Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

BAGNO.Spotkanie opłatkowe, siedzimy lokalnie, kameralnie. Za chwilę połamiemy się opłatkiem, ale najpierw rozmowa, gorączkowa, bo takie nam i sami sobie zgotowaliśmy czasy. Wśród wypowiedzi słychać dobitne „k.. wa” i „k..wa”, jako przerywnik, podkreślnik i dosadnik, dawniej zwany wulgaryzmem. Osoba płci żeńskiej (no bo nie damskiej), matka dziecku, wykształcenie wyższe, urzędnik magistracki, działaczka  jednej z partii. Co robić, jak  i czy zareagować „k..wa”, aby nie zepsuć opłatkowego spotkania. Jedna z pań płci damskiej zwraca cicho uwagę, nie pomogło, słyszymy i tylko pochylamy głowy nad potokiem brukowego kiedyś języka, jest ciszej, ale każda jej wypowiedź musi być „k…wa” z tym wykrzyknikiem, widać inaczej nie umie, na szczęście zmarginalizowana przez resztę mówinieco mniej….

Obejrzałem w Internecie zwiastun filmu Patryka Vegi „Kobiety mafii 2”. Poraził mnie język tego filmu, nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby w filmie tego „reżysera” zagrały jakieś porno gwiazdki i ich alfonsi, ale nie: plejada świetnych polskich aktorów. Patryk Vega to pseudonim, w zajawce czytam: „Scenariusz napisany z gangsterami z Grupy Mokotowskiej!” W Wikipedii o Vedze: „Był wychowywany przez matkę. Kinem i montażem interesował się już w szkole podstawowej. Gdy tylko otrzymał dowód osobisty, podjął starania o zmianę nazwiska, marząc o karierze międzynarodowej. Pracował zarobkowo od 14. roku życia, początkowo handlując nielegalnie oprogramowaniem na jednej z warszawskich giełd. Jako nastolatek został wpisany do polskiej księgi rekordów Guinessa jako najmłodszy twórca grafiki komputerowej. Jest absolwentem socjologii na specjalizacji medialnej w Collegium Civitas w Warszawie. Obronił pracę magisterską na kanwie serialu dokumentalnego „Prawdziwe psy„, którego był współscenarzystą i reżyserem. Serial opowiadał o pracy warszawskiej policji. Współautor przekrojowej pracy socjologicznej „Polski ruch feministyczny – analiza ruchu społecznego wg teorii Alaina Touraine’a„.  Filmy reżyserowane przez Vegę spotykają się z negatywnym odbiorem krytyków.” Udział aktorów w tego typu produkcjach jest masowy, no bo tam jest kasa. Ostatnio, przez przypadek obejrzałem w tv film Łukasza PalkowskiegoWojna żeńsko-męska”. O tym jak rozpaczliwie poszukująca pracy mało poczytna autorka w średnim wieku dostaje okazję, aby zarobić pieniądze i wydostać się dołka: pisze felietony do pornobrukowca. Robi karierę, także w telewizji, prowadzi program „Who is whooj?”, pnie się na szczyt. „Whooj” jest bohaterem tego filmu. Tutaj też plejada aktorów. Być może to film z życiowym przesłaniem, satyra, że takie mamy „k… wa” czasy, że trzeba się zeszmacić, aby potem żyć po pańsku. Płyniesz z prądem czy pod prąd? Ale czym jest to, co płynie? Współbrzmi z tym prostacki rechot. Kiedyś aktorzy unikali  sitcomów, ale musieli nadążyć za światem zachodnim, który uznano bezkrytycznie za postępowy i wzorcowy, no bo tam są pieniądze, które decydują o wszystkim. Dawna zgrywa stała się nie maską, lecz twarzą, czyli mordą. Niektóre autorytety scen i ekranów stawiały heroiczny opór, przyjęły niezłomne postawy i pozy, ale to już daleka przeszłość. Świat ich wyminął  i odstawił do muzeum, ale pewniej do lamusa. Pomyje wylewają się także z tłumaczeń filmów, gdzie łagodniejsze określenia typu soft, wypierane są notorycznie przez wersje hard – mowę rynsztokową, kryminalną, knajacką ze środowisk dawniej  patologicznych. Dziś te środowiska są obecne w całej swej mutacji w naszym życiu publicznym. Bo też życie publiczne ma być (i jest) patologiczne… Czy nigdy nie kląłem? Nie wyniosłem tego z domu, a w dzieciństwie byłem ochraniamy przez rodziców i sam broniłem się przed takim środowiskiem. Broniło nas się kilku, każdy stoczył w tej sprawie jakiś indywidualny pojedynek (bo kiedyś były honorowe pojedynki, a nie napady), aby się określić w hierarchii. Nie byłem ani najsilniejszy, ani wyjątkowo odważny, ale zdarzyło mi się stanąć w obronie, oberwałem, ale miałem też sytuacje, gdy stawiałem takiego do pionu, a gdy go dopadałem, kulił się i jęczał, choć go nie tknąłem, gdy odchodziłem, judził i jadził na nowo. Nie było na niego sposobu. Przypomina mi się scenka z polskiego parlamentu, gdy po przemianie ustrojowej zasiadł na fotelu marszałka Józef Zych i poza mikrofonem chlapnęło mu się „k…wa”, co nasze wolne media powielały jako zwiastun nowych czasów. Konsekwencją nie prostą, a prostacką było wciąż obowiązujące powiedzenie TKM („teraz k…wa my”). Bagno brudzi, oblepia, wciąga, jest po to, aby trudno było z niego wyjść.

POSTULAT.  W miejscach publicznych, oprócz zakazu palenia i śmiecenia – ZAKAZ PRZEKLINANIA. Zanim coś napiszesz, podlajkujesz, skomentujesz, przekopiujesz, udostępnisz – policz do dziesięciu! POMYŚL.

MIŁE UCZUCIE. Są takie sytuacje, w których czuję się podbudowany. To nie tylko miłe pozdrowienie od znajomego, uśmiech przy powitaniu, zagajenie, coś eleganckiego – czego jest w naszym zdziczałym świecie coraz mniej. Ale czasem zdarza się coś więcej… Pisałem do różnych gazet i pism, krajowych, i polonijnych, ale przy wydawaniu i redagowaniu gazety lokalnej, jest możliwość nie tylko hejtu sfrustrowanego czytelnika, szczególnie przed halnym, ale też widoku pochylonego nad gazetą Czytelnika. Ostatnio przechodząc korytarzemsanatorium w Swoszowicach, zobaczyłem przygarbioną postać pochyloną nad rozłożonym artykułem o Lwowie, jaki zamieściliśmy w „Wiadomościach” w odcinkach. W Swoszowicach znalazło się dużo lwowiaków, którzy uciekli przed Niemcami i Sowietami, w podkrakowskim uzdrowisku znaleźli schronienie. Starszy pan w okularach ślepił po zdjęciach. Nie podszedłem, nie chciałem mu przerywać wzruszenia. Żałuję, bo być może wymyśliłem sobie to miłe uczucie, a była możliwość, aby je zweryfikować.

Jarosław Kajdański

Share Button