BIOODPADY. To jedna z (jak to się fachowo mówi) frakcji śmieci komunalnych. Tutaj na osiedlu wrzuca się je do osobnych pojemników. Wrzucamy i my. Zastanawiam się, co się z tym dzieje potem. Bo odpady bio, zazwyczaj mokre i gnijące, są zapakowane w worki foliowe i trudno sobie wyobrazić, aby w miejskiej sortowni wygrzebywano je z tych worków. Ktoś mi to wyjaśni? Dziękuję.
DOKĄD TE PTAKI TAK LATAJĄ? Zawsze fascynowały mnie ptaki, takie ucieleśnienie wolności. Jeden z pierwszych wierszy zadedykowałem babci, która żyła na emigracji i była z moją rodziną bardzo związana. Ten ptak z wiersza właśnie do niej leciał kiedy chciał. Potem dostawałem albumy o ptakach, były też karmniki i to wszystko, czym żyje każde dziecko, które animizm ma we krwi. Pamiętam też podwórkowe pogrzeby pisklaków ze stawianiem im krzyżyka z patyków. Śpiewy ptaków można słuchać w nieskończoność, miałem kasetę z nagraniem ptasiego świtu. Teraz też mam za oknem takie przebudzenia. W liceum, na lekcję polskiego, do godziny poezji młodopolskiej nagrałem w lesie śpiew ptaków o brzasku (w końcu przegoniła mnie locha z małymi, więc leciałem do pierwszego tramwaju jak na skrzydłach). Między dwiema kamienicami w Szczecinie w letnie wieczory krążył z piskiem nietoperz. Miał cel – pełno owadów. Nad naszym głowami przelatywały niekiedy wielkie ptaki drapieżne, patrzyliśmy w niebo czy nas taki nie porwie. Przelot bociana to było święto! W sumie to mało wiem o ptakach, podziwiam tych, którzy je wszystkie szczegółowo rozróżniają, a przy tym robią wspaniałe zdjęcia, potrafią je wszędzie wypatrzyć. Mnie bardziej pochłania przelot ptaka, gdziekolwiek jestem zawsze kątem oka widzę, jak śmigają po niebie wte i wewte. Patrzę jak przelatują nad głowami z miejsca na miejsce, precyzyjnie wymierzając swój cel. Wiem, że patrzą, rozglądają się, mają swoje czujniki i radary, ale to przecież nie są bezduszne i bezmyślne bezzałogowce, wykonujące tylko jakieś swoje zadania. A może tak właśnie jest? I nic więcej? Co one w sobie mają oprócz instynktu, impulsów i pamięci pokoleniowej i gatunkowej? Co każe im poderwać się do lotu, nie tego stadnego, lecz indywidualnego. Że niby dzwoni żonka, z pytaniem gdzie on jest i że ma natychmiast wracać do domu? Co je rusza, co je gna, co je woła? Jaka jest odpowiedź bez antropocentryzmu? Kto wie?
POŚWIĘCAĆ UWAGĘ. Piękny zwrot. Poświęcać uwagę dziecku, żonie, rodzicom… Jakaż w tym obietnica empatii. Ale też poświęcać uwagę studiom, wykonywanej pracy. Tu zapowiedź solidności.
Czasy nie sprzyjają „poświęcaniu uwagi”, działamy w pośpiechu, na pamięć, byle jak, w pościgu za szybkim zyskiem. Etymologia „poświęcania” prowadzi do „światła”. A my coraz bardziej staczamy się w stroną cienia.
METODA. Trwałość, ciągłość, przewidywalność, stabilność – to cechy dające poczucie bezpieczeństwa. Budujące tradycję, tożsamość i więzi społeczne. Dające siłę, niezależność, wspólne dobro i piękno. Zagrożenie dla dyktatur i anarchii, które pod przykrywką rządzą nami coraz bardziej.
KONSULTACJE. Jak słyszę to słowo z przymiotnikiem społeczne, to ogarnia mnie śmiech. Konsultacje społeczne to pomysł Unii Europejskiej, wymagany przy realizacji społecznych projektów, na które idą społeczne pieniądze, a wszystkie pieniądze są społeczne, władza nimi tylko dysponuje. Chodzi o obywatelskość pełną gębą, o partycypację i udział mieszkańców – że niby jest demokracja na całego, że władza nie tylko daje, ale dzieli się władzą. Pokracznie to wychodzi i śmiesznie, jak u Barei. Na ogół kojarzy się z paraliżem i wzajemnym przeciąganiem. Regulamin konsultacji wymaga, że są trzy etapy. Efekt finalny jest wypadkową, kompromisem, który muszą podpisać wszystkie strony. Potem zaczynają się schody. Bo mieszkańcy co innego podpisali, a władze co innego pokazują w projekcie końcowym, a jeszcze bardziej co innego wychodzi na koniec, z braku środków, wykonawców itp., a wszystko w oparach procedur, które uświęcają niezborność i kunktatorstwo władzy. U źródeł konsultacji leżą wzajemna nieufność i podejrzliwość. A czego domagają się mieszkańcy? Aby było więcej zieleni, aby miasto było przyjazne i dogodne dla ludzi w nim żyjących. Dziwne, prawda, że władze same na to nie wpadną.
