185. rocznica urodzin Aleksandra Kotsisa
Gdy większość malarzy w tym czasie fascynowała wielka historia, on malował podmiejską biedotę, przypadkowo spotkane osoby, prawdziwe życie prowincji pod Krakowem. Postacie niczym z noweli Konopnickiej czy Sienkiewicza, o których się uczą dzieci w szkołach. Wrażliwy na każdy szczegół i krzywdę ludzką ALEKSANDER KOTSIS zapisał się na stałe w historii malarstwa polskiego. Dziś jego dzieła przypomina Muzeum Narodowe w Krakowie.
Żył w latach 1836-1877, czyli zaledwie 41 lat. Przez ten czas udało mu się jednak osiągnąć wyżyny w sztuce malarskiej. A wywodził się z Ludwinowa, skromnej rodziny kupca pochodzenia chłopskiego. Tak, jak większość dzieci pochodzących z takich rodzin, mógł zająć się na przykład handlem czy rzemiosłem. Jednak w duszy Aleksandra pojawiła się tajemnicza nić sztuki, która poprowadziła go w zupełnie innym kierunku, niż wybrali jego bliscy. Jak wiadomo nieprzetarte szlaki są fascynujące, ale i trudniejsze. I płaci się za taką drogę określoną cenę.
Podgórskie klimaty
W czasie, gdy żył Aleksander Kotsis, Podgórze nie było częścią Krakowa. Historia tego miejsca sięga jednak znacznie dalej. Po I rozbiorze Polski władze austriackie chciały stworzyć nowy ośrodek gospodarczy. Początkowo miał znajdować się on na Ludwinowie, ale potem podjęto decyzję o przeniesienie tego centrum na tereny u stóp góry Lassoty, gdzie rozchodziły się drogi do Wieliczki i Skawiny. W 1784 roku cesarz Józef II nadał Podgórzu prawa wolnego miasta. Zostało ono dołączone do Krakowa dopiero w 1915 roku.
Na Ludwinowie urodził się właśnie Aleksander Kotsis. Następnie wiele lat swojego życia mieszkał przy ul. Kalwaryjskiej, obecnie jednej z najważniejszych ulic Starego Podgórza. Uczył się w Krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych oraz studiował w Wiedniu, gdzie trafił dzięki zdobytemu rządowemu stypendium. Był rówieśnikiem Artura Grottgera i Jana Matejki, ale miał zupełnie inną wizję sztuki.
„W przeciwieństwie do krakowskiego środowiska artystycznego zdominowanego przez fascynację historią, w dziełach Kotsisa nie odnajdziemy wielkich i znanych postaci, skomplikowanej historiozofii ani wzniosłych alegorii. Niezależność jego postawy twórczej opierała się na uważnej i krytycznej, a jednocześnie pełnej empatii, czasem nazbyt emocjonalnej obserwacji najbliższego otoczenia. Sztuka tego artysty reprezentuje kierunek realizmu w sztuce europejskiej, jej analogii można poszukiwać między innymi w twórczości Jeana–François Milleta, Jules’a Bretona, Christiana Rubena, Ferdinanda Georga Waldmüllera” – pisze kuratorka wystawy Aleksandra Krypczyk-De Barra.
Prawda w oczach
Postacie z obrazów Kotsisa nie są kimś, w większości nie są nawet znane z imienia i nazwiska. Są to na przykład ludzie targujący się na rynku, pasterze wracający z łąk, dziewczynka wijąca wianek na święto Matki Bożej Zielnej, kosiarze wieczorem po zakończonym dniu, zabawa w szynku. Anonimowe postacie patrzą na widza przenikliwymi oczami, a odkrycie zawartej w niej tajemnicy może dopowiedzieć sobie każdy z nas. Malarza nie interesowali wielcy bohaterowie czy postacie z salonów. Tylko zwykli ludzie, o których nikt jeszcze nie ułożył żadnej historii.
„Dla uzyskania oczekiwanych efektów malarskich artysta posługiwał się różnego rodzaju i rozmiaru pędzlami, ich trzonkami, stosował również szpachle (…). Zdarzało się, że podczas manipulowania niektórymi ze świeżo namalowanych obrazów, autor niechcący dotykał warstwy malarskiej, pozostawiając w niej odciski palców” – zauważa kurator wystawy.
Ekspozycja w Kamienicy Szołayskich przy Placu Szczepańskim w Krakowie ma przypomnieć o artyście w 185. rocznicę jego narodzin. To pierwsza od ponad 60 lat tak duża monograficzna prezentacja twórczości żyjącego w XIX w. artysty. Obrazy olejne, akwarele i rysunki można oglądać do 11 lipca. Warto odkryć tę jakże inną linię polskiego realizmu w sztukach plastycznych. A przede wszystkim przenieść się na chwilę w XIX wiek, do podkrakowskich realiów, gdzie toczyło się zupełnie inne życie niż teraz.
Artysta odchodzi, sztuka zostaje
Aleksander Kotsis zmarł stosunkowo młodo. Gdy jego kariera się rozpędzała, a Jan Matejko zaproponował mu posadę profesora w Akademii Sztuk Pięknych, u artysty stwierdzono zwiotczenie mózgu, zaniki pamięci i chorobę psychiczną. Choroba nie trwała długo. Pochowany został na starym Cmentarzu Podgórskim, dziś dokładna lokalizacja już jest nieznana. Został patronem jednej z ulic na Woli Duchackiej.
„Tworzył zatem stosunkowo krótko, a jego twórczość nie osiągnęła pełni wyrazu, została przerwana w pół słowa. Po śmierci podgórskiego malarza jego spuścizna uległa rozproszeniu i zapomnieniu” – ocenia kurator wystawy.
Odszedł artysta, zostały płótna malarskie i kawałek zachowanej historii Krakowa, a dokładnie terenów podgórskich, które po latach do Krakowa zostały dołączone. Obrazy, które można zobaczyć teraz w Krakowie, pochodzą z różnych, czasem odległych kolekcji, np. Muzeów Narodowych w Gdańsku, Kielcach, Krakowie, Poznaniu, Szczecinie, Warszawie i Wrocławiu, Muzeum Śląskiego w Katowicach, Muzeum Sztuki w Łodzi oraz Lwowskiej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego. Zebrane w jednym miejscu mogą stać się prawdziwą ucztą nie tylko dla koneserów sztuki.
Gdy w majowy, ciepły dzień wybierzemy się na spacer po krakowskim Rynku, zajrzyjmy także na Plac Szczepański 9. Tam czeka na nas malarz z Ludwinowa i historia Podgórza, o której wielu z nas nie miało nawet pojęcia. Może przyszedł czas, żeby ją poznać.