Pisze doktorat, pasjonuje się radiem, nurkuje – a to tylko niektóre z aktywności PAWŁA ROZMUSA. Niepełnosprawność fizyczna nie przeszkadza mu żyć pełnią życia, stara się też zbyt często nie korzystać z przywilejów, jakie mogłaby mu ona zapewnić.
W pokoju Pawła, mieszkającego z rodzicami przy ul. Wysłouchów na Kurdwanowie, zwraca uwagę kącik rehabilitacyjny – drabinka do ćwiczeń oraz platforma wibrująca. – Coś muszę robić, żeby przez cały czas pozostawać w formie, utrzymać sprawność, a nie zawsze jest czas, by pojechać na rehabilitację czy siłownię; wtedy trzeba radzić sobie w domu – tłumaczy.
W codziennym życiu
Około drugiego roku życia zdiagnozowano u niego porażenie mózgowe, na skutek którego ma do dziś pewne problemy z koordynacją ruchową. Na pytanie, czy w codziennym życiu boryka się z wieloma problemami, odpowiada dopiero po dłuższym zastanowieniu. – Z jakimiś pewnie tak, mam drobne kłopoty z równowagą, przemieszczaniem się. Natomiast do większości rzeczy zdążyłem się już przyzwyczaić i staram się minimalizować wszelkie niedogodności, nie przywiązując do nich większej wagi.
Jednym ze sposobów zapewnienia sobie odrobiny komfortu było zdanie egzaminu na prawo jazdy. I o ile wielu pełnosprawnych kursantów oddałoby wiele, żeby ktoś zechciał ułatwić im podejście do egzaminu, Paweł uparł się, że nie skorzysta z możliwości zdawania w przystosowanym dla osoby niepełnosprawnej pojeździe. – Można zdawać egzamin w samochodzie z automatyczną skrzynią biegów albo pedałem sprzęgła i gazu na ręce, natomiast nie pozwala to potem na jazdę dowolnym samochodem, tylko tak samo przystosowanym. Dlatego ja postanowiłem przyzwyczaić moją nogę do operowania sprzęgłem i jazdy bez dostosowań. Kosztowało mnie to dużo czasu i wyjeżdżonych godzin, ale w końcu udało się dostać prawo jazdy i teraz całkiem sporo jeżdżę – głównie po mieście, ale wybieram się też w dłuższe trasy, jeśli akurat potrzebuję. Jest to dla mnie dużo bardziej wygodne niż podróżowanie komunikacją miejską, wśród nie zawsze wystarczająco empatycznego tłumu, gdzie nie każdy zrobi miejsce albo pozwoli swobodnie przejść. Co prawda, wiele się zmienia w podejściu ludzi, niepełnosprawny przestaje już być egzotyką wytykaną palcami. Ale jeszcze parę lat temu spotykałem się z reakcjami, że jeśli nie masz na czole wypisane, iż jesteś niepełnosprawny, to nie powinieneś np. w autobusie zajmować miejsc specjalnie oznaczonych. Teraz nauczyłem się już asertywności i nie boję się na takie uwagi rzeczowo odpowiadać.
Jako naukowiec
Paweł jest magistrem socjologii o specjalności multimedia i komunikacja społeczna na Wydziale Humanistycznym AGH. Obecnie kończy studia doktoranckie w Instytucie Socjologii UJ, zajmuje się przede wszystkim socjologią niepełnosprawności. – Kiedy zaczynałem się skupiać na tym temacie, miałem pewne opory – wspomina. – Wydawało mi się, że jest to dziedzina, którą nie interesuje się nikt z wyjątkiem środowiska samych niepełnosprawnych, więc pewnie ja też nie powinienem. Ale w końcu dałem się namówić i nie żałuję. Mam pewne własne doświadczenia, które częściowo wykorzystuję, ale staram się wychodzić poza nie, aby w swojej pracy badawczej zachować możliwie najbardziej obiektywny dystans. Natomiast spotkałem się z tym, że osobom pełnosprawnym, dopiero rozpoczynającym pracę w kręgu zainteresowania niepełnosprawnością, mimo że bardzo się starali, niekiedy brakowało zrównoważonego podejścia. Czasem byli trochę za bardzo oczarowani tym, że osobie niepełnosprawnej udało się w życiu do czegoś dojść, a ja wiem, że to kosztuje, ale wiem też, że jak się chce, to sporo jest możliwe. Myślę więc, że ten osobisty bagaż nieźle dopełnia akademicką wiedzę zdobytą na ten temat.
On sam jest już obeznany w opisywanej tematyce, bo poczynając od pracy licencjackiej, przez magisterską, aż do doktoranckiej, bada różne aspekty niepełnosprawności i jej socjologicznego ujęcia. Ma na swoim koncie udział w kilku projektach badawczych i konferencjach, z których ostatnia odbyła się na początku maja na AGH (szczegóły można znaleźć na stronie www.polscyniepelnosprawni.agh.edu.pl). Czy myśli o zmianie obszaru badań w przyszłości? Nie wyklucza takiej możliwości, podsumowuje jednak z uśmiechem: – Może pora na coś nowego, pomysłów jest kilka. Zobaczymy, co życie przyniesie…
Jako radiowiec i dziennikarz
Jeszcze jako student czynnie działał w internetowej rozgłośni Radio 17 i przyznaje, że czasem brakuje mu adrenaliny, towarzyszącej pracy na antenie. – W Radiu 17 byłem praktycznie od początku jego działalności, czyli od 2006 r. Początkowo nie do końca miałem pomysł na siebie, więc pełniłem bardziej rolę pomocnika redaktora naczelnego i zarządu. Później prowadziłem wtorkowe autorskie popołudniówki „Ósmy dzień tygodnia” oraz sobotni program „Rozgrzewka”, który, wbrew powszechnym skojarzeniom, nie miał wiele wspólnego ze sportem, a miał być właśnie rozgrzewką przed wieczorną imprezą. Po jakimś czasie znudziła mnie jednak formuła „o wszystkim i o niczym” i pomyślałem, że skoro od dziecka interesuję się motoryzacją, warto byłoby zrobić program na ten temat. Tak powstała moja duma – „Radiowóz” – program, który ukazywał się na antenie przez jakieś dwa lata.
