Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

arcybractwo_dobrej_smierci

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W każdy piątek Wielkiego Postu na krużgankach krakowskiej bazyliki OO. Franciszkanów pojawia się procesja tajemniczych, zakapturzonych postaci. Spowite są w czarne habity, przewiązane w pasie białym sznurem. Na dłoniach mają czarne rękawice. W kapturach wycięte otwory na oczy. Procesję prowadzi krucyfer, trzymający wysoko wielki krzyż. Za nimi idą po bokach dwaj najstarsi rangą bracia. Ich kostury, zwieńczone ludzkimi czaszkami, wystukują rytm procesji. Czaszkę z lewej strony krzyża wytrawiono na czarno. Podobno była to kobieta zamordowana przez swojego męża. Równie autentyczna jest biała czaszka z prawej strony – pozostałość mężczyzny, który także zginął śmiercią tragiczną. Memento mori – człowieku, pamiętaj o śmierci.
Za zakapturzonymi postaciami podąża wianek biało, komunijnie ubranych dziewcząt. Jedna z nich niesie na szkarłatnej poduszce cierniową koronę. Pozostałe powiązane są z poduszką szarfami.
Wierni, zgromadzeni w kaplicy Męki Pańskiej, rozstępują się w żałobnym milczeniu. Procesja podchodzi do ołtarza, gdzie jest wystawiony Najświętszy Sakrament. Kapłan rozpoczyna nabożeństwo pasyjne. Tylko dwaj najstarsi rangą bracia zdejmują na ten czas kaptury. Przybijającemu opisowi Męki Pańskiej towarzyszy łacińsko-polski refren. Można go także odczytać z brackich habitów: „Memento homo mori!” – pamiętaj, człowieku, o śmierci, pokutuj za grzechy. Grzmią brackie basy.
Przy hymnie „Święty Boże” starszyzna nakłada z powrotem kaptury, pozostali rozkładają ramiona. Przy wstrząsających słowach ukrzyżowanego Chrystusa „Boże mój, czemuś mnie opuścił”, bracia padają krzyżem w przejściu do ołtarza.
Następnie procesja przechodzi z kaplicy do ołtarza głównego, gdzie odprawione zostają Gorzkie Żale. ­Kapłan wygłasza kazanie. Po przebyciu całej Drogi Krzyżowej w obrębie franciszkańskiego kościoła, bracia chyłkiem przemykają do zakrystii kaplicy Męki Pańskiej, gdzie chowają habity, kaptury, kostury i krucyfiks. Mieszają się z wychodzącym z kościoła tłumem wiernych – nie sposób ich wtedy rozpoznać. Memento homo mori, ratuj się człowieku, żyj dobrze, a śmierć nie będzie ci straszna.

