Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

SCHIZOFRENIA PO KRAKOSKU. „Walcymy o jesce cystse powietse” – tak można złośliwie sparafrazować hasła antysmogowe, którymi przechwala się każda władza, od gminnej, wojewódzkiej po państwową. Hasło infantylne na całego. Tak jak dziecinne są działania wszelakich „alarmów”, przypominają walkę o czystą planetę, sprzątanie świata, ochronę wód i ocieplenie klimatu itd. itp. Za tymi szlachetnymi hasłami idzie polityka i ci, którzy robią na tym interesy. Za emocjami idzie zimna kalkulacja. Ekologię podszyto ideologią, pod którą można podpiąć wszystko, co akurat pasuje, co jest głośne i nośne, co jest na topie. Na tym się wygrywa kampanie i sprawuje władzę. Mówić jedno, robić drugie. Jedni producenci chcą wyeliminować drugich i robią to za wszelką cenę, podsuwając zlecone badania i statystyki. Z drugiej strony trwa w najlepsze deweloperska betonoza, bez składu, bez ładu (nie mówiąc o estetyce). której skutkiem jest zaduszanie miasta i blokowanie kanałów wentylacyjnych. Im więcej zabudowy, tym więcej motoryzacji, co generuje dodatkowe skutki smogowe. Wycinaniu starej zieleni towarzyszy nasadzanie młodej. Gdy jedni dążą do czystego powietrza w miastach (najlepiej pachnącego lasem, łąką i kwiatami), drudzy wydają decyzje o wylewaniu betonu (bo „nie mają innego wyjścia”).

Gdzie tu zgodność i spójność? Nie ma – jest rozszczepienie, hipokryzja i udawanie. I tak to się w kółko kręci. Liczy się zysk, za wszelką cenę.

DROBNIAKI. Dawno temu organizowałem je, gdy zastępczo pomagałem żonie w jej sklepiku w Kossakówce. Szedłem do kiosku Ruchu i do kiosku warzywno-owocowego przy przystanku koło Jubilata i tam przy okazji zakupów „zapodawałem” banknot, który zmuszał do wydania mi sporej ilości bilonu, zwanego też pieniądzem zdawkowym. Trzeba było być przygotowanym na przyjęcie swojego klienta, tak aby chciał wrócić. Niewyobrażalne było, aby obcesowo wysyłać klienta za róg, aby rozmienił swoje pieniądze… Czasy mamy takie, że pieniądz niestety traci na wartości. Na zakupy zabiera się coraz więcej „grubych” i dostaje z tego coraz więcej drobnych. Coraz częściej płaci się kartą, ale ja lubię dotykowy pieniądz. Grube mam w portfelu, drobne trzymam w portmonetce, choć ostatnio i grube mam w tej ostatniej, aby zminimalizować manewrowanie rękami po ubraniu. Od jakiegoś czasu, coraz częściej panie za ladą proszą mnie o drobne, czyli końcówkę. Nie mówię nie, bo zawsze te drobniaki są. Ale gdy jest ciemno, trudno mi dokładnie wybrać te groszaki. Aby uzbroić daną panią w cierpliwość, zaczynałem gadać anegdotę o tym, ile kosztuje wyprodukowanie 1 grosza, że 5 groszy, kiedyś panie nie wiedziały. Teraz już wiedzą, także to, że te końcówki dalej są w obiegu ze względu na działalność marketingową, gdzie ogłasza się końcówki cen w rodzaju 4,99 zł. Kiedyś przy wydawaniu mi reszty zostawiałem ten 1 grosz „na szczęście”, ale na szczęście przestałem to robić, aby nie być śmiesznym. Częste proszenie mnie o drobne trochę mnie zastanowiło, że widocznie wyglądam jak ten, który ma ich sporo. Teraz wysypuję te drobniaki na dłoń i proszę, aby pani je sobie odliczyła. Pani w piekarni na mój widok cieszy się i zachęca: „no to wysypuj pan ten ciężar”. Odpowiadam: „chętnie, będę trochę lżejszy”.

AŻ TAK. Deszcz leje jak z cebra, a tu trzeba iść z torbą na pocztę, aby wysłać egzemplarze obowiązkowe gazety, co jest obowiązkiem wydawcy, Robię to dwa razy w roku. Na poczcie jeden facet przy okienku i jedna pani z boku, położyła kopertę na ladzie i do kogoś dzwoni. Jestem za tą panią. Mówi do słuchawki, aby jej podać adres, coś przerywa, nie mogą się dogadać, przyślij mi adres sms-em, kończy rozmowę. Przepuszcza mnie w kolejce, bo jej sprawa trochę potrwa. Witam się z panią na poczcie, znam je wszystkie, wychwalam ich pracę. Wypakowuję koperty z gazetami, do tego opieczętowany spis bibliotek, aby było potwierdzenie dla mnie i dla pani, bo przesyłka jest darmowa. Zanosi się na dłuższą czynność. Tuż za mną staje pani z kopertą, wpisuje adres z telefonu. To tylko jeden znaczek. Mówię, proszę, niech pani wejdzie, bo w końcu była pani przede mną. Ucieszyła się. Zagadałem, co, mąż zawalił z adresem, nie córka, i dodała od siebie, a mąż nie żyje od 12 lat i jest mi z tym dobrze. Aż tak, pytam z niedowierzaniem, aż tak, pani potwierdza z przekonaniem.

