Profesor CZESŁAW DŹWIGAJ jest wykładowcą akademickim, artystą uprawiającym wiele gatunków sztuki. Jego twórczość, zwłaszcza rzeźby monumentalne, pomniki, wpisały się nie tylko w polski krajobraz przełomu XX i XXI wieku. W tym roku twórca świętuje 75. urodziny.
Miejsce w podkrakowskiej Rząsce, gdzie powstają dzieła Czesława Dźwigaja, łatwo zauważyć; nieopodal bramy wjazdowej na posesję uwagę przyciąga figura Chrystusa wyeksponowana tu z okazji 1050–lecia chrztu Polski. – Przed laty stała tu kaplica, zanim w Rząsce został zbudowany kościół – informuje prof. Dźwigaj i wskazuje na umieszczoną informację o obecności w tym miejscu przyszłego papieża, który w 1976 r. udzielił tu młodzieży sakramentu bierzmowania.
Różnorodność
Już w ogrodzie pan profesor zwraca uwagę na znajdujące się tam rzeźby. Wyjaśnia, że są przygotowane na wystawę. Wskazując na postać „Trefnisia”, informuje: – Tę rzeźbę dedykuję krakowianom. Tym, co są, ale też tym, co odeszli. To taki łącznik pomiędzy tym, co jest śmieszne w Krakowie, a tym, co nazywamy przemijaniem. Profesor zwraca też uwagę na tzw. rzeźby ruchome (np. „Parlament klaunów”) i przyznaje, że te prace mają charakter publicystyczny. Wyjaśnia: – Twórca komentuje rzeczywistość przy pomocy obrazów, rzeźb, które mają przemawiać do odbiorców i motywować ich do refleksji.
W pracowni jest wydzielona część, gdzie powstają rzeźby. Są pomieszczenia przeznaczone do malowania, ale też do szkicowania, planowania, projektowania kolejnych dzieł. Na większości ścian znajdują się obrazy, półki z drobnymi eksponatami i książkami. Takie królestwo Czesława Dźwigaja. Tu twórca spędza codziennie wiele godzin.
Na stronie internetowej: czeslawdzwigaj.pl poznajemy spektrum artystycznych działań, od medalierstwa, płaskorzeźb i tablic, rzeźb kameralnych i monumentalnych, port, aranżacji wnętrz, przez rysunek, grafikę i malarstwo do twórczości literackiej. Wprowadzeniem do informacji o aktywności twórczej jest stwierdzenie: „Sztuka w jakiejkolwiek postaci i dyscyplinie służy do wypowiadania swoich uczuć i myśli. Jest medium służącym do porozumiewania się z innym człowiekiem. Jej celem nie jest imitacja, lecz przesłanie duchowe”.
Profesor wspomina, że był zachwycony sztuką współczesną, gdy jako młody twórca, na początku lat 70. XX w., wyjechał na krótki czas do Paryża. – Gdy wróciłem, jeszcze na studiach, zacząłem w tym kierunku żeglować – opowiada i zaznacza, że to się zmieniło, kiedy wyjechał do Włoch po odbiór nagrody Dantego. Wspomina: – Gdy zwiedziłem Włochy, zmieniłem kierunek mych działań, dostrzegłem ponadczasowość i piękno antyku, ale też renesansu, baroku. Rzeźbiarz przyznaje, że podporządkował swe życie sztuce. – Tworząc, pokonuję samego siebie, a to mi pozwala wielowymiarowo zrozumieć innych ludzi – wyjaśnia. Daje odbiorcy prawo do własnych interpretacji, co tłumaczy: – Każdy ma inne doświadczenie życiowe, dlatego inaczej może odczytywać mój obraz, rzeźbę czy wiersz.
