WLKS „Krakus” Swoszowice
O sekcji kolarskiej „Krakusa” zrobiło się głośno, gdy sukcesy w zawodowym peletonie zaczęli odnosić Rafał Majka czy Tomasz Marczyński. Ale w Swoszowicach prężnie działa też sekcja jeździecka, której trzy zawodniczki powołane są do kadry narodowej juniorów i młodych jeźdźców: Angelika Policht (kategoria Dzieci), Monika Grundkowska (kategoria Junior), Natalia Koziarowska (kategoria Młody Jeździec). Jest też sekcja piłkarska szkoląca ok. 160 dzieci.
O historii i współczesności, sukcesach i kłopotach klubu opowiada prezes „Krakusa” JACEK KOZIAROWSKI.
– Panie Prezesie, zacznijmy od rozszyfrowania skrótu WLKS…
– Wojewódzki Ludowy Klub Sportowy, bo działamy w ramach stowarzyszenia Ludowe Zespoły Sportowe. Uprzedzając kolejne pytanie wyjaśnię, że przymiotnik „wojewódzki” wiąże się z faktem, że przez całe lata (od roku 1952) Wojewódzkie struktury LZS właśnie w Swoszowicach szkoliły swoje kadry i wybrały ten klub na swoją „wizytówkę”, nadając w roku 1972 „Krakusowi” przydomek „wojewódzki” i tak już zostało do dziś.
– A kiedy zaczyna się historia klubu?
– Nasza historia sięga 1948 roku, kiedy to powstał Ludowy Klub Sportowy „Swoszowianka”. Pierwszym prezesem był Stefan Potańczyk. Boisko urządzono na wydzierżawionym polu, szatnie dla zawodników i sędziów znajdowały się w prywatnych domach. Działalność sportowa była skupiona w sekcjach piłki nożnej, tenisa stołowego i piłki siatkowej.
Na początku lat 50. minionego wieku rozpoczęła się budowa stadionu i budynku klubowego. Prace przy stadionie ukończono w 1955 roku, a dwa lata później został oddany do użytku budynek klubowy. Oprócz sekcji sportowych, m.in. piłki nożnej, podnoszenia ciężarów i zapasów w stylu wolnym, działał też chór i zespół teatralny, przez długie lata funkcjonowało kino.
– Klub najbardziej znany jest jednak z sekcji kolarskiej i jeździeckiej.
– Tak, sekcja kolarska powstała w latach 70. i od 1976 roku prowadzona jest przez Zbigniewa Klęka. Obecnie, oprócz zajęć w Swoszowicach, treningi prowadzone są w placówkach działających w Zegartowicach i Ochotnicy Górnej. Pan Zbigniew ma niesamowity dar wyszukiwania talentów i umiejętność ich szlifowania, by stały się prawdziwymi diamentami.
– Najbardziej znani zawodnicy – Rafał Majka, Tomasz Marczyński, pochodzą właśnie z małych miejscowości. Czy w Krakowie nie ma tak utalentowanych młodych zawodników?
– W małych miejscowościach aktywność fizyczna jest czymś naturalnym, a sport jedną z niewielu możliwości „wybicia się”. Dlatego łatwiej tam nakłonić dzieci i młodzież do tytanicznej pracy, jakiej wymaga kolarstwo szosowe czy górskie. W tych dyscyplinach nie wystarczy nauczyć się kilkunastu tricków w toku kilkuset powtórzeń. Konieczna jest naprawdę ciężka i mozolna praca przez wiele lat, niezależnie od okoliczności i pogody.
– Wróćmy do jeźdźców.
– Można powiedzieć, że to bardzo rodzinna sekcja, bo założył ją mój dziadek z myślą o moim stryju. A wszystko dlatego, że pradziadek był kawalerzystą i tradycje jeździeckie były i są bardzo żywe w naszej rodzinie. Zresztą, mój ojciec poznał moją mamę na zawodach jeździeckich, stryj nadal jest trenerem, a córka nie wyobraża sobie życia bez treningów i obcowania z końmi. Sam jeździłem konno kilkanaście lat.
– Jak długo i jak często trzeba trenować, by osiągać sukcesy w tej dyscyplinie?