Bractwo Męki Pańskiej, zwane tez Bractwem Dobrej Śmierci, powstało za panowania Zygmunta III Wazy (1587 – 1632), którego od czasów reformacji nazywano „fanatykiem katolickim”, „królem jezuitów i bigotów” oraz „diablęcym i niemym (bo był niezwykle małomówny) importem ze Szwecji”.
Był to burzliwy i krwawy okres kontrreformacji. We wzajemnym obrzucaniu się skrajnościami ginął prawdziwy obraz Rzeczypospolitej, w której obowiązywały zasady tolerancji religijnej, przyjęte na konfederacji warszawskiej w 1573 roku. Król ją uszanował. W Polsce panował etos szlacheckiej demokracji i solidaryzmu, który niekiedy wyważał skrajne nastroje. W tym czasie były one spolaryzowane między bigoteryjnym dworem a w części proreformacką szlachtą. Nie sprzyjała temu, wprowadzona na sejmie koronacyjnym, jakby na powitanie Zygmunta III, definicja lese-majeste, w myśl której „wolno było poddawać króla bezkarnym obelgom”.
Król robił, co mógł, aby wzmocnić swoją władzę i w stosunkach Rzeczypospolitej szlacheckiej uzyskać równowagę sił. Następnie chciał przywrócić panujący w czasach Jagiellonów prymat króla nad parlamentaryzmem szlacheckim. Wzorem dla niego była absolutystyczna monarchia Habsburgów w wydaniu hiszpańskim. W swoich działaniach nie posunął się jednak do kontrreformacyjnych, a przy okazji antysemickich represji. Starał się być ponad wszelkim tumultem. Jednakowoż nie przychylił się do starań protestanckich, aby uchwalić konstytucję „przeciwko zamieszkom religijnym”. A w 1592 roku, na sejmie zwanym „inkwizycyjnym”, przywrócił sądom biskupim Kościoła katolickiego egzekwowanie praw starościńskich, czyli rolę administracji państwowej. W tym samym roku jednak potwierdził w całej rozciągłości przywileje ­Żydów w Polsce, przez co mniejszość ta przeżyła okres zamieszek religijnych we względnym spokoju.
Wpływ na króla wywierał nadworny kaznodzieja i kapelan, jezuita ks. Piotr Skarga, autor płomiennych „Kazań sejmowych”. Jezuici oprócz wywierania wpływu na politykę państwa, wypełnili też lukę w polskim szkolnictwie i tu wybitnie przyczynili się do podniesienia jego poziomu. Zakon ten sprowadził do Polski kardynał ­Stanisław Hozjusz w 1564 roku, za panowania ostatniego z Jagiellonów, Zygmunta III Augusta.
Innym dokonaniem pierwszego z Wazów jest zawarcie w roku 1596 unii brzeskiej między Kościołem rzymskokatolickim a prawosławnym. Wyznawcy wschodniego obrządku stanowili w Rzeczpospolitej Obojga Narodów aż 40 proc. ludności. Unia brzeska stworzyła Kościół greckokatolicki, zwany unickim. Trudno rozstrzygnąć, czy działania te były inspirowane ideą państwowotwórczą (świecką), czy religijną (kościelną). W obu przypadkach była to decyzja polityczna.
Dla biskupów prawosławnych, proszących papieża Klemensa VIII o przyjęcie ich pod skrzydła Rzymu i obwieszczających (jak się okazało, przedwcześnie) początek końca chrześcijańskiej schizmy oraz dla wyznawców grekokatolicyzmu – decyzja ta przyniosła z czasem więcej nieszczęść niż się można było spodziewać.
Nie wszyscy prawosławni przeszli na grekokatolicyzm. Ci zaś zostali wyklęci przez patriarchat Konstantynopola, a przez Moskwę ogłoszeni zdrajcami. Również w Polsce byli traktowani jak „nie swoi”, umowa brzeska przez Kościół katolicki w Polsce, w dobie zaognionych konfliktów, niestety nie była w pełni przestrzegana.
Warto mieć jednak na uwadze także szerszy kontekst, którego znajomość pozwala wyważyć oceny. Daleko było kontrreformackiej Polsce do wydarzeń w Anglii, Niemczech, Czechach, Włoszech czy przysłowiowej Hiszpanii. Religie w tego samego, jednego Boga: katolicka, ariańska, kalwińska, luterańska, grekokatolicka, prawosławna i żydowska – podlegały gwałtownym presjom i wzajemnym przenikaniom. Wstrząsowe, a niekiedy wywrotowe idee dysydenckie, których idealistycznym celem było otwarcie i ożywienie Kościoła, wywoływały często jego zatrzaśnięcie. Uniesienia ojców reformacji nie tyle rozwijały i zmieniały, co burzyły i kwestionowały dotychczasowe dogmaty. Jednak dzięki temu ujawnić się musieli niezbędni reformatorzy również w łonie Kościoła katolickiego.
Walka o prymat religijny, o taką nieomylność i świętą rację, która objęłaby wszystkich naraz, raz na zawsze – była rzecz jasna walką polityczną, o władzę, o wpływy, o kształt państwa. Obrona dotychczasowych lub nowo przyjętych dogmatów zmieniała się w atak. Dogmatami posługiwano się zręcznie i krwawo – jak orężem. W czasie tumultów i pogromów składano w ofierze przerażonemu Bogu wszystko, włącznie z życiem ludzkim. W Polsce unikano metod inkwizytorskich, tumulty religijne, jakie miały miejsce m.in. w Krakowie, Wilnie, Toruniu, należały do niechlubnych wyjątków i na szczęście nie zadecydowały o obrazie całości.