SWOJACTWO. Jak patrzę na odsłony zawłaszczania i przeginania naszego państwa przez kolejną ekipę, to nachodzi mnie gorzka refleksja, że my nie umiemy kultywować ojczyzny, wciąż jesteśmy zwaśnionymi plemionami i nawet przyjęcie chrztu ani powtarzanie ślubowań nie pomogło tak jak powinno. Państwowcy są w odstawce, znów marginalizowani, sami się wycofują. Decyduje legitymacja i myślenie stadne. Obowiązuje partyjniactwo, które doprowadzało do furii marszałka Piłsudskiego, choć sam też stosował kadrowość w swojej polityce na zasadzie „mierny, ale wierny”. W każdej historii i polityce są podobne mechanizmy, nie jesteśmy wyjątkiem.
Teraz też wszystkie najwyższe hasła powiewają na sztandarach, ale głównie propagandowo. Nie ma merytorycznej debaty i bezstronnej analizy, brakuje niezależności. Stan wewnętrznej, podsycanej walki zakłóca równowagę i nie sprzyja Polsce. Poddawani jesteśmy kolejnym manipulacjom z każdej strony, politycy traktują nas przedmiotowo. Jestem przekonany, że sanacja państwa po rządach poprzedniej ekipy była niezbędna. Ale dlaczego nie można tego robić lepiej, mądrzej?
Jesteśmy narodem bitnym, podkreślają to wszyscy na całym świecie. Umiemy się bić, ale też nie umiemy przestać i kierujemy agresję przeciw sobie. Zawsze musimy mieć wroga – nie kreujmy go w nieskończoność. To nasza narodowa trauma – czy nieuleczalna? Nauczmy bić się o dobro wspólne rozumiane jako dobro własne!
TEGO NIE LUBIĘ. Znacie takie osoby, którym już na wejściu nic się nie podoba? Oceniają nas, że to nie tak trzeba było zrobić, że to nieładne, że źle ustawione, że można było inaczej, szybciej i lepiej. To także ci, którym w Polsce nic się nie podoba, bo trzeba zrobić to i to, tak i tak. Mówią o Polsce „ten kraj”. Gdzie indziej jest lepiej, mają tam inaczej i więcej. Lepiej i więcej wszystkiego. Nie da się tego już słuchać! A przecież to samo nasi od wieków robili na emigracji. Z tego wiecznego nielubienia, niezadowolenia… bili się „za wolność naszą i waszą”, odkrywali wielkie rzeczy, pisali, malowali, komponowali wielkie dzieła. Może jest na to rada? Jedźcie w wielki świat, pracą i talentem zdobywajcie tam fortuny i sławę, zdobywajcie też wpływy i władzę. To wszystko róbcie dla „tego kraju”, wpadajcie tu na chwilę, nacieszcie się wszystkim co mamy. Dzięki wam będziemy mieli jeszcze więcej i lepiej.
PO LATACH. Jechaliśmy do Szczecina wagonem sypialnym, a bilety mieliśmy ulgowe, ja kombatancki. W pierwszych latach niektórzy konduktorzy nie chcieli honorować legitymacji działacza opozycji antykomunistycznej. Ale – po sprawdzeniu – musieli to zrobić. Teraz wagon prowadził młody człowiek. Poprosił mnie o legitymację. Gdy ją podałem, obejrzał dokładnie i powiedział: – Obecnie rzadko spotykana. Gratuluję. – Podziękowałem ze wzruszeniem.
INTERAKCJE INTERNETOWE. Pluśnięcie, cmoknięcie, muśnięcie, warknięcie dzwonka – w smartfonie lub w laptopie. Za tym idą emotikony, którymi obrazujemy emocje. Nie trzeba nic mówić, nie trzeba patrzeć, nie trzeba słuchać. Czasem warto pomyśleć…
PRZESTROGA. Kto emocjami wojuje – od emocji zginie.
MGŁA. W latach chmurnych i durnych, słowem – młodych, ćwiczyliśmy w sobie giętkość i ciętość języka, nieraz był to popis fechtunku, parowanie i wbijanie szpil, czasem dla zabawy i śmiechu, czasem do bólu. To był czynnik określający, integrujący i scalający, wokół takiego lidera toczyło się życie towarzyskie. Był wśród nas jeden taki, który chciał się wyróżnić czymś innym, popisywał się, napinał, zwracał uwagę, był tylko na serio, nie każdy (nie każda) potrafił ocenić jakość i prawdziwość tych popisów. Samochwałek lansował się na całego, towarzyszyła temu cisza, bo tak głupio jest głupiemu powiedzieć wprost, że jest głupi, choć przydałoby się, aby głupek nie zdobył przywództwa. Tak niestety nie jest, bo im kto głupszy, tym bardziej potrzebuje uznania i władzy, walczy o nie, bez tego nie istnieje. Samochwałek nakręcał się coraz bardziej, szliśmy wokół w milczeniu, wtedy jeszcze uczyliśmy się obowiązkowo języka rosyjskiego. Nagle jeden z nas (nie ja), taki bardziej zawiadacki, trunkowy, robiący na tyłach, odezwał się:
„A wiesz, jak jest po rosyjsku „mgła?”
Jarosław Kajdański