Byłem zdziwiony, gdy się dowiedziałem, że w Krakowie nie wiedziano, iż Stanisław Szembek tu mieszkał
– Bonarka to był uroczy dworek z okazałym parkiem, ze stawami. W tym miejscu Stanisławowi Szembekowi czas upływał na malowaniu i przyjmowaniu gości – opowiada JACEK MALKOWSKI, autor książki pt. „Nasz Monachijczyk. Życie i twórczość Stanisława hr. Szembeka 1849-1891”.
Maria Fortuna-Sudor: – Proszę powiedzieć, co sprawiło, że zainteresował się Pan losami zapomnianego malarza, hrabiego Stanisława Szembeka?
Jacek Malkowski: – Zajmuję się m.in. wyszukiwaniem i gromadzeniem materiałów na temat ziemiaństwa mojego regionu. Wykonywałem m.in. drzewo genealogiczne rodziny Szembeków, a że potomkowie tego rodu mieszkali w Wysocku Wielkim, blisko mojego miasta – Ostrowa Wielkopolskiego, więc zainteresowałem się ich dziejami. Stwierdziłem, że to bardzo ciekawa historia i warto by ją na nowo odkryć. Tym bardziej, że ród Szembeków ma swoje ważne miejsce w dziejach naszego narodu. W kolejnych pokoleniach rodzina ta wydała 14 senatorów, 9 biskupów, w tym dwóch arcybiskupów i prymasów Polski. Z tego rodu wywodzą się m.in. kanclerz wielki koronny Jan Sebastian Szembek, dwóch wojewodów, kilku generałów…
– A talenty artystyczne?
– W rodzinie Szembków było wiele osób utalentowanych artystycznie. Zwłaszcza muzycznie. Np. Zygmunt Szembek, mąż Klementyny z Dzieduszyckich dobrze grał na pianinie. Warto dodać, że znał się z pisarzem Józefem Konradem Korzeniowskim, dla którego Zygmunt stał się pierwowzorem bohatera noweli pt. „Il Conde”. Osobą uzdolnioną plastycznie była też matka Stanisława Szembeka, Felicja z Niemojowskich, która ładnie rysowała, szkicowała. Także jego dziad, Piotr Szembek, generał z powstania listopadowego, grał na pianinie, na skrzypcach, znał się z Fryderykiem Chopinem, który w 1830 roku zagrał dla niego dwa koncerty. Z kolei Maria z Fredrów Szembekowa, wnuczka słynnego dramatopisarza Aleksandra Fredry, pisała bardzo udane wiersze. Akwarele malowały kuzynki Stanisława – Jadwiga i Zofia Szembekówny. Jednak hrabia Stanisław Szembek wyróżniał się największym talentem w rodzinie.
– Rodzina popierała rozwój tych zdolności?
– Niezupełnie. Oni nie byli zachwyceni tymi pasjami i obranym przez Stanisława kierunkiem rozwoju. Trzeba pamiętać, że urodził się on w rodzinie ziemiańskiej. Jego rodzice widzieli w nim przyszłego właściciela ziemskiego, który będzie się udzielać w służbie publicznej, narodowej, będzie dbał o majątek i go podnosił. Tymczasem Stanisław Szembek postanowił się całkowicie poświęcić malarstwu. Rola ziemianina była dla niego drugorzędna. W zasadzie całość spraw związanych z prowadzeniem majątku Stanisław scedował na żonę, Augustę z Zawiszów. On sam zajmował się głównie malarstwem, utrzymywaniem kontaktów ze znanymi artystami. Początkowo jego ojciec nie był zachwycony pasjami Stanisława, jednak z zachowanych wspomnień i listów wynika, że spośród pięciu synów właśnie Stanisława szczególnie lubił i cenił. Aleksander Szembek, ojciec malarza, często przebywał w Wysocku Wielkim. Był też w Bonarce, w podkrakowskim folwarku, gdzie zamieszkali jego dwaj synowie.
– A jak to się stało, że Szembekowie weszli w posiadanie Bonarki?
– Dokładnie nie wiadomo, ale Stanisław Szembek ok. 1872 roku został właścicielem folwarku/dworku, w którym zamieszkał ze starszym bratem, Józefem. W tym czasie bracia byli jeszcze kawalerami i wiedli takie trochę beztroskie życie artystów. Wpływ na wybór miejsca zamieszkania, po studiach Stanisława Szembeka w Monachium na Akademii Sztuk Pięknych, mogli mieć przyjaciele, z którymi on studiował. Stanisław już w tym czasie planował zamieszkać w Krakowie. Ostatecznie wybór padł na Bonarkę, na malowniczy niewielki dworek, pod Krakowem. Jest prawie pewne, że Stanisław chciał pobierać nauki u Matejki, wówczas najsłynniejszego malarza historycznego. Nie wiadomo, czy tak się stało, ale miał plany, aby swój warsztat malarski doskonalić u mistrza Jana. Po ślubie, w lipcu 1879 roku w Krakowie, u kapucynów Stanisław przeniósł się z żoną do Wysocka Wielkiego.
– Proszę opowiedzieć, jak wyglądało to beztroskie, kawalerskie życie?