Bractwo Męki Pańskiej zostało założone 9 czerwca 1595 roku przez ks. Marcina Szyszkowskiego, biskupa łuckiego, a w latach 1617 – 1630 biskupa krakowskiego. W tym czasie, na rok przed unią brzeską, biskupem prawosławnym w Łucku i Włodzimierzu na Wołyniu oraz współinicjatorem petycji do Rzymu, był Cyryl Terlecki (zmarł w 1607 roku). Według dostępnych źródeł historycznych, Łuck nie był wówczas ośrodkiem reformacji.
Nieznane są początki działania bractwa. Mówi się jednak, że jednym z jego zadań była walka z reformacją. Czyżby biskup łucki chciał być aż tak zapobiegliwy? A może już wtedy, w 1595 roku, przewidująco spoglądał na stołeczny Kraków, którego biskupstwo miał objąć dopiero po 21 latach.
Zapewne inspirujące znaczenie dla powstania Bractwa Męki Pańskiej miał fakt kanonizowania rok wcześniej (1594) św. Jacka z Krakowa (1185 – 1257), założyciela zakonu dominikanów w Polsce. Dominikanie wypełniali w świecie obowiązek inkwizytorski, franciszkanie z nimi współdziałali.
Istniało kilka filii przyfranciszkańskiego Bractwa Męki Pańskiej. Krakowskiemu, ze względu na stołeczno-królewski status, przysługiwał tytuł Arcybractwa. W tym czasie władzę biskupią w Krakowie sprawował kardynał Jerzy Radziwiłł. Rok później (1596) Zygmunt III Waza zdecydował – do dzisiaj widać, że niefortunnie – o przeniesieniu stolicy państwa do Warszawy. Budowa rezydencji królewskiej zajęła jednak kilkanaście lat i król wraz z dworem mógł się wprowadzić do nowej stolicy dopiero w 1609 roku.
Zygmunt III Waza był członkiem Arcybractwa Męki Pańskiej, później także jego synowie: Władysław IV (panujący w latach 1632 – 48) i Jan Kazimierz (1648 – 68). Należało także duchowieństwo, arystokracja i mieszczaństwo. Widać, że należało to do przywilejów i zaszczytów. Spośród mieszczaństwa kwalifikowali się starsi cechów rzemieślniczych i kupieckich. Było to stowarzyszenie elitarne i tajne. W najświetniejszych czasach bractwa jego krakowski oddział liczył ponad 100 członków.

Bractwo Dobrej Śmierci nie było czymś wyjątkowym. Idea stowarzyszeń religijnych w okresie reformacji i kontrreformacji była powszechną praktyką. O Bractwie Męki Pańskiej mówi się, że jego źródeł należy szukać w średniowieczu. Grupy światopoglądowe, etniczne, zawodowe, interesów, zainteresowań itp. były czynnikiem integrującym, tworzyły barwną i dynamiczną strukturę społeczeństwa i państwa. Dzięki temu władza zwierzchnia nie mogła działać w próżni, jednokierunkowo – na zatomizowaną i niezorganizowaną masę. Jakość decyzji zwierzchnich była więc weryfikowana i amortyzowana na poziomie wyższym niż pojedynczy, anonimowy obywatel.
Wtedy w krakowskiej bazylice OO. Franciszkanów siedzibę miały także bractwa innego rodzaju, np.: Bractwo Włoskie – dla licznych w XVI-wiecznej Polsce ludności pochodzenia włoskiego, Bractwo Muzyków – integrujące muzyków miejskich i królewskich. Były to rodzaje cechów i konfraterni. Kontrreformacyjne bractwa, jak różańcowe (1621 rok) i sodalicji akademickiej (dziesięć lat później) działały także na Akademii Krakowskiej. Bez wątpienia najbardziej znane było Bractwo Kurkowe (istnieje w Krakowie od XIII wieku), czyli strzelcy cechowi, wybierani spośród krakowskich rzemieślników i kupców do kierowana obroną miasta.
W przypadku Bractwa Męki Pańskiej, zlokalizowanym przy kościele Franciszkanów, zastanawia daleka od franciszkanizmu maksyma, zawarta w słowach „memento mori”. Używały jej zakony o najbardziej ścisłych i surowych regułach: kameduli, kartuzi i trapiści (odłam cystersów). Właśnie u nich memento mori (pamiętaj o śmierci) służy za zakonne pozdrowienie. Z kolei strój Bractwa Męki Pańskiej, czarny habit, przewiązany białym sznurem – przynależny jest zakonowi franciszkanów. Wyodrębnione z niego zakony bernardynów, kapucynów i reformatów noszą habity brązowe.
Siedzibą arcybractwa była dobudowana do kościoła i klasztoru franciszkanów od strony ulicy w 1620 roku, za biskupa Szyszkowskiego, kontrreformacyjna, wyjątkowo obszerna kaplica Męki Pańskiej. Późniejsze stacje Męki Pańskiej namalował artysta młodopolski Józef Mehoffer (1869 – 1946). Droga Krzyżowa z udziałem braci nosiła cechy drastycznego pątnictwa, z biczowaniem się włącznie. Na szczęście nie poprzestawano tylko na tym. I tutaj otwiera się najciekawsza i najbardziej intrygująca historia.