Miejsca szczególne
A wszystko zaczęło się w Nowym Wiśniczu. W wywiadach opowiada, że jako dziecko wolał się bawić niż uczyć. Rodzice wysłali go do szkoły zawodowej przy Kombinacie Lenina w Nowej Hucie. I to na nowohuckich łąkach, gdy uciekał od szkolnych obowiązków, zaczął swą przygodę z rysowaniem. Talent rozwijał w Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu, a następnie na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Profesor lubi wracać do miejsca dzieciństwa, chociaż dzisiaj pozostało tam tylko kilka bliskich osób, jest też grobowiec rodzinny, gdzie spoczywają rodzice. I są wspomnienia, których nikt nie odbierze…
W najstarszej części wiśnickiego zamku można zobaczyć stałą wystawę prac artysty. W rodzinnym mieście są też pomniki jego autorstwa. Gdy przywołuję opinię pewnego podróżnika, który stwierdził, że Wiśniczowi trafiło się niedoceniane złote jajko, jakim jest Czesław Dźwigaj i jego twórczość, którą chętnie się z rodzinnym miastem dzieli, rzeźbiarz uśmiechając się przyznaje, że tak to już bywa. Równocześnie podkreśla: – Jeden z krytyków sztuki dostrzegł, że gdy się analizuje moją twórczość, szczególnie rzeźby, to można w nich zauważyć inspirację architekturą baroku; zamku Kmitów i Lubomirskich, kościoła parafialnego czy też nieistniejącej już świątyni karmelitów. I rzeczywiście, gdy zacząłem to analizować, to doszedłem do wniosku, że coś w tym jest, że przetworzone wczesnobarokowe elementy można w mej twórczości dostrzec.
Kraków to miejsce, z którym artysta był i jest związany od młodości. Na ASP jako wykładowca przez lata dzielił się ze studentami swą wiedzą i umiejętnościami. Stąd wyjeżdżał na stypendium, tutaj przyjmował zamówienia na kolejne realizacje, to stąd wyruszał do różnych, nieraz bardzo odległych miejsc na świecie; wszędzie tam, gdzie zamawiano jego prace. I tu wracał, aby realizować kolejne zamówienia i podejmować coraz to inne, artystyczne wyzwania.
I to w Krakowie jest szczególnie wiele jego dzieł, z czego większość mieszkańców, a tym bardziej turystów, nie zdaje sobie sprawy. W przestrzeni miasta znajduje się 18 pomników autorstwa prof. Dźwigaja, ponadto kilkadziesiąt tablic, epitafiów… Osobny temat stanowią realizacje w krakowskich kościołach. Wśród najbardziej znanych dzieł warto przywołać pomniki m.in.; Józefa Piłsudskiego, Józefa Kałuży, Ryszarda Kuklińskiego czy Piotr Skargi. Z tym ostatnim ma profesor nie za miłe wspomnienia. – Pomnik Skargi na placu Marii Magdaleny wciąż komuś przeszkadza, nadal przewodnicy po Krakowie powtarzają nieprawdziwe informacje, jakoby miasto postawiło ten pomnik bez zgody – zauważa prof. Dźwigaj. Opowiada, że przed laty, gdy w jednej z gazet wielokrotnie pisano o pomniku, oczywiście negatywnie, jego kolega twierdził, że zapewne profesor ma z redakcją jakiś układ, który pozwala wypromować nazwisko i twórczość autora pomnika Skargi…
Sposób na zawiść
Gdy pytam, jak sobie radził w takich sytuacjach, opowiada, że jako młody artysta dostał cenną radę: – Profesor Witold Chomicz powiedział mi, że jeśli do czegoś w życiu dojdę, to zapewne spotkam się z krytyką, zazdrością i zawiścią. I radził, abym się nie wdawał w żadne bijatyki słowne, a tym bardziej prawne, bo w ten sposób stracę całą twórczą energię. Przekonywał, że to nie ma sensu i zapewniał, że jest trudno to wytrzymać, ale czas wyrównuje pewne rzeczy. Profesor Dźwigaj przyznaje, że tę radę sobie przypominał, gdy takie ataki, a nawet sądy nad jego twórczością miały miejsce. Równocześnie stwierdza: – Te trudne doświadczenia mnie wzmocniły. Dziś wiem, że przemijają lata, ludzie, a ja mam robić swoje.
