Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

ŚWIĘTO CHOPINA. Pusto i głucho zrobiło się po zakończeniu 18. Konkursu Chopinowskiego. Odbiorniki telewizyjne, radiowe i inne rozbrzmiewały muzyką Chopina każdego wieczoru. Były rozmowy i emocje. Gala była uwieńczeniem trzech tygodni zmagań konkursowych. Był to konkurs wyjątkowy ze względu na wysyp talentów pianistycznych. Zgłosiło się ok. 500 osób, do konkursu zakwalifikowano 85. Wybór był arcytrudny, jury pracowało do godziny 2 w nocy.  Czuć było, że trudno wypracować kompromis, myślałem, że będzie votum separatum niejednego jurora. Werdykt rozczarował nie tylko mnie. Jak można było nie nagrodzić Evy Gevorgyan (Rosja/Armenia) i Hao Rao (Chiny). Mówiono, że są młodzi (po 17 lat) i że mają czas. Dobrze że przynajmniej nagrodzono zjawiskową Aimi Kobayashi z Japonii. Ale można było nagrodzić ją wyżej. (W nawiasie i toutes proportions gardées. Udzielałem się jako radny przy konkursie dzielnicowym, gdzie przyznawaliśmy coroczne Nagrody w dziedzinie Kultury. To była przyjemność, a jeszcze większa na gali wręczania nagród. Wiem, co to dyplomatyczne „forsowanie” swojego kandydata).

Osobnym uczestnikiem Konkursu była świetna Orkiestra Filharmonii Narodowej pod batutą Andrzeja Boreyki, który wykazywał wiele empatii dla młodych pianistów. Chciałbym podkreślić znakomite studio chopinowskie w TVP Kultura, które prowadzili dziennikarze Radiowej Dwójki Agata Kwiecińska i Adam Rozlach. Podziwiałem ich kompetencję i kulturę, w czym wtórowali im zaproszeni do studia goście, doświadczeni pedagodzy i pianiści. Jakiż to był oddech od naszej codzienności, zatruwanej przez politykę. Pewnym mankamentem byli tłumacze, którzy musieli symultanicznie tłumaczyć wypowiedzi zapraszanych przed kamerę pianistów. Nie radzili sobie z tym. W nocy dobrze mi się spało, bo sny miałem muzyczne, a nie szarpane zdrowiem i codziennością Zastanawiałem się, dlaczego Chopin ma takie wzięcie w Azji i dlaczego nie w Afryce. W Japonii to wiadomo, oni słyszą w Chopinie coś więcej niż my. W którym momencie muzyka Chopina pojawiła się w Japonii? Czy to było przy okazji walki o niepodległość w roku 1918 i wcześniej? Piłsudski miał z nimi dobre relacje, może na to konto odbywały się koncerty chopinowskie? Miał w tym udział Paderewski? U Amerykanów i w Europie miał, ale czy w Japonii też? Nie wiem. Co po konkursie? Dobra zapowiedź, że odbędzie się już za 4 lata, aby nadrobić zakłóconą przez pandemię cykliczność. Postaram się dotrwać.Nasłuchałem się Chopina, naładowałem akumulatory jego wspaniałą muzyką. Znam ją od dawna.  W domu rodzinnym miałem płyty, w tym z koncertami fortepianowymi e-moll i f-moll. Płyt słuchałem w ciemności leżąc na kanapie w maleńkim pokoju. Z upodobaniem słuchałem sonaty b-moll, a w niej szczególnie marsza żałobnego. Nie wiedziałem, że to była reakcja Chopina na klęskę powstania listopadowego. Słyszałem w niej dzwon i werble.

MOJE PODGÓRZE. Po przyjeździe do Krakowa zamieszkałem w Podgórzu, w kawalerce przy Krasickiego 10, na pierwszym piętrze, z widokiem na wieżę telewizyjną i kościół Redemptorystów. Zamieszkałem z Marcinem Rybczykiem, studentem germanistyki, którego współlokator akurat kończył psychologię na UJ. (Marcin był potem jednym z 8 moich świadków przed IPN, dzięki czemu otrzymałem status kombatanta). Uczyłem się samodzielnego życia. Centrum to była ulica Kalwaryjska, wówczas Pstrowskiego. Tam i na uliczkach sąsiednich było wszystko, co do życia potrzebne, m.in. piekarnia, sklep warzywno-spożywczy, apteka, kiosk Ruchu, fotograf, sklep papierniczy, fryzjer, a także mój ulubiony bar koktajlowy Loluś, gdzie przesiadywałem, czytałem i pisałem. No i skwer Serkowskiego, przepiękny o każdej porze roku, szczególnie jesienią. Niedaleko było do bulwarów wiślanych, gdzie trochę biegałem wte i wewte od Wilgi do mostu. Wędrowałem po Krzemionkach i starym cmentarzu. Odkrywałem Podgórze i byłem nim zachwycony.

