WRZESIEŃ 1939. Moi Rodzice zapytani, jakie zabawne wspomnienie zapamiętali z Września 1939 roku, odpowiedzieli: Mama (Toruń, rocznik 1932). W sierpniu 1939 wychodziła z koleżanką z ochronki prowadzonej przez ss. elżbietanki, nie miały daleko do domu. Ta koleżanka była rozrabiara i namówiła mamę, aby machała na przejeżdżające wojsko. Mama tak się do tego zapaliła, że weszła na ulicę i zatrzymała wojskową kolumnę. Odciągnął ją żandarm i przyprowadził do domu, gdzie dostała straszne lanie od babci, czyli swojej mamy. Zapamiętała to lanie na całe życie. Tata (Ogrodzieniec, rocznik 1930). Zapamiętał manewry z roku 1938, gdy ułani stacjonowali w Ogrodzieńcu. Tata patrzył na nich zafascynowany. Jeden ułan podjechał bliżej i zapytał, czy tata chce usiąść na siodle, tata potwierdził, koń z wolna ruszył i po chwili… tata został w miejscu trzymając się kurczowo sztachety.
FIGURKA. W sklepie osiedlowym sieci Stokrotka znalazłem się przez przypadek, po drodze mi było w tegodziennej mojej trajektorii. Idę z koszykiem, pakuję z półek to, co mam zadane i sam sobie zadałem na zadanie domowe. Dołożyłem klawiaturę „maverick”, którą Stokrotka podsunęła w promocji za 20 zł (sic!), obejrzałem ją wcześniej na wszystkie strony, czy to aby nie podpucha jakaś, ale nie, dobra jest i będę miał w zapasie, bo od mojego walenia w klawiaturę literki dostają popłochu i znikają z pola widzenia (też tak macie?). Od samego początku widziałem ją w moim wstecznym lusterku, że idzie za mną i obserwuje. Starsza pani w okularach dochodzi do mnie i pyta wprost: – Czy robi pan zakupy za ponad 50 zł? – Zgłupiałem, a moja mina też była głupia, bo kobiecina pospieszyła z pomocniczym wyjaśnieniem. – Bo widzi pan, mój wnuczek (tu wymieniła jego imię) zbiera figurki, które dostaje się przy kasie. – Nie zrobiło to na mnie wrażenia, ale babcia nie ustępuje. Postępuje za mną, widać obliczyła kwotowo wartość moich zakupów, według niej mam szansę na „ponad 50 zł”. Wkurzyło mnie to trochę, bo nie lubię takich presji. Ustawiam się w kolejce do kasy, a babcia tuż za mną i dopowiada: – Mój wnuczek oszalał na punkcie tych figurek, to jest taka seria Harry’ego Pottera. – Dobre sobie, jeszcze trafiła mi się ofiara tej toksycznej, mrocznej bajki, dziecko i jego babcia. Aby przyspieszyć załatwienie transakcji wypatruję jakiejś luki w kolejce. Jest, podchodzi nowa kasjerka, więc ruszyłem cwałem w stronę jej stanowiska. Babcia prawie uczepiona mojego koszyka, ale ma też swój, w którym coś symbolicznego jest na dnie. – Niech pan jej powie, żeby wzięła figurkę z dna – podpowiada scenicznym szeptem. Nie wiem o co chodzi. Ale kasjerka widząc babcię, kojarzy jej walkę o figurki i bez dyskusji sięga na dno kartonu i podaje mi wraz z paragonem coś, co w jednej chwili capnęła babcia. Zostałem uwolniony. Gdy pakowałem się po odejściu od kasy, widziałem i słyszałem szaloną babcię, jak zaczepia i dopytuje klientów, czy zrobią zakupy za ponad 50 zł. Prawie wszyscy ją znali.
MIŁEGO DNIA. W lokalnym hipermarkecie kolejka przed okienkiem pocztowym. Stoi z dziesięć osób, pomiędzy okienkiem a klientami stoi ławka, na której można przysiąść, ale kolejkowicze raczej z niej nie korzystają, stoją spięci i zniecierpliwieni, bo czas obsługi pocztowej nie jest krótki, tym bardziej że w kasie pracuje tylko jedna pani, choć okienka są trzy. Do mężczyzny stojącego za mną podjeżdża dziewczyna na wózku inwalidzkim, pyta kto jest ostatni, obaj odpowiadamy jej, aby stanęła bez kolejki. Nie chcę, chcę tak jak wszyscy – mówi niewyraźnie, jest dysfunkcyjna. Piękne oczy w okularach, unika wzroku. Mówię: proszę jednak podjechać bliżej okienka. Robi to bez przekonania i nie do końca, staje z boku tak, że nie rzuca się w oczy. Ciemne gęste włosy opadają częściowo na twarz, za plecami do wózka zawieszony plecaczek. Stoimy i czekamy. Gdy kolejka przesunęła się o kilka osób, podchodzę do tych z przodu i pytam, czy nie wpuściliby tej pani na wózku. Pytaliśmy, ale nie chciała, odpowiadają. Dziewczyna komentuje: wszyscy są równi, nie ma lepszych i gorszych. Większość starszych osób, niektóre przysiadły na ławce (też usiadłem), nogi zbolałe i opuchnięte. Może siedzieć jedna, góra dwie osoby. Uśmiecham się do dziewczyny. Pyta: to w końcu za kim ja byłam? Za mną, odpowiadam, bo w międzyczasie facet z tyłu zrezygnował ze stania. Dziewczyna czeka zajęta komórką, coś tam sobie przegląda. Nasza kolej, puszczam ją przed sobą, ja będę za panią. Dziękuję panu, uśmiecha się, podjeżdża do okienka, wózek dużo poniżej parapetu. Wyciąga z teczki dużą kopertę, musiała mieć to w plecaczku. Proszę poleconym, mówi niewyraźnie, i podaje banknot dziesięciozłotowy, odbija się od okienka i zaczyna kręcić wózkiem szukając czegoś na ziemi. Podchodzę bliżej, bo wszyscy stoimy w dystansie, i patrzę pod wózek, ale niczego nie ma. Dziewczyna wraca pod okienko. Pani wydaje jej resztę, ale ona nie czeka, odjeżdża i mówi do widzenia państwu. Podchodzę do okienka i biorę resztę, podaję dziewczynie, to się przyda, miłego dnia.
Jarosław Kajdański