A JA-KI. – A ja pierwsza zachorowałam na covida. – Mówi się poprawnie SARS-CoV-2 i COVID-19. – A ja pierwsza trafiłam do szpitala, ledwo przeżyłam. – A ja byłam pod respiratorem. – A ja leżałam obok chorego pod respiratorem, który dusił się i rzęził, a z oczu szła mu krew. – A ja się pierwsza zaszczepiłam dawką dla uprzywilejowanych. – A ja byłam na kilku izolacjach. – A ja byłam na izolacjach i kwarantannach. – A ja wzięłam już czwartą dawkę. – A ja tak się pochorowałam od tego szczepienia, że ho. – A ja zrobiłam sobie zdjęcia z odkrytym ramieniem po każdej dawce, aby być przykładną bohaterką, ładnie na zdjęciu wyszłam. – A u nas płacili po 500 zł za zaszczepienie, opłacało się. – A ja zachęcałam niezaszczepionych, wydzwaniałam do nich i poganiałam na forach społecznościowych. – A ja się pokłóciłam z bratem i ojcem, bo są nieodpowiedzialni i zabijają innych. – A u nas zmarli leżą nie pochowani, takie kolejki z trumnami. – A ja mam paszport covidowy, mogę wchodzić gdzie chcę i i jeździć za granicę. – A ja już nic z tego nie rozumiem. – A ja się boję, co będzie po covidzie. – Mówi się poprawnie SARS-CoV-2 i COVID-19.
MOIM ZDANIEM – CO POTEM (tekst niepoprawny politycznie). Co będzie po pandemii koronawirusa? Trudno sobie wyobrazić, bo jak na razie wirus robi co chce, mutuje i kiwa nas na całego. Czy daliśmy się zakiwać? Co rozsądniejsi mówili już na początku, że wirus zarazi nas wszystkich. Prezydent Trump zapowiadał, że dorwie sprawców i nie daruje śmierci swoich rodaków, ale zrobiła się z tego sprawa polityczna, w której i Amerykanie mają swój udział. Napomykałem na forach, że to jest kumulowana od lat bomba biologiczna, która przechodziła przez eksperymentalne etapy, jak ptasia czy świńska grypa, itp. modyfikacje. One są, kumulują się falami, jak to zwykłe grypy, i tak było od dawna, włącznie z hiszpanką, którą przywlekli do Europy żołnierze amerykańscy w czasie I wojny światowej. Dodawałem – za innymi – że zachorują wszyscy, jedni bezobjawowo, drudzy objawowo, jedni z lekkimi objawami, drudzy z ciężkimi, z czego część z tego będzie przypadkami śmiertelnymi. Żeby nie było, że nie wiem, o czym piszę, to zapewniam, że przechorowałem covida na samym początku. To co zrobiono ze statystykami, to się nazywa „kreatywność na zamówienie”. Trudno to zweryfikować, bo jakiekolwiek działania niezależne, czy to medyczne, czy dziennikarskie z miejsca napotykały na niespotykany hejt, podbijany histerią, paniką i agresją. Koronawirus ma królować i być sprawcą całego zła. W przekazach często brakuje konsekwencji i logiki, ale propaganda ma swoje zasady, gdzie liczy się tylko cel. Jak się można bronić przed zakażeniem? Oprócz szczepienia, m.in. radykalnie zwiększać odporność, w sensie fizycznym i psychicznym. Bo to jest walka każdego z nas z osobna. A także ograniczyć do minimum oglądanie telewizji, która nie uspokaja, nie waży informacji, lecz gra na emocjach na całego. Nie sprawdziły się żadne media w stanie wyjątkowym, za bardzo chodzą na sznurkach skonfliktowanej na zabój sceny politycznej. Bo co by nie mówić, koronawirus stał się sprawą polityczną, jej głównym bohaterem. Konsekwencje pandemii są ogromne, bo to nie tylko ofiary śmiertelne, w pewnej mierze niecovidowe, ale wciągane w rejestr, aby wzmacniać covidową narrację. Idą na stos gospodarka, nauka i życie młodego pokolenia. Ich najbardziej mi żal. To będą już inni ludzie, przetrąceni i zapropagowani do nowej rzeczywistości. To już jest i będzie inny świat. Co było, nie wróci. Ale czy pozbędziemy się strachu, paniki, dezinformacji i manipulacji? Nie, jesteśmy zbyt łatwym celem, podzieleni, zatomizowani, zantagonizowani, doprowadzani do walki o przetrwanie. Daliśmy się przemodelować, jakby nie było wyjścia, bo wszystkie wyjścia zostały zamknięte lub ograniczone. Człowiek człowiekowi ma być wirusem. Czy to się kiedyś skończy, jak i na jakich warunkach? Być może nasunięty zostanie na świat kolejny wróg, np. zabójczy smog i wojna klimatyczna w ramach tzw. zielonego ładu ze wszystkimi tego konsekwencjami. Już to widać od lat na horyzoncie. Czy ten obłęd – od zagrożenia do zagrożenia, od paniki do paniki – zostanie przerwany? Czy nastanie pokój? To od nas zależy. Mam nadzieję, że tak się stanie – przed nami wiosna!
