MAŁY WIELKI CZŁOWIEK. Nie potępiam Lecha Wałęsy, ale go oceniam. Z perspektywy lat widać, że został potraktowany przedmiotowo, co przy rozdętym ego musi go wyjątkowo boleć i tak też reaguje. Wałęsa posłużył jako pomost tym, którzy oddawali władzę, jak i tym, którzy po nią sięgnęli. Był symbolem i gwarantem transformacji, na której partykularnie zyskały obie strony. Był moment, kiedy Wałęsa mógł wykazać swoją wielkość – przyznać się, ale wykazał małość – brnął w mitomanię, w czym utwierdzali go obrońcy swoich pozycji.
PARTYJNIACTWO. Nie trawię wszelkiego autoramentu działaczy, młodzi działacze drażnią mnie szczególnie. Aby zostać działaczem, trzeba się zapisać. I tu mam największy problem: zapisanie się na członka jest według mnie jak podpisanie cyrografu. Dlaczego? Bo działacze nie robią tego bezinteresownie, w zamian za służbę i wierność dostają profity, z czasem coraz większe. Widzę młodych działaczy, jak pochłaniają ich partie, zmieniają, nakładają klapki na oczy, uczą i wymagają partyjnej skuteczności, opartej niekiedy na wyrachowaniu. Wiem, że partie polityczne są składnikiem demokracji, nie ma innej alternatywy. Skąd zatem u mnie ta awersja? Pewnie jest to wyniesione z domu, a ja jestem jedną z ofiar totalitarnego systemu. Kontestować go było moim obowiązkiem. Z nowego rodzaju działaczami zetknąłem się na studiach. To byli ci, którzy walczyli z systemem. Oni byli dla mnie prawdziwymi bohaterami. Co z tego mieli? Oprócz represji, satysfakcję, że tworzą nowe pokolenie walczące o wolną i niepodległą Polskę. Dawali jej swoją młodość, czasem zdrowie i życie. Gdy ruszała „Solidarność”, młodzi z SZSP postanowili się reformować, byli wtedy bardzo uczynni, otwarci i demokratyczni, a w przeciwnym NZS zaczęła panować partyjna hierarchizacja „kto ważniejszy”. Szczyt tego zobaczyłem po przyjeździe do Krakowa. Tymczasem jeszcze w Szczecinie nie zapisałem się do NZS, mimo iż brałem udział w TKZ, aby go zakładać. W nasze miejsca przyszli działacze czasem nie wiadomo skąd. Wszelakie TKZ-y to na ogół ideowi ludzie, wypierani przez następców, czyli funkcyjnych działaczy. Gdy w 1989 w Krakowie powstawały Komitety Obywatelskie, to zauważyłem, że w części tworzyli je… handlowcy, czując wiatr nowej koniunktury i zapach pieniędzy. Zapewne jestem niesprawiedliwy, ale zdania nie zmieniam od lat. Tak mam i tak zostanie. Partyjniactwo, działactwo, kolesiostwo – jest stare jak świat.
ODZEW. Podobno odkryto 9 planet, na których może być woda, a zatem życie. Po pierwsze nie powinno się ogłaszać „odkrycie”, tylko znalezienie. Ameryki też nie odkryliśmy, tylko znaleźliśmy i to dużo później niż inni, a jak już znaleźliśmy to „ratuj się kto żyw” przed okrutną dziczą spuszczoną z cywilizacyjnego łańcucha. Po drugie, skąd pewność, że tylko woda daje życie? Nam może tak, ale innym żyjątkom/stworom może do życia potrzebny jest inny pierwiastek, który u nas nie występuje, albo nie jest potrzebny żaden pierwiastek, wystarczy życiodajna energia. Jak więc sprawdzić, czy życie tam jest? Jakiś czas temu wysyłano w kosmos sondy z przedstawieniem się rasy ludzkiej i popisywaniem się naszą wiedzą. Ale czy umieszczono formułkę R.s.v. p., czyli elegancką prośbę o udzielenie odpowiedzi? To taki francuski zwrot „répondez s’il vous plaît” w ramach zasad savoir-vivre’u. Dzisiaj już się tego nie używa, bo i czasy jakoś nieeleganckie, a zamiast savoir-vivre’u rozpowszechnił się język i obyczaje marginesu, który dziś w ramach tzw. demokracji jest obecny wszędzie. Zakładając, że misja sondy kosmicznej była zakończona prośbą o udzielenie odpowiedzi, pozostaje faktem, że odpowiedzi nie otrzymaliśmy (albo trzymają ją w tajnych archiwach)… Tyle jest gwałtownych zmian na naszej zagonionej Ziemi, że mogło umknąć to, że… kosmici przybyli bez zapowiedzi i są wśród nas. Pokazują to liczne produkcje filmowe. Jak ich rozpoznać, różne są sposoby. To ci, którzy na pewno nie odpowiedzą na zwrot grzecznościowy typu „proszę, dziękuję, przepraszam”. A także „dzień dobry”, czy „do widzenia”. Jerzy Broszkiewicz napisał kiedyś o tym książkę, pamiętacie Państwo – czarodziejskie słowa? Niech nadal będą testem, z kim mamy do czynienia.
