METRO. Podczas kampanii samorządowej wraca temat budowy metra w Krakowie. Jedni są za, drudzy wstrzymują się od głosu, inni „boją się” być przeciw. Temat budowy metra ciągnie się od lat, a gdy wpisano go w nośny nurt walki ze smogiem, stał się tematem poprawnym politycznie. Przypomnę, że 25 maja 2014 r., podczas krakowskiego referendum zadano 4 pytania, w tym o budowę metra. W głosowaniu wzięło udział 210 441 osób (35,96%), co oznacza, że referendum było ważne „Za metrem” opowiedziało się 112 856 (55,11%), „przeciw” było – 91 939 (44,89%). Tak więc ok. 111 534 osoby, czyli 19,98% spośród uprawnionych do głosowania zdecydowało o tym, aby budować metro. Jak na razie wyłoniono w przetargu firmę ILF Consulting Engineers Polska, aby za kwotę 9,9 mln zł przygotowała studium wykonalności dla budowy metra w Krakowie. Wiceprezydent Tadeusz Trzmiel deklaruje, że budowa może się rozpocząć… w 10. rocznicę referendum, czyli w 2024 r. Nie ukrywam, że podchodzę do tego pomysłu z dużym sceptycyzmem. Obawiam się, że wpędzi on Kraków, czyli nas mieszkańców, w jeszcze większą spiralę zadłużenia. Poza tym, gdy rośnie w oczach budowa Szybkiej Kolei Aglomeracyjnej, a także gdy przybywa sukcesywnie infrastruktury dla krakowskiej MPK – wydaje się, że budowa metra jest tematem „nakręcanym”. I tu widzę silne lobby z Politechniki Krakowskiej, które wymienia już pierwszą linię metra: z Nowej Huty, przez Dworzec Główny, do Bronowic. Mój znajomy, który pracuje w metrze nowojorskim łapie się za głowę, ostrzega przed kosztami utrzymania metra (w NYC, z tego powodu, biorą pod uwagę ograniczenia). Przypomina też to, co wszyscy wiemy: że Kraków jest jednym wielkim artefaktem archeologicznym, co raczej utrudni, a nie ułatwi wielodekadową inwestycję.
ZA KIM JESTEŚ? Za Wisłą czy za Cracovią? Była kiedyś obawa, że niespodziewanie w otoczeniu kiboli zaatakują takim pytaniem. Miałem przygotowaną odpowiedź, że „za Pogonią”, ale to też było ryzyko, bo nie znałem kibicowskich aliansów. Teraz pojawiła się w Krakowie trzecia siła: Garbarnia… To punkt wyjścia do opisu sytuacji społeczno-politycznej, którą spolaryzowały dwie przeciwstawne siły, przykładem układ samorządowy w Krakowie, gdzie na odgórnej wojnie polsko-polskiej skorzystał ktoś trzeci, tworząc niby bezpartyjny, koalicyjny układ trzymający władzę. O paraliżującym upartyjnieniu i upolitycznieniu samorządu terytorialnego pisałem wielokrotnie w ramach „wołania na puszczy”. Wracam do tematu, bo dostrzegam zjawisko zmęczenia i znudzenia wojną polsko-polską. Zgrały się obie partie i ich aliansi, niemniej scena publiczna i także publicystyczna nadal otwarta jest na ich prowokowane, medialne starcia. Wydawcy i mocodawcy mediów wciąż liczą na ubijanie interesu, będąc stroną w konflikcie. Zafiksowani na tym są także komentatorzy, nawet niezależni. Tymczasem nadchodzące wybory samorządowe są szansą na wprowadzenie na scenę nowych sił: to organizacje społeczne, aktywiści lokalni, osoby niezależne, społecznicy z pasją, którzy usiłują zwrócić uwagę na tematy nie zastępcze, lecz takie, które łączą, są istotne i fundamentalne dla lokalnych społeczności. Są ich autentycznymi reprezentantami, są wiarygodni. Mam nadzieję, że te nowe siły wejdą do reprezentacji samorządu, że zmęczeni i znudzeni wyborcy zdecydują, aby rozbić zabetonowany, wieloletni krakowski układ. Dla pewności przypomnę, że nie pisałem tego z myślą o wojnach kibolskich, lecz partyjnych, choć tu i tam padły ofiary śmiertelne ze względu na poziom wzniecanej agresji. Chodzi o to, że agresja polityczna rozlewa się na całe życie społeczne, w tym kibicowskie i rodzinne. Wskazałem na alternatywę, na siły anyukładowe – w nich pokładam nadzieję.
DLACZEGO TAK, DLACZEGO NIE. Część znajomych dziwi się, że w mojej kampanii wyborczej nie wykorzystuję pozycji wydawcy i redaktora miesięcznika lokalnego „Wiadomości”. Od paru kadencji powtarzam: „to nie uchodzi”. Powtarzam to także tym, którzy chcieliby wykupić powierzchnię reklamową na swoją kampanię wyborczą. Poza gazetą, owszem, oferujemy wykonanie profesjonalnych usług poligraficznych, ale nie na jej łamach. Wydawca by się ucieszył, ale redaktor skutecznie oponuje: „Skoro podkreślamy niezależność i apolityczność gazety, to nie uchodzi – z szacunku dla naszych Czytelników”. Czuję się z tym jak dinozaur, gdy widzę coraz więcej łamania zasad. Wygajerowane, rozradowane, bezwstydne fizjonomie vipów, którzy puszą się nad swoimi osiągnięciami wykonanymi z pieniędzy wyborców. Pomieszali rolę samorządowca i polityka, nie rozróżniają jedno od drugiego. Stąd partiokracja i upolitycznienie samorządów. Ich nalane facjaty „przywołują” teraz wyborców z łamów „gazet” wydawanych także z pieniędzy wyborców. Nakłady wielotysięczne, makulatura wyborcza. Prezydent i jego wicki, członkowie małopolskich zarządów i spółek, marszałkowie i przewodniczący. Cała samorządowa wieloletnia wierchuszka walczy o swoje, walczy na zabój, za wszelką cenę. Dlaczego tak, dlaczego nie – to kwestia smaku.
Jarosław Kajdański