FRANCISZEK KLIMEK, krakowski poeta z Podgórza, poeta o wielkim dorobku i to nie tylko literackim spogląda na życie „kocim wzrokiem”
„Niemal założyć się jestem gotów
bo wątpliwości moich to nie budzi,
że gdzie jest dom szczęśliwych kotów,
tam jest też dom szczęśliwych ludzi”
Na życie można patrzeć z różnych perspektyw. Można spoglądać bez emocji lub z zaangażowaniem. Można patrzeć z przymrużeniem oka, można patrzeć z boku, można też patrzeć poprzez pryzmat własnego Ja.
Franciszek Klimek, krakowski poeta z Podgórza, poeta o wielkim dorobku i to nie tylko literackim spogląda na życie „kocim wzrokiem”. Ba, maluje go kocim pazurem zamiast gęsiego pióra czy innych narzędzi będących w posiadaniu artysty. Świadomie, ale też pod wpływem doświadczeń życiowych, jak i emocji związanych z obcowaniem z kotami w ich tajemniczym świecie. Przedstawia nam życie poprzez pryzmat rozmów i obcowania z kotami. Jest ich absolutnym znawcą, znawcą ich charakterów, sposobu życia, zachowań i preferencji. Jest kocim psychologiem, kocim powiernikiem, kocim mistrzem. Jak sam twierdzi, to one dyktują mu wiersze.
Życie wśród kotów
Urodzony na krakowskim Kazimierzu spędzał samotnie mnóstwo czasu, aż do momentu, gdy zaprzyjaźnił się z małym kotkiem, a właściwie kotką , ściągniętą prosto z drzewa. Towarzyszyła mu ona w chwilach smutku i chwilach radości, była kompanem do zabaw, pocieszycielką i „doktorem” w chorobie. To ona sprawiła, że zapłonęła w jego sercu miłość do kotów. Od tego momentu, przez całe dalsze życie, koty są w jego otoczeniu. Mieszkają z nim, wyprowadzają się, przychodzą nowe. Zaprzyjaźnia się z nimi i traktuje je bardzo poważnie. Są dla niego odzwierciedleniem lepszego, bezinteresownego świata.
Muzyk, śpiewak, lalkarz
Z wykształcenia jest muzykiem, śpiewał w zespole „Śląsk”, był bliskim współpracownikiem Stanisława Hadyny, a po jego odejściu został wicedyrektorem do spraw artystycznych. Potem śpiewał przez 10 lat w chórze Filharmonii Krakowskiej. Ma w życiorysie również znaczny epizod wykonywania lalek regionalnych. Jak w każdej działalności i tu był perfekcjonistą. Wraz z żoną Bogusławą, a właściwie głównie dzięki jej tytanicznej pracy, lalki przez nich stworzone wiernie odzwierciedlały ludowe stroje z różnych regionów Polski. Każdy szczegół, ozdoba czy kolor w ludowym stroju był „naukowo udowodniony” i dzięki temu, ale i dzięki ich ogromnej urodzie, można je teraz znaleźć w wielu polskich domach, na wszystkich kontynentach świata.
Miłość do słowa
Szczególną jednak miłością Franciszek Klimek darzy słowo. Zawsze potrafił wdzięcznie posługiwać się nim, ale też potrafił je rozumieć. Jest autorem kilku tomików znakomitych wierszy.
Wielką jego fascynacją była i jest poezja księdza Jana Twardowskiego. Poruszył go sposób pisania, język i sposób podejścia do świata, do ludzi, do zwierząt. Jak sam mówi, „zauważyłem, że w poezji księdza Twardowskiego jest wiele miłości ziemskiej nie tylko do Boga”. Zafascynowany nią potrafił ją na swój obrazoburczy sposób rozumieć i interpretować. Nawiązał nawet kontakt z księdzem Twardowskim, przedstawiając mu swoje interpretacje, a nawet wręcz inne zakończenia kilku jego wierszy.