ROZNIUSOWANIE. Wstaję rano, piję kawę, z radia sączą się pierwsze wiadomości: że był wypadek na A4, dwie osoby nie żyją, matka z dziećmi, ojciec przeżył, ruch czasowo wstrzymany; dalej: poziom smogu przekroczony kilkakrotnie, alarm dla alergików, darmowa komunikacja miejska dla kierowców, dla innych nie; następnie: będą kolejne nowe autobusy i tramwaje; spóźniony protest mieszkańców przeciwko budowie Trasy Łagiewnickiej, która ma wprowadzić tranzytowy ruch samochodowy; protest przeciwko reformie oświaty, ZNP i partie opozycyjne wychodzą na ulice prowadząc rodziców i nauczycieli; na koniec: prognoza pogody sponsorowana przez producenta ketchupu… Mniej więcej coś takiego, od tego zaczyna się dzień. Dawno temu prof. Nęcki na wykładach z psychologii społecznej mówił m.in. o sposobach przekazywania informacji, wrócił ze Stanów i omawiał najnowsze podejście. Mianowicie: że dla podniesienia atrakcyjności przekazu trzeba w informację wplatać także elementy powagi i strachu, a także zabawy, dobry dowcip jako przerywnik wskazany. Ten, kto jest nadawcą przekazu musi zyskać wiarygodność i sympatię, broń Boże nie zanudzać… Obecnie przekazy w mediach lecą non stop, są powielane, rozwijane, omawiane, opiniowane – łopatologicznie wbijane do głowy. Gubią swoją wartość, jeżeli jakąkolwiek miały, powodują kakofonię, przypominają sieczkę i papkę. To wywołuje reakcje psychofizyczne, odczuwalne i nieodczuwalne. Między innymi poczucie niepewności, zagubienia, zagrożenia, lęku. Możemy sobie nie zdawać sprawy z tego, w jakim stopniu poddani jesteśmy tej nieustannej informacyjnej presji, czy nam się to podoba czy nie. W ten sposób kształtowany jest ogląd świata. W tej formie usiłuje się wywołać oczekiwane nastroje społeczne. Media stoją dziś na czele społecznej manipulacji… Ale wydaje się, że ludzie się już na to uodpornili. W parze z mediami działają sondażownie, które mają być wyrocznią przy podejmowaniu decyzji. Jak pokazują ostatnie wydarzenia – nie są, mylą się coraz częściej. Nasza rzeczywistość wymyka im się coraz bardziej spod kontroli.
PARCIE NA SZKŁO. Każdy dziennikarz musi mieć swoich informatorów i kontakty, im ich więcej, tym praca pełniejsza. Często są to kontakty dyżurne, na każdy telefon. Jest to ułatwienie, ale też ograniczenie. Bo na jeden temat, nawet zgodne strony mogą mieć różnych przedstawicieli, z których każdy różni się sposobem prezentacji. Dziennikarze wybierają tych najbardziej medialnych, kierując się ich elokwencją i prezencją, a także dyspozycyjnością. Jako odbiorcy przyzwyczailiśmy się do tych samych twarzy, mówi się na nie „gadające głowy”, a na ich uzależnienie – „parcie na szło”. Są to twarze dyżurne, na każdy telefon i co najgorsze – na każdy temat. Wszystko na każdy temat wiedzą oczywiście politycy, i to wiedzą najlepiej. Są tacy, którzy biegają ze studia do studia, na tym polega ich praca. Co ona im daje oprócz honorariów? Endorfiny – poczucie zadowolenia, a nawet szczęścia, że jest się kimś ważnym, przed kim klękają mikrofony i błyskają flesze…
Jarosław Kajdański