Otóż w któryś z piątków Wielkiego Postu, jedni podają, że w piątek przed Niedzielą Palmową, inni, że w Wielki Piątek – procesja pasyjna na czele z Bractwem Dobrej Śmierci wychodziła poza obręb kościoła Franciszkanów i ulicą (nomen omen) Bracką udawała się pod Ratusz w Rynku, skąd… uwalniano jednego, dwóch lub kilku skazańców, przetrzymywanych w ratuszowym odwachu. Był to przywilej bractwa, przyznany mu na pamiątkę uwolnienia Barabasza.
Jak wiadomo, zwyczaj ten sięga czasów współczesnych Jezusowi, gdy z powodu święta Paschy, Piłat na wniosek rady żydowskiej uwalniał jednego z licznych wtedy więźniów. Były to czasy burzliwe i przełomowe. Wybrano Barabasza, o którym Pismo Święte mówi, że był Barabasz „wówczas osławiony” (św. Mateusz), „był więziony wraz z buntownikami, którzy podczas rozruchów popełnili zabójstwo” (św. Marek), „został wtrącony do więzienia z powodu wywołanego w mieście rozruchu i zabójstwa” (św. Łukasz), „był zbójcą” (św. Jan). Nie był więc przestępcą pospolitym, choć za takie przestępstwo go skazano. Czy był przywódcą politycznym, tak jak chciano przypisać to także Jezusowi?
Pozostaje nam kontemplacja faktu, iż spod sądu ­Piłata nie uwolniono Jezusa. Zapewne wcale się o to nie dopominał, może nie miał protektorów. Uwolnienie Barabasza było wtedy dla Żydów ważniejsze, obliczone na doraźną, być może polityczną korzyść. Chrystus gotował się do boskiego uczestnictwa. Był Synem ­Bożym, miała się dopełnić Jego dla nas Misja Odkupienia. Pierwszymi Jego wyznawcami stali się Żydzi, którzy utworzyli sektę chrześcijańską w obrębie wiary Starego Testamentu.
Arcybractwo Dobrej Śmierci powtarzało zatem ocalanie Barabasza. Wybrańcy byli do tego przygotowywani już w Wielki Czwartek. Uwolnionych skazańców spowiadano i prowadzono na Drogę Krzyżową – z powrotem do kościoła Franciszkanów. Towarzyszyły temu (lub nie) pątnicze egzorcyzmy. Dawniej procesje te wieńczyła Wielka Droga Krzyżowa do siedmiu największych krakowskich kościołów: katedry na Wawelu, kościoła Bernardynów, św. Andrzeja, św.św. Piotra i Pawła na Grodzkiej, OO. Dominikanów, Mariackiego i św. Anny. Po nabożeństwie w kościele Franciszkanów byli więźniowie wymykali się na wolność.
Członkami bractwa byli przeważnie ludzie najznamienitsi i najbogatsi. Chcąc zachować zakonną anonimowość, pomagali biednym i ratowali z opresji.
Powstaje przypuszczenie, że uwalniano tych skazańców, którzy mieli dla społeczności i dla państwa jakieś znaczenie. Jak świat światem, działały zapewne jakieś wstawiennictwa. Jeżeli wśród więźniów znalazł się innowierca i heretyk (arianin lub kalwinin – często wśród szlachty, luteranin – często wśród mieszczaństwa, czy żyd), który popełnił jakieś przestępstwo lub był o nie oskarżony – to Bractwo Dobrej Śmierci, ten jeden raz w roku, mogło darować mu wolność. Czy za ceną przyjęcia katolicyzmu?
Zapewne ratowano przed stryczkiem lub wieloletnim więzieniem ustosunkowanych katolików. Można sobie wyobrazić, że po zakończeniu Drogi Krzyżowej spod kościoła Franciszkanów czekała wybawionego daleka podróż poza granice magistrackiej lub królewskiej jurysdykcji. Ale niekoniecznie.
W tamtych czasach, gdy szafowano ogniem i toporem – broniono się przed eskalacją śmierci za pomocą różnych humanitarnych chwytów i uświęconych, prawdziwie chrześcijańskich zwyczajów, które pełniły rolę kruczków prawnych. Jak ten z białą niewieścią chustą, narzuconą Zbyszkowi na głowę przez Danuśkę w Sienkiewiczowskich „Krzyżakach”. Niejedna panna, a szczególnie wdowa mogła w ten sposób zamienić skazańcowi śmierć na dozgonne więzy małżeństwa. W dobie nieposzanowania życia ludzkiego społeczność lokalna zyskiwała swoją podstawową komórkę zwaną rodziną i męskiego członka wspólnoty.
Kroniki historyczne opisują jeden z przypadków uratowania więźnia przez krakowskie Arcybractwo Męki Pańskiej. Ocalonym był krakowianin z urodzenia, jeden z najbardziej zasłużonych drukarzy polskich, wydawca podręcznika arytmetyki, muzyki, herbarza Królestwa Polskiego i modlitewnika oraz pierwszej polskiej gazety „Merkuryusza Polskiego” – Jan Aleksander Gorczyn (ok. 1618 – 1695). Krakowską siedzibą tego tygodnika była kamienica Szoberowska na Małym Rynku pod numerem 6. Gazetę redagował sekretarz króla Jana Kazimierza, Hieronim Pinocci. Okazała się jednak efemerydą., ukazały się 24 numery. Wychodziła w Krakowie i Warszawie od stycznia do lipca 1661 roku i być może przyczyniła się do spiętrzenia kłopotów mistrza Gorczyna. W roku 1683 został osadzony w krakowskim więzieniu za długi. Kapituła Arcybractwa Dobrej Śmierci uwolniła go w kwietniu 1684 roku. Prawdopodobnie wykupując jego długi. Gorczyn pozostał w rodzinnym Krakowie, zmarł w nędzy.
Bracki przywilej został zakazany przez Austriaków w 1796 roku, po III rozbiorze Polski, gdy zmienili Prusaków w okupacji Krakowa. Jako „umiłowany” (przez niektórych) okupant, nie chcieli ryzykować, gdyż wśród skazańców znajdowali się polscy patrioci.

