ZABAWA W BUDŻET. Tematem przewodnim tegorocznego Dnia Otwartego Magistratu miał być budżet obywatelski, który to temat nie był widoczny… bo w praktyce go nie ma. To co wygrało w poprzednich latach, w sporej ilości nadal czeka na realizację. Bo takie są uświęcone urzędnicze procedury, które psują każdą „zabawę”. W dodatku wprowadzono system głosowania tylko przez internet, co zauważyły i zgłosiły Prezydentowi władze Dzielnicy XI jako pozbawienie praw obywatelskich tych mieszkańców Krakowa, którzy mogliby zagłosować w dotychczasowy sposób, czyli wybierając projekt na liście. Znikomy udział mieszkańców w budżecie obywatelskim będzie zapewne jeszcze niższy. Ale czy Prezydent zauważy problem, czy jego biuro prawne zdąży zareagować jeszcze w tym roku, czy poprą wniosek inne dzielnice (wpatrzone jak w obrazki w swoich liderów partyjnych)? – wątpię. Mam od początku sceptyczny stosunek do tego niewspółmiernie kosztownego projektu rodem z propagandy komunistycznej: „władza w ręce ludu, taki fajny festyn, powalczcie o okruchy z samorządowego stołu, miejcie radochę”. No i ten aspekt wychowawczy: władza chce edukować społeczeństwo, aby się stało obywatelskie, gdy najpierw sama powinna się tej obywatelskości nauczyć, a nie jest to łatwe przy zawłaszczeniu samorządów przez centralne i lokalne partyjniactwo.
TEGO NIE LUBIĘ. Znacie takie osoby, którym już na wejściu nic się nie podoba? Oceniają nas, że to nie tak trzeba było zrobić, że to nieładne, że źle ustawione, że można było inaczej, szybciej i lepiej. To także ci, którym w Polsce nic się nie podoba, bo trzeba zrobić to i to, tak i tak. Mówią o Polsce „ten kraj”. Gdzie indziej jest lepiej, mają tam inaczej i więcej. Lepiej i więcej wszystkiego. Nie da się tego już słuchać! A przecież to samo nasi od wieków robili na emigracji. Z tego wiecznego nielubienia, niezadowolenia… bili się „za wolność waszą i naszą”, odkrywali wielkie rzeczy, pisali, malowali, komponowali wielkie dzieła. Może jest na to rada? Jedźcie w wielki świat, pracą i talentem zdobywajcie tam fortuny i sławę, zdobywajcie też wpływy i władzę. To wszystko róbcie dla „tego kraju”, wpadajcie tu na chwilę, nacieszcie się wszystkim co mamy. Dzięki wam będziemy mieli jeszcze więcej i lepiej.
KOSZENIE. Jak może pamiętacie, mam ukraińską kosiarkę, która zaczęła swój sezon od mojej przypadkowej, rozpaczliwej komendy „Gawarit Maskwa”. Teraz komendy nie potrzebuje, ale pozostaje jej ogłuszające, „wojenne” wycie. Z tego powodu nie usłyszałem wołania mojej żony: – Pozarzynali się wszyscy! nie ma już władzy! nie ma opozycji! nie ma żadnej partii… – Co Ty mówisz, jak to możliwe?! – popatrzyłem w telewizor i widzę jak na obrazie Matejki, nie Matejki, a Dudy-Gracza, polskie heroikomiczne twarze. Zastygłe w potwornych grymasach, rzucające się sobie do nabrzmiałych gardeł, łby równo wygolone, oczy wyłupiaste, puste, bez wyrazu. Postacie bez myśli, trwające w jakimś tańcu: chocholim czy śmierci? „Koszmar” – myślę sobie. I tu się ocknąłem. Różne myśli przychodzą do głowy przy takiej kosiarce.
TAKI SEN. Ile to przodujące, pomnikowe drzewo widziało! ile wie! ile może? Przyśniło mi się w parku, że te potężne drzewa podniosły swoje korzenie i jak ośmiornice ruszyły do walki. Poszły pod biura urzędników i inwestorów, powybijały szyby, zajrzały na biurka, gałęziami pozrzucały druki i pieczątki. A na koniec cienkimi witkami pochłostały kogo trzeba po bladych, trzęsących się łydkach. Pisku i wrzasku było co niemiara (na jawie siedziałem przy piaskownicy)… Mocno postraszyły, zdemolowały uświęcone Procedury, wezwano wszelakie straże – wywiązała się walka… Porąbane i powiązane drzewa wywieziono do miejskiej kompostowni. W ich miejsce – między nowymi blokami – w obecności władz i dziatwy zasadzono młode drzewka, były przemówienia, recytacje, brawa, kamery i mikrofony. Tylko starych drzew przy tym nie było…
Tekst i fot.
Jarosław Kajdański
Dodaj komentarz