– Bracia, którym Bonarka bardzo się podobała i dobrze się tu czuli, utrzymywali się z zasobów materialnych rodziny. To urocze miejsce odwiedzali chętnie i często krewni, znajomi i przyjaciele Stanisława Szembeka. W tym gronie byli m.in. Ludomir Benedyktowicz (znany malarz, który malował, nie mając dłoni), Tadeusz Ajdukiewicz, Albert Chmielowski, pod którego wpływem teorii barw Stanisław pozostawał, posługując się paletą w ramach czerni, bieli, brązów i szarości. Bonarka to był uroczy dworek z okazałym parkiem, ze stawami. Stanisławowi czas upływał na malowaniu i przyjmowaniu gości. Malarz miał oswojonego sokoła, który polował na wróble, oraz… węża.
– Czy w tym okresie powstało wiele obrazów Szembeka?
– Trudno to oszacować. Na pewno bardziej znanym jest obraz przedstawiający dworek w Bonarce, namalowany ok. 1878 roku. Stanisław Szembek pokazał sielskość tego miejsca. Jedna z postaci jest przedstawiona ze sztalugami, być może to autoportret malarza. W Bonarce też trochę szkicował, zachował się m.in. szkic „Podpatrzone w ogrodzie w Bonarce”, przedstawiający kobietę siedzącą w parku z małym dzieckiem. Powstawały też portrety mieszkańców Bonarki, o których nic nie wiadomo. Jednak generalnie ten czas nie był nazbyt płodny w dzieła malarskie, ale za to bujny pod względem towarzyskim.
Na pewno okres życia w Bonarce, chociaż interesujący, jest mało znany. Byłem zdziwiony, gdy się dowiedziałem, że w Krakowie nie wiedziano, iż Stanisław Szembek tu mieszkał. Chciałbym dodać, że w tym czasie malarz kilkakrotnie wystawiał swe obrazy na przygotowywanych wystawach. A po jego śmierci, a zmarł młodo na gruźlicę, wówczas nieuleczalną chorobę, właśnie w Krakowie na przełomie sierpnia i września 1891 roku została zorganizowana wystawa jego prac w Sukiennicach. Wyeksponowano tam prawie wszystkie obrazy hrabiego Szembeka, które udało się zebrać jego żonie, wspólnie z rodziną i przyjaciółmi.
– A co sprawiło, Pana zdaniem, że na wiele lat zapomniano o tym malarzu, o jego twórczości?
– Hrabia już za życia pozostawał w cieniu najbardziej znanych malarzy: np. Aleksandra i Maksymiliana Gierymskich, Tadeusza Ajdukiewicza czy Henryka Siemiradzkiego. Nie malował dla sławy czy uznania. Bardziej dla siebie. Rzadko też swe prace wystawiał, co także się przekładało na mniejszą popularność. Ponadto Stanisław Szembek większość swych obrazów zostawiał sobie lub rozdawał – rodzinie, przyjaciołom.
– Gdzie dziś znajdują się jego dzieła?
– Dokładnie nie wiadomo, ile ich było. Z opisów jest znanych 149 obrazów i ok. 290 szkiców, często o charakterze humorystycznym. W Krakowie, w Muzeum Narodowym znajdują się „Chłopi przed chatą” i „Ludomir Benedyktowicz”. W poznańskim muzeum narodowym kolejne: „Popiersie starca” i „Kościół w Opatowie pod Kępnem” (w depozycie ze zbiorów Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu). Najważniejszy obraz to „Czerkies”, który jest własnością Szembeków z Gorzowa Wielkopolskiego, a znajduje się w depozycie w tamtejszym muzeum. Kolejne można oglądać w muzeum w Ostrowie Wielkopolskim i Odolanowie. Zdecydowana większość dzieł Szembeka znajduje się w prywatnych zbiorach. Część gdzieś się zawieruszyła. Od czasu do czasu jego obrazy pojawiają się na aukcjach.
– A jakim człowiekiem był Stanisław Szembek?
– Można powiedzieć, że niezwykłym.
– To znaczy?
– Mimo swej pozycji społecznej był bardzo skromny i lubiany. Z domu, w którym został wychowany według surowych zasad, wyniósł poczucie patriotyzmu, przywiązanie do polskości. Był bardzo prawdomówny, nie znosił gadulstwa. Nie miał zbyt wielu przyjaciół, ale bardzo ich sobie cenił. To były osoby sprawdzone, które go nigdy nie zawiodły. Z kolei gdy był chory, starał się nie załamywać. Z karykatur, które w tym czasie rysował, wyłania się obraz człowieka zachowującego pogodę ducha, pomimo zmagania ze śmiertelną chorobą.
Warto dodać, że jako młody człowiek, miał ponoć powodzenie u kobiet, ale nie interesowały go przygody damsko-męskie. Jak sam podkreślał, jego małżeństwo było oparte na prawdziwej miłości. W jednym z listów napisał, że ma taką żonę, która posiada wszelkie cechy umożliwiające szczęśliwe wspólne życie. Myślę, że to była odwzajemniona miłość. Może o tym świadczyć postawa żony, która po śmierci malarza podpisywała się „Stanisławowa Szembekowa”. Nigdy już nie używała swego imienia i do końca życia nosiła po mężu żałobę.
Rozmawiała: Maria Fortuna-Sudor