIESIKIRSKI od lat pielgrzymujący z rodziną drogami św. Jakuba.
Państwo Agnieszka i Piotr Biesikirscy są nauczycielami. Pracują w Zespole Szkół Specjalnych w Krakowie, a mieszkają, wspólnie z synem Pawłem – studentem, na Woli Duchackiej.
To stąd od lat wyruszają na Camino. Czterokrotnie doszli do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Ale chodzą też szlakami oznaczonymi muszlą w Polsce i w krajach sąsiednich. Pomimo wielu obowiązków, jakie mają nauczyciele zwłaszcza przed zakończeniem roku szkolnego, nie usłyszałam z ich strony narzekań, utyskiwań. Caminowicze z Woli Duchackiej przyszli na spotkanie uśmiechnięci, otwarci na rozmowę. Chętnie opowiedzieli swoją historię.
Sygnały od św. Jakuba
Już na wstępie podkreślili, że pielgrzymowanie drogami św. Jakuba różni się od bardzo popularnych w Polsce wakacyjnych pielgrzymek zmierzających na Jasną Górę. – Nawet jeżeli idziemy w grupie, to i tak każdy idzie swoim tempem – wyjaśnia Piotr Biesikirski. – Mam ochotę, to pogadam, a nie mam – to odejdę. Niektórzy wspólnie się modlą, inni chcą to robić sami, więc idą z tym swoim różańcem całkiem oddzielnie. Jak ktoś sobie chce pośpiewać, to dołącza do grupy. W tym pielgrzymowaniu jest dużo wolności, ale też spoczywa na każdym wielka odpowiedzialność, no bo trzeba planować, żeby dojść do celu. Nie można się położyć na 2 godziny pod drzewkiem, mimo że jest fajnie i miło, bo potem tego czasu może zabraknąć, aby zdążyć do miejsca, gdzie będzie spokojny, bezpieczny nocleg.
Ich pielgrzymowanie zaczęło się przed laty. – Dostawaliśmy sygnały od św. Jakuba, że on jest – wspomina pan Piotr, nauczyciel geografii. – Pierwszy raz usłyszeliśmy o nim, gdy wiele lat temu z zaprzyjaźnionymi rodzinami pojechaliśmy do Bretonii. Tam poznaliśmy panią, która miała ponad 70 lat i właśnie wróciła z rowerowej pielgrzymki do Santiago… A potem zdarzyło się, że nie mogłem spać i nocą słuchałem Radia Kraków, co rzadko robię. Akurat w audycji jakieś małżeństwo mówiło o Camino. Rano opowiedziałem ich historię żonie i synowi. Po jakimś czasie nasze kochane dziecko, wtedy gimnazjalista, powiedziało: „No to może byśmy poszli?”.
Rodzina Biesikirskich zdecydowała, że zanim wyruszą na jeden ze szlaków w Hiszpanii, spróbują swych sił w Polsce. Wybrali się na Małopolską Drogę św. Jakuba. Wyruszyli z Sandomierza i zmierzali w kierunku Krakowa, ale nie doszli. – Dostaliśmy wtedy taką uwagę od Pana Boga, bo nóżki popuchły, bo niektórych plecy bolały, bośmy się za bardzo opalili… – uśmiechając się, wspomina pan Piotr, a jego żona dodaje – Tak spuchła mi wtedy kostka, że nie byłam w stanie ubrać buta, nawet sandała. Obydwoje przyznają, że do pielgrzymowania trzeba podchodzić z wielką pokorą.
Na Francuskiej Drodze św. Jakuba
Jednakże to pierwsze doświadczenie nie zniechęciło ich do powrotu na drogi św. Jakuba. W wakacje 2013 r. cała rodzina wybrała się na Francuską Drogę św. Jakuba (to jeden z najważniejszych szlaków w ramach dróg św. Jakuba, o długości – wg różnych źródeł i śladów GPS – od 775 do 900 kilometrów. Szlak rozpoczyna się w Saint-Jean-Pied-de-Port przyp. aut.) – Bardzo nas motywował Paweł, abyśmy się tam wybrali – podkreśla pani Agnieszka.
