ZIELONA PANI. Poniedziałkowe przedpołudnie, na poczcie osiedlowej kłębi się tłum klientów, między innymi dlatego, że nieczynna jest sąsiednia poczta. Początek miesiąca, wiadomo, podstawowe opłaty trzeba zrobić w terminie, sporo przesyłek awizowanych do odbioru. Zabrali dwa krzesła, na których można było przysiąść, parapety zastawione towarem, aby nie siadać. Trudno, trzeba wytrzymać i stać. Mam na to sposób – zapadam się stan wegetacji, aby oszczędzić siły i energię. Sporo osób zaglądając na pocztę, cofa się i rezygnuje. Za okienkiem tylko jedna pani, dwoi się i troi, jest łagodna i miła, jak ona to wytrzymuje. Kiedyś pytano, dlaczego pozostałe okienka nie są czynne, zawsze to było tonem podniesionym. Pani z okienka odpowiadała, że proszę to zgłosić w pocztowej centrali. Okazuje się, że ta centrala oszczędza na zatrudnieniu i wystawia naprzeciw klientom poczty tylko tyle personelu. Nagle wchodzi starsza pani, a średnia wieku kolejkowiczów jest wysoka, i mówi, że ma wizytę u lekarza, dlatego prosi, aby ją przepuścić, co zrobić, przepuszczamy. Zaraz za nią podchodzi mężczyzna, trzymając staruszkę pod rękę, która trzęsie się ze zdenerwowania, to jego mama. Na pocztę wchodzi paru starszych panów, sami znajomi, pozdrawiają się i stają na końcu. Zaczynają rozmowę, tak że wszystko słychać. Jeden z nich opowiada o znajomym, który ma jakieś religijne wizje, wymienia Matkę Boską z Miedziugoria. Rozpędził się i zaczął opowiadać, jak ten znajomy zobaczył… śmierć w szpitalu. Zamarliśmy w ciszy. Ona nie jest wcale biała ani jakaś inna. On zobaczył ją w zieleni.
PORTALE. Milek przechodzi przez pomieszczenia w drodze do swojego celu, nawet gdy nie jest on określony. Zatrzymuje się przy otwartych drzwiach i prześwietla wzrokiem wnętrza. Czasem wchodzi po chwili zastanowienia, częściej idzie dalej. W moim pokoju upodobał sobie fotel przy komputerze. Taka fanaberia, tłumaczę mu, że ma do wyboru fotele gdzie indziej, a także łóżka i tapczan, ale on woli rozłożyć się u mnie, co przeszkadza mi w pracy. Zauważyłem ostatnio, że pobyt kota w moim pokoju zostawia ślad w postaci uchylonych drzwi komody z ubraniami. Jest za mało miejsca, żeby kot tam wszedł, ale komoda bywa otwarta jakby otworzył ją jakiś przeciąg. Otwiera ją pacnięciem łapy? Przy jej zamykaniu zaglądam do środka. Tam gdzie są koty, tam są portale…
RZĄDNOŚCI. Dużo tych „rządności” wyroiło się w naszym kraju. Oprócz praworządności, jest też leworządność, drugorządność, nibyrządność i bylerządność.
ZA GOŁĘBIEM. Idę osiedlowym chodnikiem, wyznacza drogę do sklepu w górę. Nagle ląduje przede mną gołąb, jakiś zakręcony, wystraszył się trochę i zaczyna truptać przodem, myślałem, że odleci w bok, ale nie. Więc tak idziemy sobie razem. On przodem, ja za nim. Okazało się, że to jest gołębica. Chyba pomyślała sobie, że ją gonię, że na nią lecę, a jak ktoś goni, to trzeba uciekać. Przyspieszyłem aż zmuszona odleciała na bok… Przypomniał mi się film „Dzięcioł” z Wiesławem Gołasem w roli tytułowej. Zabawny film Jerzego Gruzy o takich naszych męsko-damskich popędach na wiosnę. Gdy chcąc nie chcąc gonimy za widokiem kobiecych nóg.
ZAPACH GAZETY. Telefon od Czytelniczki, wychwala „Wiadomości”, miłe słowa o rubryce Pana Redaktora, którą z mężem czytają od lat. Przyczajam się, bo wiem, że za tym coś pójdzie „na nie”. – Tylko dlaczego gazeta tak śmierdzi – pada bardziej stwierdzenie niż pytanie. Oburzam się i daję temu wyraz. Wyjaśniam, że nie mamy na to wpływu. Taki produkt dostajemy z drukarni, z którą współpracujemy od lat. O tym, że druk offsetowy, szczególnie świeży, zalatuje farbą, wiadomo od początku. Na intensywny zapach zwracano nam uwagę w paru punktach, gdzie wykładana jest gazeta. Nic na to nie poradzimy. Są tacy, jak na przykład ja. którzy lubią zapach świeżej gazety, mówimy na to, że „jeszcze ciepła, prosto z piekarni”. Jeszcze inni lubią zapach rozpuszczalnika albo benzyny. Zapach ulatuje, gazeta zostaje.
Jarosław Kajdański