Wielką radość sprawiła mu sympatyczna reakcja z jego strony. Ksiądz Twardowski przesłał mu wszystkie tomiki swoich wierszy z dedykacjami: „Bardzo drogiemu Franciszkowie Klimkowi, całym sercem na całe życie” i ciepłymi słowami na temat jego, Franciszka Klimka interpretacji.
Z dumą podkreśla: ”Najlepszym dowodem na to, że miałem rację inaczej odczytując wiersze księdza Twardowskiego, niż pozostali miłośnicy Jego poezji, jest późniejsza Jego wypowiedź o najbardziej znanym i uznanym powszechnie za „pogrzebowy” wierszu „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Ksiądz Twardowski powiedział: „Pisząc te słowa, nie myślałem o śmierci. Kamieńska wtedy była zdrowa”. Potwierdzeniem jego słów była odpowiedź zawarta w wierszu Kamieńskiej: „Nikogo nie zdążyłam kochać…”. Historia niespełnionej ziemskiej miłości?
Satyryk z klasą
Ale poezja to nie jedyne zajęcie dla Klimka. Zawsze cechowało go wielkie poczucie humoru. Już w zespole „Śląsk” stworzył coś na kształt kabaretu, z którym wraz z paroma przyjaciółmi występował na różnych scenach. Potem po zakończeniu „śląskiego” okresu działalności pisał utwory satyryczne, fraszki i humoreski, które drukowane były w takich periodykach, jak „Mucha” i „Karuzela”, czy też w piśmie „Veto Tygodnik Każdego Konsumenta”. Spytany o współczesny kabaret, z niesmakiem stwierdza, że „obecnie kabaret w Polsce stał się siermiężny i prymitywny”.
Może dlatego w Domu Kultury na Woli Duchackiej współtworzył kabaret literacki, Kabaret Śmieszący od Jutra , który niestety na razie zawiesił swoją działalność. Ale jej rezultatem były spektakle na wysokim artystycznym poziomie. Wszystko za sprawą śp. Ani Blaschke, która była ich muzą i jednocześnie reżyserem.
Dostojny koci jubilat
Siedząc w wygodnym fotelu, przy filiżance chłodnej już kawy słucham opowieści poety, opowieści ciekawych i pouczających. Opowieści, które są pełne humoru, nieraz zabarwione sarkazmem, ale zawsze pełne optymizmu. I o czym byśmy nie rozmawiali, to w końcu zawsze schodzi na koty. Na ścianach też koty. Portret poety, pędzla Krystyny Sienkiewicz, podarowany mu za jego „kocie zaangażowanie”, wizerunki kotów – po prostu koci salon artystyczny. To wszystko, cały anturaż pomieszczenia, w którym odbywa się rozmowa mówi wszystko – Franciszek Klimek jest „kocim piewcą”. A jednak paradoksalnie w drzwiach powitał mnie… pies. Pytam o to gospodarza, gdzie koty? A on mi odpowiada wierszem:
„Zawołaj kota – potem
pogódź się z tym bez złości,
że kot to polecenie
przyjmie do wiadomości
A jeśli ciekawszego
nic się nie będzie działo,
wtedy do ciebie przyjdzie.
Jak mu się będzie chciało.
W ubiegłym roku obchodził jubileusz, okrągły. W „Piwnicy pod Baranami” odbył się z tej okazji jego benefis jako poety i artysty-śpiewaka.
Koty na pewno zgotowały mu piękne przyjęcie. Bo przecież jest ich najlepszym przyjacielem. Jest też przyjacielem ludzi, ale nie zajmują go tak, jak bezinteresownie kochające, szczerze oddane, a jednak chodzące własnymi ścieżkami koty. Zupełnie tak, jak on sam.
Krzysztof Janik
fot. z archiwum Franciszka Klimka
Dodaj komentarz