– Przepisy pozwalają na start w zawodach dzieciom, które ukończyły 9. rok życia. Wcześniej można zaczynać, ale rekreacyjnie i bez dużych obciążeń. Przesada wyrządzić może dziecku krzywdę, gdyż jego budowa, a zwłaszcza kręgosłup nie jest jeszcze dostatecznie ukształtowany. Zawodnik zazwyczaj trenuje sześć razy w tygodniu, po ok. 1 godzinie dziennie, z każdym z koni, na którym jeździ. Jeśli jeździ na dwóch bądź trzech, poświęca temu odpowiednio więcej czasu. Do tego trzeba dorzucić jeszcze zabiegi pielęgnacyjne, takie jak przygotowanie i wyczyszczenie konia przed i po zajęciach. Siódmy dzień to zazwyczaj spacer z koniem. To odpoczynek, ale ze względów zdrowotnych w delikatnym ruchu.
Szkolenie dzieci rozpoczynamy na kucykach. Chcemy uczyć dzieci nawiązywania kontaktu ze zwierzęciem, „czytania” jego reakcji, by stopniowo przechodzić na coraz wyższe konie. Po kilku latach treningów utalentowanego jeźdźca i konia mogą przyjść sukcesy.
– Została nam jeszcze do przedstawienia sekcja piłkarska…
– Tu również skupiamy się na szkoleniu dzieci i młodzieży. Trenuje u nas 160 młodych zawodników. Zatrudniamy już 5 trenerów. Niestety, dotacje z Urzędu Miasta Krakowa – w tym roku otrzymaliśmy 25 tys. zł – przeznaczamy w głównej mierze na utrzymanie obiektu. Do utrzymania sekcji dokładają się też sponsorzy i grupa rodziców, która np. kupuje sprzęt – stroje, piłki, czy wspiera nas finansowo, bo roczne koszty funkcjonowania sekcji wynoszą ok. 150 tys. zł.
Seniorzy grają dla przyjemności za własne pieniądze w A klasie i w tegorocznych rozgrywkach są w czołówce tabeli. My udostępniamy im jedynie obiekt i trenerów. To samo dotyczy grupy oldboyów.
– Dotknęliśmy tematu finansów. Jak klub sobie radzi z ich pozyskiwaniem?
– Nie jest to łatwe, bo jeździectwo czy kolarstwo są bardzo kosztochłonne. Głównymi sponsorami sekcji kolarskiej są byli zawodnicy, którzy prowadzą obecnie własne firmy. Stanisław Czaja, Mieczysław Poręba, Stanisław Dymek czy Józef Olchawa wspierają nas finansowo, kupują rowery, dbają o serwis. Dotacja z UMK to też 25 tys. zł, choć potrzeby tej sekcji w skali roku wynoszą między 300-350 tys. zł.
Jeszcze więcej, bo 600-700 tys. zł potrzebują jeźdźcy i ich niemal 50 koni, którzy z UMK dostali także 25 tys. zł. Brakujące środki pozyskujemy od sponsorów, organizując zawody, prowadząc zajęcia rekreacyjne i hipoterapię. Znaczące środki wykładają też sami zawodnicy, którzy finansują zakup sprzętu dla swych wierzchowców, koszt ich utrzymania, kowala, weterynarza. Sami również ponoszą koszty transportu koni na zawody czy udziału w zawodach.
Jako klub działający w Krakowie mamy problem z pozyskaniem dotacji unijnych. Kiedyś część naszych koni miała możliwość zarabiania na konie sportowe, np. w filmach. Może warto przy tej okazji wspomnieć, że nasze konie „grały” w „Czarnych chmurach’, „Weselu”, „Koperniku”, „Nocach i dniach”, „Królowej Bonie” i wielu innych.
– Co uważa Pan za największy atut klubu?
– Wskazałbym na dwa zagadnienia. Po pierwsze, grono oddanych trenerów i przyjaciół klubu oraz obecnych i byłych zawodników, na których zaangażowanie zawsze można liczyć. Po drugie, baza lokalowa w oddanym przed kilku laty nowym budynku, rozwijana infrastruktura i systematycznie odnawiane obiekty sportowe, które pozwalają nam na prowadzenie różnorodnej działalności, pozyskiwanie funduszy na działalność.
– Dziękuję za rozmowę i życzę wielu sukcesów.
Rozmawiał: Krzysztof Duliński
Zdjęcia: z archiwum Klubu
Dodaj komentarz