– Szczególne było to, że pierwszy raz dochodziliśmy do Santiago – stwierdza Piotr Bieskirski, gdy dopytuję o wrażenie z tej pielgrzymki. I przyznaje: – I im bliżej byliśmy św. Jakuba, tym bardziej zwalnialiśmy, bo się okazywało, że to tak naprawdę ta droga jest ważna i nie chce się dojść. Sam św. Jakub i przytulenie go, i zatrzymanie się przy jego doczesnych szczątkach jest na pewno ważny, jednak ta droga ma swój dodatkowy wymiar. Caminowicz zwraca też uwagę na charakter poznawczy takiej wyprawy. Podkreśla piękno mijanych okolic, w tym historyczne miejsca i zabytki.
Pani Agnieszka dodaje: – To było najbardziej emocjonalne pielgrzymowanie, bo to i niepewność, co będzie dalej, bo przecież wszystko tak naprawdę nieznane. Paweł był jeszcze w takim wieku, że się zastanawialiśmy, jak sobie poradzi. Było dużo zapytań. – Obydwoje przekonują, że niezwykle miłe są spotkania w drodze. Pielgrzymi, różnych narodowości, traktują się na szlaku jak dobrzy znajomi. – To naprawdę wzruszające chwile – przyznaje nauczycielka.
– Myślałam, że to będzie taka niesamowita radość, tylko radość i jeszcze raz radość – stwierdza pani Agnieszka, gdy dopytuję o odczucia, jakie im towarzyszyły, gdy doszli do grobu św. Jakuba. – A tak nie było. U mnie była radość wymieszana ze smutkiem, że to się jednak kończy. Tej reakcji się nie spodziewałam. Wtedy jeszcze nie uświadamiałam sobie, że będzie ciąg dalszy, że kończy się tylko pewien etap.
Pan Piotr przyznaje, że to pierwsze dojście do celu było najbardziej emocjonalne i enigmatyczne. Wspomina: – Myśmy nigdy wcześniej nie byli w Hiszpanii, gdzie zobaczyliśmy zupełnie inną rzeczywistość, a dojście było dla mnie wielką niewiadomą. Miałem świadomość, że to są miliony kroków, które trzeba wytupać, a każdy może być jakimś kłopotliwym czy nawet ostatnim. Podkreśla, że poszczególne ich dojścia do Santiago były różne. I zauważa: – Także każde dojście, a tak naprawdę takie niedojście, bo idziemy tylko wybrany fragment drogi i kończymy, mając świadomość, że do Santiago jest bardzo daleko, też ma sens.
Zainteresowanie drogami i pątnikami
Małżonkowie pielgrzymują również drogami św. Jakuba w Polsce. W związku z Rokiem Jubileuszowym św. Jakuba przypadającym na 2021 (ze względu na pandemię papież Franciszek przedłużył jego trwanie na 2022 r.) postanowili nawiedzić wszystkie kościoły stacyjne (ponad 50) w Polsce. Do większości z nich już doszli. W tym roku, jeśli zdążą, czeka ich jeszcze 12 miejsc kultu św. Jakuba, do których będą chcieli dotrzeć. – Są w Polsce kościoły Jakubowe, gdzie lokalna społeczność, parafia żyje kultem patrona i pielgrzymowaniem, to np. parafia w Brzesku czy Więcławicach, ale są też takie, że trudno uwierzyć, że to kościoły stacyjne.
