INSTRUKCJA OBSŁUGI. Nie czytam instrukcji obsługi – z kilku powodów. Po pierwsze: nie znoszę być instruowanym, w razie sytuacji przymusowych działam na wyczucie (niekiedy, w pierwszych chwilach, z powodu metody prób i błędów, psując coś nowego czy narzuconego). Po wtóre: mam z tym problem, bo nic z tego nie rozumiem, co świadczy źle o mnie (że jestem półanalfabetą i ćwierćinteligentem), ale też jest kartką dla piszących instrukcję. Dlaczego oni wypisują takie brednie językiem niezrozumiałym, udziwnionym, protekcjonalnym, pseudonaukowym? Po to, aby mieć robotę, podkreślić swoją ważność, a przede wszystkim ważność rzeczy, którą nabyłem. A to nie dotyczy tylko nabytych rzeczy, ale także praw i obowiązków, całej tzw. demokracji, wiszącej na sztandarze systemu. Jest on napisany tylko dla specjalistów, w tym różnorakich wynajętych sofistów i kazuistów. Mają służyć tym, którzy sprawują władzę, czyli politykom, taki szarak jak ja ma nic z tego nie rozumieć, bo w razie czego wyślą przeciw takim jak ja… instrukcję obsługi. Ale na tym nie koniec, ponieważ mam przeczucie, potwierdzane przez doświadczenie, że… każdy z nas rodzi się z personalną, osobistą instrukcją obsługi, Pan Bóg ją załącza przy porodzie wraz Aniołem Stróżem, tylko że w tym całym początkowym zamieszaniu instrukcja obsługi zawsze gdzieś się zawierusza.
MIEĆ CZY BYĆ? Oto jest pytanie. Pod koniec lat 70., gdy na Wybrzeżu już kipiało, zadawanie takich pytań w środowiskach opozycyjnych było retoryką: oczywiście, że BYĆ, bo MIEĆ to mieli ci po przeciwnej stronie barykady. Tytuł nawiązywał do eseju autorstwa Ericha Fromma z 1976 r. Ten znany niemiecki filozof, socjolog i psychoanalityk napisał wcześniej równie kultową „Ucieczkę od wolności”, która była także analizowana i interpretowana na wszelakie sposoby, ale też ważny był kontekst i czas powstania (napisana w USA w 1941 r.). „Mieć czy być?” porusza problem dwóch głównych sposobów egzystencji. Jak podano w jednym z komentarzy: „Jeden z nich zakłada czerpanie satysfakcji z życia przez „posiadanie”, drugi przez „bycie”, które objawia się empatią i pełnią miłości”. Trzeciej drogi Fromm już nie podał. My interpretowaliśmy to „antysystemowo”, czyli „być” znaczyło opowiedzieć się po stronie Boga, Honoru i Ojczyzny, a jak komu nie potrzebne były hurapatriotyczne hasła, to po prostu starać się zachowywać przyzwoicie. Gdy panował dogorywający w tragicznych drgawkach komunizm, „bycie” nie było wyborem niewykonalnym, było „kwestią smaku” (Zbigniew Herbert). Pamiętam jak przez mgłę jakiś znany spektakl w Szczecinie i zwracające uwagę swoim pytającym tytułem wielkie plakaty. Teraz nastały czasy, aby „mieć” jak najwięcej, to jest miarą człowieka, zabezpieczyć siebie i rodzinę, a nawet pokolenia. Czy odbywa się to kosztem „bycia”, nie mnie sądzić. W każdym razie pokusa i presja, aby ”mieć” za wszelką cenę jest ogromna. Czym jesteśmy uwarunkowani, a nawet pozbawiani podmiotowości?
- lękiem przed utratą wszystkiego co Pościg za „dobrami”, napór konsumeryzmu – napędzany szaleńczo przez producentów – jest potężny. Dlatego dzisiaj wyzwaniem nie jest alternatywa „albo – albo”, lecz koniunkcja „mieć i być”
- to jest sztuka! Dawno temu, na psychologii rzuciłem takie wyzwanie: mniej alternatyw, więcej koniunkcji!
PARK DUCHACKI JUŻ BYŁ! Nie rozumiem skąd tyle rabanu, histerii i lamentu. Nie lubię tego! Lubię gabinetową ciszę, a jeśli już ktoś musi, to niech się umawia i czeka – niech się uprasza i prosi. Bo przecież Park Duchacki już został przed laty z pompą otworzony, na tę okazję zebrała się dziatwa, weterani i aktywiści, były oczywiście media, są na to dowody w numerach archiwalnych, na zdjęciach i taśmach. Przez lata były podejmowane uchwały, akta pękają od wymiany pism, a w terenie działy się nieustanne happeningi, konkursy, plenery, wystawy, były konferencje, debaty, nawet powstała monografia. Były powitania, podziękowania, dyplomy, medale i uśmiechy – to lubię! Więc jako harcerz dotrzymujący słowa, pytam o co chodzi?
Jarosław Kajdański