SNY. Na ogół nie pamiętam co mi się śniło albo pamiętam i zaraz zapominam, zapominaniu snu sprzyja spojrzenie w okno, ja mam widok na szafę i biurko. Ostatnio mam sny, które przez ich wyrazistość zapamiętuję, staram się zapamiętać, aby opowiedzieć żonie, która słucha z zainteresowaniem, bo sama ma sny niezwykłe. Pierwszy sen bardzo poprawił mi nastrój, wstałem z pogodą ducha na tarczy, drugi mnie wymęczył i pogonił. Piękny sen to wycieczka z grupą znajomych i dzieci. Wychodzimy do miejscowości gdzieś na uboczu, dawna świetność, ruiny małego zamku, ale bardzo to wszystko zadbane aż miło. Ludzie życzliwi i serdeczni, może kresowi. Rozglądam się po dziedzińcu, przecież to idealne miejsce na jakieś imprezy, nawet ambitne inscenizacje plenerowe. Jestem w swoim żywiole, bo tę myśl przekazuję gospodarzowi tej zagubionej w lesie mieściny, włodarz zacny, przyjmuje moją ideę z niedowierzaniem i dumą. Dzieci i towarzystwo rozchodzą się po okolicy, a tam coraz więcej dowodów na kultywowanie lokalnej tradycji i pamięci, są nawet tablice informacyjne. Stoję na przestrzał przez korytarze, to mury bez dachów, na końcu widzę przechodzące stadko saren, jedna z nich przystanęła i zwróciła głowę, co dało mi siłę… Drugi sen to jakieś zdarzenia związane z motoryzacją. Były dwa gangi, jeden prowadzony przez Niemca von Dekla, drugi przez Rosjanina Kołpaka. Ja pomiędzy nimi chowam się pod maską samochodu i próbuję ujść z życiem.

POKOLENIE BEZDOTYKOWE. Dotyk to pierwszy i najważniejszy zmysł człowieka. Jest nim pierwszy dotyk matki, pierwsze słowo, pierwszy obraz. Ludzie pragną się dotykać, bo to jest przekaz uczuć i łącznik ze światem. To podstawowa więź międzyludzka. Proces jej eliminacji trwał od lat. Im bardziej nie możemy tego fizycznie odczuć, tym silniejszych wymagamy surogatów. A te nam podsuwają producenci coraz bardziej „realnych” gadżetów.  W miejsce między człowiekiem a człowiekiem weszła technologia, konsumpcja i polityka. Pandemia to wszystko przyspieszyła, ukróciła dotyk w imię walki o zdrowie i życie. Wprowadzono  izolacje, kwarantanny i lockdowny. Posłużyły do tego manipulacje medialne i fala paniki („człowiek człowiekowi wirusem”), przez co świat stał się zwichrowany emocjonalnie. Przed pandemią były informacje o depopulacji, wysokich kosztach świadczeń społecznych, starzejących się, bezproduktywnych osobach starszych i chorych. Pandemia wyszła temu naprzeciw, a także przyspieszyła takie zjawiska jak smartfonoholizm i cyfryzacja, które w skali globalnej odsuwają człowieka od człowieka, skazują na bezdotykowość, w miejsce której wprowadza się, tu paradoks, procedury i urządzenia, które imitują kontakty, jak ekran komórki czy komputera. Wymagany walor to wmówiona nam wygoda, komfort, higiena i bezpieczeństwo. Zamiast dotyku, mem, filmik albo selfie. Wszystko zdalnie. Uzależnienie od tego na skalę masową wskazują na to, że to jednak nie wystarcza, że jesteśmy anonimowi w wirtualnym tłumie, że to nie zastąpi prawdziwego dotyku. A może już tego nie potrzebujemy? Dokąd zmierzamy?

IDIOKRACJA. Media społecznościowe, fora wirtualne schlebiają narcyzom i kreują takie postawy, a przy okazji wyciągają o nas informacje. Sami na siebie donosimy – płacą nam w lajkach. Czasy idiokracji!

PEŁNYM ZDANIEM. Zasłyszane przy furcie. – Niech będzie pochwalony! – Kto niech będzie pochwalony? – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – Amen.

Jarosław Kajdański

Share Button