Liczący 420 lat zwyczaj przetrwał do czasów obecnych, co prawda, w szczątkowej formie. Arcybractwo nie ma przywileju uwalniania więźniów, nie wychodzi poza obręb zabudowań franciszkańskich. Tradycję, zamierającą w dobie komunizmu, udało się ostatnio ożywić. Tworzy je obecnie kilkunastu braci, wśród osób znanych jest artysta-fotografik Adam Bujak.
Przynależność do bractwa nie jest obecnie żadnym przywilejem, zdziesiątkowane są także ich rekwizyty. Brakuje udziału krakowskiego mieszczaństwa. Relacje mediów, epatujące grozą, utrudniają zrozumienie tej tradycji. Zwracają uwagę tylko na historyczny rytuał i strój.
A przecież tyle do myślenia i przeżycia daje choćby przemienność nazw bractwa: Męki Pańskiej – Dobrej Śmierci. Memento homo mori, pamiętaj człowieku, że wszystko jest względne i nie uniknie materialnego końca. Nie śmierć jest naszym największym nieszczęściem, choć za pomocą lęków i wymogów posłuszeństwa tak się nam wmawia. W chrześcijańskim przeżywaniu misterium Wielkiejnocy Dobra Śmierć, śmierć Chrystusa związana jest z odradzającym się życiem.

tekst i fot.: Jarosław Kajdański

[artykuł ukazał się w miesięczniku
„Wiadomości” w kwietniu 1999 r.
– zmiany od red.]

Share Button

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

* Copy This Password *

* Type Or Paste Password Here *