KOPROLALIA. Zespół Tourette’a – przejawia się m.in. koprolalią, czyli patologiczną, niedającą się opanować potrzebą wypowiadania nieprzyzwoitych słów lub zdań, przekleństw lub obelg… Obsesyjne, niepohamowane używanie w miejscach publicznych słów lub wyrażeń uznawanych za społecznie niedopuszczalne, nieprzyzwoitych, wulgarnych … Ta jednostka chorobowa występuje również w schizofreniipsychozach alkoholowych, czasem w zaburzeniu obsesyjno-kompulsyjnym. Jak się to leczy? Polecam terapię u lekarza. Jak wyleczyć społeczeństwo? Wymienić liderów obrzucających się koprolalią…  Czyżby to było niemożliwe, nieuleczalne?

WOREK WŁÓCZKI. Niespodziewanie dostałem maila ze Szczecina z zapytaniem, gdzie można kupić moją książkę „Mój Kraków, mój Szczecin, moje Kresy”. Pan Jacek ze Szczecina chciał ją  podarować swojej cioci w Krakowie. Od słowa do słowa dowiedziałem się ciekawej historii…

Pani Maria miała 6 tygodni, gdy wybuchła wojna we wrześniu 1939 roku. Jej rodzina mieszkała w Wilnie, ojciec był naczelnikiem na kolei. Po wojnie znaleźli się w Szczecinie, ojciec zakładał stacje kolejowe na trasie do Szczecina, nie zapisał się do partii. Mama miała  rodzinne związki z Bochnią, stąd w 1952 roku pani Maria znalazła się w Krakowie. Chodziła do VI LO, wówczas przy Starowiślnej. Jeden z braci studiował medycynę w Krakowie, drugi na szczecińskiej Politechnice. Syn tego właśnie skontaktował się ze mną. Mieszka na Pogodnie, przy stadionie Pogoni, chodził do innej podstawówki, ale do tego samego co ja VI liceum, rocznik 1955, starszy ode mnie o 4 lat

Pani Maria była wzruszona, bo odżyły jej wspomnienia, opowiadała zdawkowo o ich początkach w Szczecinie, mieszkali w zburzonym do połowy domu przy ulicy Ku Słońcu, na dole mieszkali jeszcze Niemcy, narożny dom przy Witolda był cały w ponurych gruzach. Zna mnie poprzez „Wiadomości”, mieszka w domu na os. Cegielniana, była wdzięczna za przysłaną książkę i dedykację. – Miałam z panem redaktorem kilka razy do słyszenia, gdy chodziło o przystanek przy Zusie na Wadowickiej, ale też gdy chciałam przekazać worek włóczki dla pani, która dała ogłoszenie, że dzierga czapki, szaliki i rękawiczki dla bezdomnych. W pewnym momencie przestaliśmy zamieszczać te ogłoszenia, bo ta pani zadzwoniła z pretensją, że jest zawalona włóczkami, że nie wyrabia i jak będzie potrzebowała, to da znać. W rozmowie z panią Marią, która zgłosiła chęć przekazania całego worka, powiedziałem wtedy, że nie pamiętam numeru, bo to było jakiś czas temu. Nie chciałem przerywać tej akcji, bo może pani od dziergania znów będzie potrzebowała włóczki. – Pan tak powiedział, ale ja znalazłam w starej gazecie ten numer i zadzwoniłam, i przekazałam worek włóczki… – No tak, to wtedy zadzwoniła ta Pani Szydełko, rozeźlona na mnie, że podaję numer w gazecie, a podawać już nie miałem. Zachęciłem panią Marię, aby opisała swoje rodzinne szczecińsko-krakowskie historie, że opublikujemy je w „Wiadomościach”. Nie była przekonana. – Dzisiaj piątek 13-go, zdarzają się różne hece, dlatego pan nie odebrał telefonu. Zakończyła: Oby Bóg panu błogosławił. Życzyliśmy sobie zdrowia i pogody ducha.

Jarosław Kajdański

Share Button