Szczególnej krytyce poddawano wykonane przez Czesława Dźwigaja pomniki Jana Pawła II, a jest ich … 83 w różnych częściach świata. W samym Krakowie są cztery. Był taki czas, że krytykanci wręcz upowszechniali plotkę, iż w pracowni Dźwigaja jest matryca, z której profesor odlewa kolejne podobizny Jana Pawła II. – Nic podobnego – dziś już ze spokojem stwierdza rzeźbiarz. Zwraca uwagę, że każdy pomnik jest inny, że w czasie powstawania projektu ustala się z zamawiającymi do jakiego etapu życia papieża ma nawiązywać rzeźba, do jakich wydarzeń. Ponadto trzeba też uwzględnić przestrzeń, w której pomnik ma być wyeksponowany.
Przyznaje, że ma to już za sobą i uśmiechając się, zaznacza: – To jest dla mnie wielka radość, gdy dostaję z różnych stron świata SMS –y od znajomych, którzy gdzieś daleko od Polski odkryli mój pomnik Jana Pawła II i na jego tle zrobili sobie selfie. Podkreśla: – Jan Paweł II to przykład wielkiego patrioty, chluba naszego narodu! Dla kolejnych pokoleń te rzeźby będą przypominać największego z rodu Polaków, będą motywować do szukania odpowiedzi na pytania; kim był, co takiego zrobił ten papież, że jego pomniki chcieli mieć mieszkańcy różnych części świata.
Co dalej?
Aktualnie profesor zajęty jest przygotowaniami do wydarzeń związanych ze świętowaniem 75. urodzin. Wiele rzeźb, obrazów, grafik, rysunków jest już zapakowanych. Na wystawę w Pałacu Sztuki TPSP (od 15 do 25 maja przy pl. Szczepańskim w Krakowie) są gotowe plany rozmieszczenia przygotowanych eksponatów. Wiadomo też, co zostanie zaprezentowane na plenerowej wystawie rzeźb w Nowohuckim Centrum Kultury, jakie jeszcze wydarzenia będą towarzyszyć jubileuszowi.
Gdy pytam, co dalej, profesor opowiada, jak to przed laty spotkał w samolocie, lecąc z Wiednia do Tel Avivu, prof. Krzysztofa Pendereckiego. W trakcie rozmowy kompozytor stwierdził, odwołując się do historii muzyków, że najlepszy twórczy czas przypada na okres między 60. a 80. rokiem artysty. – Pan profesor zauważył, że zbliżam się do tego okresu – wspomina i uśmiechając się, dodaje: – Mnie to zjeżyło, miałem ponad 50 lat i uważałem, że to wspaniały, twórczy czas. Oczywiście, zapytałem o dowody, ale profesor nie przekonał mnie do swych racji. I dopiero po jego śmierci, gdy przypomniałem sobie tę rozmowę, pomyślałem, że to ja się myliłem.
A odpowiadając na moje pytanie, artysta stwierdził: – Z tego, co mówił profesor Penderecki, wynika, że przede mną jeszcze 5 lat twórczej aktywności zawodowej, jeśli będę żył (uśmiech). Równocześnie przyznał: – Twórca tak ma, że kończy jedno dzieło, zaczyna drugie. Trudno żyć bez tej aktywności. Nadal przyjmuję zamówienia na realizacje, nadal w mojej pracowni powstają nie tylko nowe rzeźby, ale już o to nie walczę. A najwięcej przyjemności sprawiają mi prace, które robię z potrzeby serca. I cieszy mnie, gdy kupują je osoby, które chcą mieć w swym domu pracę Dźwigaja nie na sprzedaż, nie dla zysku, tylko po to, żeby na nią spoglądać, żeby jej przekazem się ubogacać.
Tekst i zdj.: Maria Fortuna-Sudor