INFORMATOR BIBLIOTEKI KRAKÓW. Już kiedyś o nim pisałem, wykładany jest w osiedlowych filiach, warto po niego sięgać. W listopadowym numerze wstępniak redaktor naczelnej Izabeli Ronkiewcz–Brągiel i wiele recenzji wydarzeń kulturalnych na mapie Krakowa, jak o 22. Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie, o czym napisał Janusz M. Paluch, o warsztatach powstawania witraży, organizowanych przez Pracownię i Muzeum Witrażu przy al. Krasińskiego, pióra Małgorzaty Czerwiec-Dzierżymirskiej, o krakowskich śladach Józefa Piłsudskiego w ramach gry miejskiej „Od niepodległości do współczesności”, co zrelacjonowała Jolanta Oleksa, o konferencji naukowej „Polscy Ormianie w drodze do niepodległej Polski” Marii Mazur-Prokopiuk. Także o nowej siedzibie Muzeum Historii Fotografii w zrewitalizowanej Strzelnicy na Woli Justowskiej, o czym napisała Joanna Muniak, Anny Grychowskiej relacja z nekropolii na wileńskiej Rossie, i wiele innych. Są też recenzje książek, jak np. Józefa Dużyka o Włodzimierzu Tetmajerze opisała Joanna Muniak, ale też książek polecanych młodym czytelnikom, jak „Lalkarz z Krakowa” R.M. Romero, z rekomendacji Pauliny Knapik. Informator jest redagowany z pasją, a autorzy to pracownicy Biblioteki Kraków, którzy dobrze wiedzą o czym piszą. Wielka szkoda, że Informator Czytelniczo-Kulturalny ukazuje się w wersji czarno-białej. Wydaje się, że dyrekcję Biblioteki Kraków byłoby stać na pełny kolor.
BRAT MNIEJSZY. Przez ostatnie poranki jeździliśmy z Milkiem do weterynarza na zastrzyki. Pani doktor Jola jest pełna nieudawanej empatii i sympatii dla zwierząt. Nasz dzielny, niedowidzący sercowiec albo otrzymał gryza w prawą przednią łapę albo rozciachał ją sobie na jakiejś przeszkodzie typu drut w ogrodzeniu. W każdym razie zrobił się z tego ukryty wewnętrzny ropień. Milek kuśtykał na całego. – Czy państwo zrobicie mu zastrzyk sami? – spytała Pani Doktor, na co wszyscy, włącznie z nią, zareagowaliśmy śmiechem. – A może podacie mu tabletkę? – tu śmiech jeszcze większy… Raz jeden, przy innej „okazji” ja trzymałem kota, a Pan Doktor sposobem (naciskając na staw szczękowy) wmusił tabletkę, ale i tak po raz kolejny trafiła na podłogę. I ja, i Pan Doktor byliśmy poranieni, ale to dotyczyło mojej ukochanej Kici, która była charakterna jak brzytwa (nawet pierwsze z nią szaleńcze zabawy to w rękawiczkach). Innym sposobem jest posmarowanie łapy masłem z rozproszkowaną tabletką, aby pacjent to zlizał w ramach wzorowej higieny. (Gdy na początku zapytałem innego lekarza, jak dbać o higienę przygarniętej Kici, odpowiedział, że higieny to można by się uczyć od niej).
Zastrzyk jest zabiegiem pewnym na prawie sto procent (tu pewniejszy jest kark niż tyłek, bo mniej boli). Codzienne wizyty u weterynarza, to gotowy scenariusz na serial familijny. W poczekalni poznaje się ludzi z jak najlepszej strony, wystarczy zagadać, kto tam w klatce siedzi, wystarczy zapytać, co jest trzęsącemu się ze strachu futrzakowi na smyczy. No i te ich oczy, te spojrzenia… Bracia mniejsi. Wszyscy patrzą na drzwi do gabinetu (co zza nich dobiega) i z drugiej strony z utęsknieniem na drzwi wyjściowe. No i te opowieści, o tym jak to się zaczęło, o wieku, o nawykach, o smakach, o przygodach. Wystarczy zapuścić odprężającego dryfa. Każdy opiekun (-ka) gadaniem odreagowuje stres pupila. W tym czasie na ogół pupil jest smyrany, głaskany, uspokajany. I wiecie, co jest dla nich pierwsze i najważniejsze? Nie twarz, nie głos, ale nasza dłoń.