W 2010 r. Paweł porzucił radio na rzecz studencko-uczelnianej gazety „Krakowski Semestralnik Studentów Niepełnosprawnych”. – Pomysł tej gazety jest taki, że ukazuje się jeden numer na semestr. Jako naczelny próbowałem to zmienić, ale nie wszystko się udało, chociaż miło i owocnie wspominam ten okres i mam nadzieję, że tak samo dobrze wspomina mnie redakcja tego wydawanego do dziś tytułu.
Rozpoczęcie, niezbyt zresztą długiej, współpracy z gazetą to nie jedyny powód, dla którego Paweł rozstał się z radiem – drugim był początek jego studiów doktoranckich i pracy ze studentami. I nie chodziło wyłącznie o brak czasu. – Tak się składa, że Radio 17 w dużej mierze zasilane jest przez studentów krakowskich kierunków humanistycznych. W związku z tym nie chciałem wywoływać konfliktu interesów i do godziny osiemnastej być panem magistrem z uczelni, a po osiemnastej – kolegą z redakcji. W pewnym momencie trzeba było dokonać wyboru. Mimo wszystko tęskni do radiowego „powera” i, chociaż na razie nie chce mówić nic konkretnego, ma nadzieję, że uda mu się jeszcze kiedyś usiąść za mikrofonem.
Jako nurek
Jego kolejną pasją jest nurkowanie, chociaż przyznaje, że traktuje je rekreacyjnie, a nie jako sposób na przełamanie się czy wyjście z niepełnosprawności. Przygodę z tą aktywnością rozpoczął w liceum dzięki Stowarzyszeniu „Nautica”. – Właściwie to moja mama dowiedziała się wtedy o takiej możliwości i trochę siłą mnie tam zaciągnęła – opowiada z uśmiechem. – Wówczas nie najlepiej jeszcze pływałem i ogólnie nie bardzo mogłem się w tym odnaleźć, więc w końcu przerwałem kurs. Jednak w którymś momencie na studiach przypomniałem sobie o nurkowaniu i pomyślałem, że może fajnie byłoby do niego wrócić. Kiedy już zgłosiłem się po raz drugi do stowarzyszenia, wsiąkłem na dobre w ten sport oraz uprawiające go środowisko. Może nie nurkuję zbyt często, ale staram się robić to regularnie i myślę, że pozostanie to moim hobby już do końca życia.
Ma za sobą nurkowanie w Chorwacji, Egipcie, a w planach spróbowanie sił na krakowskim Zakrzówku. Przyznaje, że sport ten nie wymaga nadzwyczajnej tężyzny fizycznej ani nawet umiejętności pływackich, ale trzeba mieć trochę odwagi, by przezwyciężyć pewne, głównie wewnętrzne, bariery – przynajmniej na początku.
Jako szermierz i skoczek spadochronowy
Akurat Pawłowi odwagi i chęci zdobywania nowych doświadczeń na pewno nie brakuje. W przeszłości próbował swoich sił w szermierce na wózkach i chociaż była to zaledwie roczna przygoda, bardzo miło ją wspomina. – Wydaje mi się, że jest to nawet szybsza i bardziej widowiskowa szermierka niż stojąca, bo na wózku nie dasz rady zrobić kroku do tyłu, możesz się tylko odchylić. W dodatku jest to sport długodystansowy, mogą go uprawiać osoby nawet w wieku trzydziestu, czterdziestu lat. Jednak głównie pracuje się tam rękami, a z racji tego, że ja powinienem ćwiczyć także, a może przede wszystkim, nogi, zrezygnowałem z szermierki na rzecz innych aktywności.
Krótką styczność Paweł miał również z koszykówką na wózkach, a w trakcie jednego z odbywających się cyklicznie Studenckich Pikników Lotniczych udało mu się skoczyć ze spadochronem w tandemie. – Było to bardzo fajne, wręcz nieziemskie, uczucie i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś taką przygodę powtórzę. Niestety, jeśli chcesz to zrobić na własną rękę, a nie przy okazji imprez takich jak Piknik, wiąże się to ze sporymi kosztami. Dlatego od razu po wylądowaniu powiedziałem wtedy, że jak podpiszę swój pierwszy poważny kontrakt, to już wiem, jaki prezent sobie zrobię – śmieje się.
Chociaż jest osobą bardzo aktywną, lubiącą spędzać czas wśród ludzi, czasem potrzebuje odpocząć nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Wtedy chętnie w domu ogląda filmy, seriale albo czyta książki. Jedno jest pewne – na nudę w swoim życiu nie może narzekać.
Barbara Bączek
Fot. z archiwum Pawła Rozmusa
Od redakcji:
Wcześniejsze reportaże Barbary Bączek pt. „Niepełnosprawni żyją bardziej” opublikowaliśmy we wrześniu i w październiku 2013 r.: www.wiadomoscipodgorze.pl
Dodaj komentarz