TURGORY. Zaczynają się już na przednówku, wiosenne napięcia, niepokoje, przeciągania i gnania. Poranny i wieczorny zapach odradzającego się życia. Zapach i dotyk wilgotnej ziemi. Ciepły wiatr nucący o lecie. Śpiewy ptaków, w tym kosów, „cukru, cukru” dla cukrówek, gruchanie gołębi. Podwórkowe gwizdy i nawoływania, podbijanie piłki. Trampki z niby ochroną na kostkę. Gnanie na rowerach i wrotkach. Zapach dymów z ognisk na działkach. Wypatrywania, spojrzenia, uśmiechy. Stan gotowości, radość i smutek chwili. Bezbrzeżna tęsknota.
NANOSEKUNDA. Wszyscy mieliśmy jednakowe twarze o wyglądzie cyferblatów, żadnych cech indywidualnych, maski. Staliśmy w rzędach i szeregach, jak na apelu. Służyliśmy do odmierzania czasu. Ktoś tam przesuwał nad naszymi głowami drony z kamerami. Poznałem siebie. W głowie zaświtała myśl, jak się wyrwać z tego matriksu. Jak to zrobić niepostrzeżenie. Wpadłem na pomysł opóźnienia czasu o nanosekundę, taka szpileczka w szprychy mechanizmu. Aż kiedyś rypnie ten zniewalający system, choć pewnie tego nie doczekam… Obudziłem się, gdy bezgłośnie klapnął wyciszony budzik…
ZWRACANIE UWAGI. Idą chodnikiem przede mną, kobieta z dziewczynką, mała radosna i nadpobudliwa, biega od lewa do prawa, nie ma jak je wyprzedzić, kobieta z torbą pełną zakupów i jeszcze plecak i tornister, sporo tego. Podchodzą do świateł, dziewczynka ledwo może ustać spokojnie, mam nadzieję, że nie rzuci się na pasy biegiem. Uff, nic się nie stało. Po drugiej stronie wchodzą do wiaty przystankowej, kobieta z ulgą odwiesza z ramion bagaże, dziecko siedzi i macha nogami. Mówię: Dzień dobry. I zwracam się do małej: Zobacz, ile tych toreb ma twoja mama, nawet twój tornister, może jej pomożesz, zastanów się nad tym… Dziecko ze zdziwienia rozdziawiło buzię, a mama nieznacznie się uśmiechnęła. Umknąłem, nie czekając dalszego ciągu… Czasy takie, że zwracanie uwagi wiąże się z ryzykiem, tak jak wypowiedzenie własnego zdania. Kiedyś bardziej ryzykowałem, bo byłem krewki. Jak wtedy, gdy w tramwaju pacnąłęm chłopaczka w głowę, aby mu uprzytomnić na własnej skórze, jak to jest być bitym, znęcał się nad młodszym bratem, powiedziałem, zobacz, jak to jest, podoba ci się?… Tyle tych dysfunkcji nawymyślali, aby usprawiedliwić niekiedy zwykłe chuligaństwo, brak wychowania, poczucia empatii i odpowiedzialności. Parę razy trzeba było stanąć do pojedynku, gdy się stanęło w czyjejś obronie, źle na tym wychodziłem, bo nie miałem wprawy i byłem raczej cherlak, choć zdarzały się satysfakcje. W szkole na lekcji historii uczyliśmy się o Akademii Zamoyskiej, w której mieli założycielską dewizę: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”… Nie chcę poprzestać na krakaniu i smrodkach dydaktycznych. Jestem w takim wieku, że bardziej jest się obserwatorem niż uczestnikiem. Nie jest tak, że za moich czasów nawet pogoda była lepsza. Było inaczej, świat się zmienia radykalnie, trudno nadążyć za kolejnymi cezurami. Ale zawsze zostaną uśmiech i dobre słowo. Bo mnie też zwracano uwagę.
Jarosław Kajdański