Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

TRUDNY CZAS. Święta to jest trudny czas, gdy obowiązuje radość. Widziałem w Kronice Krakowskiej materiał o tym, jak dzieci obdarowują życzeniami pensjonariuszy hospicjum św. Łazarza. Zniszczone twarze, cierpiący, samotni, umierający ludzie. I pytanie: „co by pan chciał przekazać dzieciom?”. Jeden człowiek wydusił z siebie: „wesołych świąt, dzieciaczki”. Dzisiaj szlak zakupowy zawiódł mnie do sklepu ogrodniczego przy Wielickiej, moim celem był zakup sekatora, który ciągle ginie żonie przy pracach ogródkowych. W sklepie, który zajmuje spory obszar w plenerze, wystawiono świerki, jodły, sosny  i inne iglaki, różnych odcieni i gabarytów. Przystanąłem, aby się nawdychać i naupajać.  Podchodzi do mnie reporterka z TVP Kraków, znam ją z widzenia, jest mikrofon i kamerzysta. Ucapili klienta. „Jakie choinki pan lubi, sztuczne, czy żywe” – pada pytanie. „Oczywiście żywe” – odpowiadam. „A dlaczego?” – „Chodzi o zapach”. „A małe, czy duże?” – ciągnie pani redaktor. „Dla dzieci duże, a dla dorosłych małe, kameralne”. Dziennikarka się uśmiecha, kamerzysta też, więc coś tam jeszcze dodałem, aby wszyscy byli zadowoleni. Co ta wypowiedź miała wspólnego z rzeczywistością? Niewiele, ale wpasowała się świąteczny nastrój.

GRUDZIEŃ 1970.  Miałem wtedy 11 lat. Chodziłem do szkoły podstawowej nr 48 im. Wojsk Ochrony Pogranicza. Na lekcjach nauczyciele liczyli nieobecnych uczniów. O walkach na ulicach Szczecina mówili, że to „bandyci”. Siedziałem w ławce z drugorocznym uczniem, którego nie było w szkole. Jestem przekonany, że pojechał do centrum, bo był z niego ancymon. Posadzili nas razem, dla wyrównania poziomu, polubiliśmy się, mieszkaliśmy po drugiej stronie ulicy Mickiewicza. Wszyscyśmy przeżywali te wydarzenia. Gaz na ulicach, płonący gmach partii, przewrócone tramwaje, strzelanie po oknach, ranni i zabici… Szeptana wymiana tragicznych  informacji, nasłuch Radia Wola Europa i (najgorsze) nocne hałasy wyjeżdżających czołgów z koszar na Pogodnie… Odchorowałem ten Grudzień 1970 i odchorowuję do dziś.

ESPRIT D’ESCALIER (pomyślane na schodach). Widzę postać na wózku, na górze schodów prowadzących do kościoła na Woli Duchackiej. Na kolanach trzyma koszyszek. Wrzucam tyle co na tacę. Patrzę nieśmiało na jej twarz. Jest piękna, jak jej uśmiech i oczy. Coś powiedziałem, a ona dziękuje. Po mszy sporo osób podchodzi do niej, życzą „zdrówka”. Podszedłem jeszcze raz. Ona siedziała całą mszę na przejmującym chłodzie. Podobno mieszka niedaleko w nowych blokach.  

„Dzień dobry. Znam panią z widzenia. Jak pani ma na imię?” „Miriam” – odpowiada. „Piękne imię.”

Tego nie powiedziałem, tego nie było. Miriam, bądź pozdrowiona. Amen.

Jarosław Kajdański

Share Button