W minionym roku po raz pierwszy wybrali się na pielgrzymi szlak zimą. Gdy pytam o spostrzeżenia z drogi, z uśmiechem przyznają, że jest inaczej, że nie można w drodze odpoczywać, bo od razu robi się zimno… Przeszli także drogę św. Jakuba na Litwie. – To przepiękny szlak, świetnie oznakowany, nie można się zgubić – stwierdza Agnieszka Biesikirska i dodaje: – Wiele dróg polnych pozwalających odkrywać i doceniać otaczający świat, jego urodę. Jest przepięknie. Bardzo polecamy!
Okazuje się, że pomimo iż wszystkie drogi, oznakowane muszlą, prowadzą do św. Jakuba – w średniowieczu pątnicy wychodzili z domu, aby dojść do Santiago – to jednak można dostrzec różnice. To na przykład warunki noclegowe. – W Polsce jest zaledwie kilka alberg i trzeba dobrze zaplanować, gdzie się zatrzymać na noc. Z kolei przy szlakach św. Jakuba w Hiszpanii schronisk dla caminowiczów jest bardzo wiele. Ponadto hotele; tańsze i droższe, czekające na pielgrzymów. Również sposób ich postrzegania. Pani Agnieszka opowiada: – W Hiszpanii każdy wie, kim są ludzie zmierzający do Santiago, rozpoznaje charakterystyczną muszlę, wyróżniającą pątników, a mieszkańcy danej okolicy nie pozwolą nikomu zbłądzić, od razu wskażą właściwy kierunek. Tymczasem w Polsce dla wielu osób to wciąż temat nieznany. – Ale to się zmienia – zapewnia nauczycielka i dodaje, że wzrasta zainteresowanie drogami również wśród ich znajomych. – jedni czytają i oglądają relacje, które Piotr Biesikirski przekazuje na fb, a inni – ruszają na pątniczy szlak.
Moi rozmówcy zaznaczają jednak, że w Polsce będą mogli rano albo wieczorem uczestniczyć we Mszy świętej, która dla pielgrzymów jest bardzo istotna, tymczasem w Hiszpanii nie zawsze jest to możliwe. Często kościoły są zamknięte, a czasem także opuszczone czy wręcz zbezczeszczone…
Czas na wyciszenie
Na pytanie, co im daje pielgrzymowanie drogami św. Jakuba, pani Agnieszka odpowiada krótko: – Na pewno dużo radości oraz spokój i taki wewnętrzny pokój. Z kolei pan Piotr wyznaje: – Dla mnie to są zawsze rekolekcje w drodze. Trochę tych lat już chodzimy, a ja mam ten swój pielgrzymi dzień taki uporządkowany. W głowie mam poukładane intencje te własne i te polecone, bo zawsze są znajomi, przyjaciele, rodzina, którzy nas o modlitwę proszą. Więc u mnie zamiast kijków czy kija jest w dłoni najczęściej różaniec. Zapewnia, że to dobry czas na wyciszenie, na modlitwę. Zaznacza: – Można przecież być ze sobą, iść obok, ale wcale nie trzeba rozmawiać. Małżonkowie są też przekonani, że pielgrzymie szlaki ich łączą, uczą wzajemnego zaufania i odpowiedzialności za siebie.
Na koniec rozmowy przekonują, że tak naprawdę cały czas są w drodze. Nawet gdy idą z sanktuarium na Białych Morzach do sanktuarium Bożego Miłosierdzia, to także zauważają charakterystyczny szlak oznakowany muszlą.
Pielgrzymują także latem w tym roku. – Przed pandemią mieliśmy iść drugi raz do Świętego Olafa do Trondheim, ale tak się złożyło, że nie daliśmy rady, więc w te lata pandemiczne chodziliśmy po polskich drogach św. Jakuba – informuje pan Piotr. Dodaje, że teraz chcą przejść całą rodziną ze Szwecji do Norwegii, do świętego Olafa, a jak czasu wystarczy, to czekają na nich jeszcze kościoły stacyjne w Polsce.
Pozostaje więc życzyć im Buen Camino!
Maria Fortuna – Sudor
Zdjęcia: z archiwum rodzinnego