Pani ZOFIA SZULC skończyła w ub.r. 95 lat! W październiku 2016 r. opublikowaliśmy jej wspomnienia dotyczące Drożdżowni w Bieżanowie. Teraz przedstawiamy wspomnienia z czasów dzieciństwa i okupacji.
***
Przy ostatniej części Krzemionek położonych na terenie Woli Duchackiej, znajdowała się przed II wojną światową ulica Kilińskiego, po roku 1945 przemianowana na
ul. W. Heltmana. Była ona zabudowana tylko po jednej stronie. Druga nie posiadała żadnych budynków. Wszystkie domy były parterowe, poza jednym, który posiadał jedno piętro, ale po wkroczeniu Niemców natychmiast go wyburzono, ponieważ były usytuowany obok willi przewidzianej dla Hauptsturmführera SS Amona Goetha – komendanta obozu koncentracyjnego „Płaszów” oraz likwidatora gett żydowskich w Krakowie i w Tarnowie. Jednego z najbardziej krwawych niemieckich, nazistowskich zbrodniarzy.
Kiedy miałam 9 lat, w roku 1930 zamieszkałam przy w/w ulicy. Rodzice wybudowali parterowy dom na zakupionej parceli. Pomimo panującego kryzysu, w okresie kiedy ceny materiałów budowlanych rosły z dnia na dzień. Kolejnym problemem przy budowie był brak wodociągu. Wodę trzeba było nosić z ul. Wielickiej na spore wzniesienie (ok. 500 m), na specjalnie zbudowanych nosidłach. Woda była bardzo potrzebna do gaszenia wapna oraz do zaprawy cementowo-wapienniczej.
Tak oto powstawały kolejne domy należące do pracowników MPK. Byli to Czosnkowie, Książkowie, Stępniakowie, Kaimowie (moi rodzice). Dalej do ludzi o różnych zawodach: Kaliszowie, pewien inżynier z żoną nauczycielką i synem Łukaszem, następnie Polakowie, Hankowie (posiadali sklep spożywczy), Kękusiowie (posiadali sklep mięsny), Klimowie, Węgrzynowie. Bliżej Krzemionek (obecna ul. Lecha) mieszkali Kopciowie, którzy hodowali krowy (dzięki nim mieliśmy mleko),
Niemcowie, Gąstołowie (bardzo liczna rodzina) i Sulikowie.
Idąc ul. Heltmana w kierunku ul. Wielickiej rosły drzewa morwowe. Między tymi ulicami pola uprawne zasiewano pszenicą. Na Krzemionkach rosły grusze, była także prochownia z resztkami łusek oraz naboi. W zimie jeździłyśmy na nartach po Krzemionkach, a na stawie przy ul. Wielickiej na łyżwach.
***
Uroczyste otwarcie cmentarza żydowskiego nastąpiło 6 kwietnia 1932 roku. Miał on funkcjonować 200 lat, jednak przestał istnieć po rozpoczęciu na tych terenach budowy obozu pracy przymusowej w lipcu 1942 roku. Komendant obozu przebudował także olbrzymi gmach hali przedpogrzebowej na stajnię dla koni, obory dla bydła i chlew dla świń.
Wszyscy mieszkańcy tego terenu zostali wysiedleni w roku 1942. Na terenie obozu zatrudnieni byli jako wartownicy w wieżach kontrolnych tzw. „własowcy” z Rosji i z Ukrainy. Przychodzili do naszych domów i zamawiali różne produkty, np. kapustę kiszoną. Osobiście byłam zaskoczona, gdy jeden z nich – Kola z Moskwy, który rzekomo interesował się nauką, ukradł moje 2 tomy literatury polskiej i niemieckiej, zostawił zaś literaturę francuską. Pamiętam też drugi incydent – pijany „własowiec” zjawił się wieczorem w naszym domu i zarzucał nam, że okna nie są dokładnie zaciemnione. Usiadł w kuchni i straszył nas konsekwencjami. Napięcie było ogromne. W końcu zabrał ojcu zegarek i wyszedł.
***
Od 1 września 1939 roku uczęszczałam do II klasy licealnej (humanistycznej) i miałam zdawać maturę, niestety szkołę zamknięto po 2 miesiącach, gdyż 26 października 1939 roku Niemcy utworzyli Generalne Gubernatorstwo ze stolicą w Krakowie. Zostały zamknięte wszystkie szkoły ogólnookształcące. Pozostały szkoły techniczne dla chłopców, a dla dziewcząt szkoły krawieckie. Powstała luka – nie było nauki, nie było pracy. Ja jednak znałam język niemiecki, francuski i łacinę. Zapisałam się na kurs maszynopisania i tak oto zostałam zatrudniona w Drożdżowni Bieżanów jako maszynistka.
***
W roku 1942 przyszedł do nas Niemiec i oświadczył, że w ciągu tygodnia mamy opuścić całkowicie dom. Zapytałam: „Dokąd mamy pójść? Gdzie zamieszkać?”. Jego odpowiedź brzmiała: „Do lasu!”. Po likwidacji getta zostały wolne mieszkania, ale nie nadawały się do zamieszkania. Były niesamowicie zapluskwione – pluskwy wędrowały wzdłuż ram okiennych i drzwi. Nasi sąsiedzi, państwo Kaliszowie, użyczyli nam jedno pomieszczenie, w którym gnieździliśmy się w 8 osób. Syn Kaliszów pracował na kolei i posiadał inny status, gdyż praca na kolei była uważana przez Niemców jako służba dla Rzeszy. Po długich staraniach przydzielono nam pokój z kuchnią przy stacji kolejowej w Podgórzu. Tak mieszkaliśmy w ciasnocie do końca wojny na 40 m2.
Od 1945 roku nasz dom przy ul. Heltmana zajęła rosyjska jednostka wojskowa i trzeba było wiele starań, abyśmy 2 lata po wojnie odzyskali zrujnowany dom. Zastaliśmy go bez okien, bez drzwi, bez pieca. Podłogi były czarne od smarów, gdyż wjeżdżano do pomieszczeń na motocyklach. Trzeba było odbudowywać wszystko i zacząć od nowa…
Od redakcji:
Dziękujemy Stowarzyszeniu Przyjaciół Woli
Duchackiej za udostępnienie archiwalnych zdjęć.