Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

Dawniej prowadziłem zajęcia dla młodzieży. Przygotowany byłem do części wykładowej i praktycznej, starałem się i to było chyba za ambitne, ale chciałem, aby było „po Bożemu”, ab ovo. Mieli więc niejako powtórkę z historii i języka polskiego. Zaopatrzony byłem w materiały, kwerendę zrobiłem po różnych źródłach bibliotecznych i własnych. Była też część techniczna m.in. ze znakami korektorskimi. Były ćwiczenia i zadania. Mówiłem im, że dziennikarz to rzemieślnik, więc o procesie drukowania gazety powinien mieć pojęcie, bo jest tylko częścią składową procesu, na końcu którego jest czytelnik. Wszystko to wyrzuciłem w ramach odchudzania archiwum. W dobie digitalizacji, wyrzuciłem też archiwum redakcyjne, do którego de facto nie sięgałem, ale które było i świadczyło o dorobku, ale jest obecnie nic nie warte. Na szczęście wszystko zostaje w głowie.

Bo przyszło mi prowadzić warsztaty dziennikarskie dla seniorów. Sprawiło mi to dużą frajdę. To zasługa grupy ludzi, którzy przyszli zaciekawieni i zostali, wykazując się sporą aktywnością. Większość ma wykształcenie ścisłe i całe szczęście, bo wykazują dzięki temu precyzję, w lot chwytają zasady. Nie wiedzieli, czy cokolwiek napiszą, ale gdy zadałem tematy emocjonalne typu „mój pupil” czy „moje hobby”, to się całym sercem otworzyli. To ludzie po przejściach, więc trzeba było postępować z empatią.

Przyszedł czas, aby wprowadzać autokorektę i adiustację, więc musieli z bólem serca skracać swoje teksty. Dyscyplina musi być. W trakcie rozmów sami upomnieli się o Dekalog dziennikarza, czyli zasady etyczne, więc im przyniosłem wypunktowane z różnych źródeł, oparte na Deklaracji Paryskiej z 1983 r., omówiliśmy je na konkretnych przykładach, co nam wypunktowało cechy dobrego dziennikarza. Było o dziennikarzach z historii, jak Sienkiewcz, Prus, Wańkowicz, było o Kapuścińskim. Były anegdoty, wpadki dziennikarskie i slang zawodowy. W trakcie pytań o tematy dnia najczęściej powtarzali to, co w mediach, a nie na ulicach i musiałem im wskazywać różnicę. Sporo było o manipulacjach, nie wiedzieli, że tak jesteśmy im poddawani. Podałem przykłady z technik podawania informacji: wypadek (wystraszyć), informacja (coś tam), michałek (rozbawić), aby przez rozhuśtane emocje dotarł przekaz na poziom podprogowy. Było o formach dziennikarskich, oddzielaniu informacji od komentarza. Doświadczenia życiowe i zawodowe sprawiały, że otworzyli się, dzięki czemu część czasu poświęcaliśmy na tematy „co słychać”, które trzeba było kończyć puentą, zawsze pozytywną, bo tylko tak się buduje konstruktywny zespół. Z czasem zdarzało się, że zaczęli wyłapywać moje lapsusy, co kończyło się śmiechem. Oczywiście zaproponowałem na wstępie, abyśmy mówili sobie po imieniu, co skróciło dystans, autorytet swój musiałem budować od podstaw.

Też szedłem tropem, że dziennikarstwo to rzemiosło, powołanie powołaniem, ale trzeba mieć pojęcie o fachu. Zaczynaliśmy od prasówki, omawialiśmy formaty papieru i gazet, na konkretnych przykładach, łamy, paginacje, czcionki, leady, zajawki, stopki, itp., itd. Było o pierwszej gazecie „Merkuriuszu Polskim” przy Małym Rynku 6 i drukarzu Gorczynie. Chyba im się to podobało, bo takie miałem sygnały zwrotne.

Szkic warsztatów napisałem z głowy, modyfikowałem i rozwijałem w trakcie w zależności od sytuacji, musiałem być elastycznym, aby nie było nudno. Podpisałem to jako projekt autorski. Cel mieliśmy wyznaczony – gazetka na koniec warsztatów.
Post Scriptum: Niestety, pandemia koronowirusa przerwała warsztaty. Stąd pomysł, aby efekt naszej pracy pokazać na łamach „Wiadomości”. Dziękuję moim dziennikarzom za udział i serdecznie pozdrawiam. Zapewniam, że każdy będzie miał swoją publikację, ale przy redagowaniu tego naszego Magazynu, który będzie się ukazywał w odcinkach, muszę spełnić rolę „adiustatora”.

Jarosław Kajdański

Share Button