TRZYMAJTA SIĘ! Dawno nie było o Babci. Ten czas spędziła w areszcie, nie tęskniła za wolnością, tym bardziej gdy zobaczyła, że ludzie wybierają do władz osoby karane, czyli przestępców. Babci nie mieści się to w głowie, mimo że wiele w życiu widziała i przeżyła. Babcia w areszcie była poddana resocjalizacji z udziałem m.in. psychologa, która to młoda osoba nie wytrzymała linii obrony Babci. Wypuścili Babcię po tym, jak zaczęła resocjalizować innych aresztantów, co groziło buntem. W pierwszy dzień wolności Babcia znowu wsiadła do miejskiego autobusu, bo nie miała innego wyjścia. Zajęła miejsce siedzące, bo nogi już słabe, a jazda autobusem to spore wyzwanie, za które Babcia już słono zapłaciła… Tym razem na kolejnym przystanku wsiadły dzieci z trzema opiekunkami. Wsiadły pospiesznie tylnym wejściem i pani głośno nakazała, by przeszły do środka autobusu. Tymczasem kierowca ruszył z kopyta. – Asiu, złap się poręczy! Sebastian, gdzie jesteś? Wiktor, podnieś te okulary! Dawid, przestań się szarpać! – krzyczała pani, a jej koleżanki dodawały swoje: – Zachowajcie spokój, stójcie tam, gdzie jesteście! – Babcia rozejrzała się po współpasażerach, ale nikt nie reagował, ba, nawet nikt tego nie widział, nie słyszał. „Co robić? – pomyślała Babcia – wola Boża, moja recydywa”. Wstała o lasce z miejsca i ruszyła w kierunku kabiny kierowcy. A tam siedzi kobieta, tleniona blondyna w średnim wieku. – Co pani wyrabia?!- zaczęła Babcia. – Nie zauważyła pani, że z tyłu są dzieci? – Blondyna wzięła zakręt, a na prostej odpowiedziała: – Opiekunka mogła wejść z przodu i mi o tym powiedzieć. – Pani żartuje, a od czego są lusterka? – Niech pani odejdzie od kabiny! – zawyrokowała blondynka. Babcię w jednej chwili krew zalała, wstąpił w nią szaleńczy wigor. Poczekała do przystanku, laską sięgnęła po kierownicę i ją przytrzymała, zszokowana blondyna nie protestowała. Babcia zajęła miejsce za kierownicą, znalazła przycisk mikrofonu i powiedziała: „Bardzo państwa przepraszam za niedogodności tej jazdy, to się już nie powtórzy. Proszę spokojnie zająć miejsca. Panie z dziećmi proszę spokojnie przesunąć się w miarę możliwości na środek pojazdu”. Blondyna w tym czasie dzwoniła na policję. – Nie trzeba, sama tam podjadę – powiedziała Babcia i tak zrobiła.
DO SZTAMBUCHA (Monice Bogdanowskiej)
świerszcz cyka w kominie,
to wszystko nam się śniło,
nic nie zostanie
Jeż tupta pod łóżko,
mysz chyłkiem przetruptuje,
to wszystko nam się śniło,
nic nie zostanie
Wiatr w kominie wyje,
zegar tyka i bije,
to wszystko nam się śniło,
nic nie zostanie
Świat przycupnięty i ocieplony,
świat odrzucony
zostanie po nas gaz i smartfony,
duch uduszony
Jarosław Kajdański