SEN O ŚWIĘTYM GAJU. Miałem kiedyś sen… Siedziałem w gaju, a wokół rosły drzewa na planie zegara, 12 drzew takich, jak jawor, miłorząb, dąb, buk, sosna, brzoza, kasztanowiec, klon, świerk, modrzew, lipa, akacja… (lub jak kto woli). Drzewa zasadzone i rosnące w oddaleniu tak, aby po czasie kontemplować ich koronę, ich światło i cień. Możesz usiąść w środku, patrzyć na wybrane drzewo, możesz usiąść pod każdym z nich patrząc na resztę… zegara. To powinniśmy zostawić naszym dzieciom i wnukom, aby też mogły porozmawiać z drzewami, wsłuchać się w to, co każde z nich ma nam do powiedzenia. Taki sen. Może Ty go spełnisz, może macie taki skrawek ziemi.
APTEKI. To były magiczne miejsca z mojego dzieciństwa, które przypadło na lata opresji i siermięgi komunistycznej, ale także częstych chorób. Enklawy i azyle, w których widziałem świat utracony, odciętą przeszłość. Nie było ich dużo, były czymś elitarnych i wyjątkowym. Na ogół w willach na szczecińskim Pogodnie, z wejściem przez zadbany ogród. Albo w starych, secesyjnych kamienicach w centrum miasta. Z zabytkową, może pokoleniową historią. Eleganckie, stylowe, wyciszone. Zawsze z jakąś okazałą wielką palmą czy inną egzotyczną rośliną. Ze stolikiem, na którym stała karafka z wodą do popicia leku, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie było żadnych przymusowych portretów, w każdym razie nie zadzierałem głowy tak wysoko. Zachwyconym wzrokiem lustrowałem regały na pięknych staroświeckich meblach, wykonanych na obstalunek. Tyle uporządkowanych szafek i podpisanych przegródek, tyle rzeźbionych szuflad, a w nich różnokolorowe opakowania, specyficzne buteleczki – wszędzie coś, co przywraca zdrowie, a czasem życie. No i te tajemnicze nazwy w nieznanym języku. Aptekarze byli jak magicy, znikali z receptą gdzieś w głębi, czasem na dłużej, przynosili stamtąd leki, częściej były blisko, na rozeznane wyciągnięcie ręki. Niekiedy trzeba było robić lek na zamówienie, a potem szło się po odbiór, co było rodzajem wyróżniającego porozumienia.
ODRĘCZNOŚĆ. Lubię patrzyć, jak ludzie pochylają się nad kartką papieru, każdy robi to inaczej, na swój indywidualny sposób. Czarno na białym widać charakter i podejście do tematu. Kobiety z wdziękiem kręcą szyją, prymuski ślepią tuż nad kartką, niektóre z zadowoleniem na obie strony kręcą całą głową. Było też wyciąganie języka z przejęcia. Widać ich opadające włosy, loki i kosmyki. Mężczyźni raczej z dystansem, ostrożnie, nie całym sobą. W razie czego zakrywanie ręką co się pisze. Cisza i skupienie. Zwieńczeniem dzieła jest własny podpis. Należę do pokolenia, które jeszcze w przedszkolu, no w i pierwszej klasie miało lekcje kaligrafii. Aby wyrobić sobie własny styl, najpierw trzeba było opanować podstawowe wzorce. Później to się modyfikowało, ja na przykład odgapiłem od sąsiada z ławki Jarka Sienkiewicza pisanie liter „r” i „s” na sposób drukowany. Charakter pisma jak linie papilarne. Można odczytać wszystko włącznie z nastrojem i intencją. Pisanie odręczne, nie na klawiaturze. Odchodzi do lamusa. Zapominamy, wypadamy z wprawy. Matrix wciąga nas w wirtual.
PORNOGRAFIA PRZEMOCY. Nie ufam twórcom, którzy w imię np. walki z przemocą wobec kobiet, kręcą „uwrażliwiający” film, który ma wstrząsnąć widzem przedstawiając gwałt za gwałtem. Którzy celebrują przemoc, dawkują, bawią się widzem, doprowadzają do banalności zła, do jego oswajania. Twórcom, którzy demaskując transformację III RP na przykładzie służb bezpieczeństwa, posługują się brukową nowomową, która zapada w społeczną wyobraźnię i zmienia się w język potoczny. Konsekwencją jest relatywizowanie przemocy – języka, zachowania, zwyczajów. Których artystyczna wrażliwość na przemoc pozwala epatować przemocą. Nie macie we mnie widza!
TAKIM JAK JA FOTOGRAFOM. Byłem w wyjątkowej sytuacji, gdy nie chciałem robić zdjęć. A to co widziałem, miało mi zapaść w pamięć. I zapadło. Jako notoryczny fotograf wiem, że są sytuacje, w których zdjęć się nie robi. Bo akt zrobienia zdjęcia, to jakby „wyrzucenie z siebie” tematu, zapisanie go i przekazanie dalej, innym. To stwarza dystans, jesteś outsiderem, obserwatorem, a mniej uczestnikiem. Jesteś w środku i na zewnątrz równocześnie. Ale są wyjątki: patrzysz całym sobą, widzisz, przeżywasz, i to ma wystarczyć aż nadto. To ma zostać tylko w tobie. Potem przekażesz to inaczej…
NAMIERZAJ. Wyjątkowo zakupy robiliśmy z żoną razem i osobno. Bo ja co innego, żona co innego, nie będziemy sobie wózkami wjeżdżać w drogę. Już w aucie dostałem następującego sms-a: „Dowiedz się, gdzie Ona jest. Namierz Bliską osobę. Wejdź na: Lokalizator Orange (…)”
Nie skorzystam, nawet jak nie wiem, nie znaczy, że muszę wiedzieć. Robią z nas cyborgi!
PRIMA APRILLIS. Na 1 kwietnia 2025 roku zapowiedziano uroczystość przeproszenia za 1000 lat królestwa polskiego oraz nałożenie aresztów wydobywczych za 500-lecie hołdu pruskiego.
ŻYCZENIA. Życzę nam wszystkim zdrowych i pogodnych świąt Wielkanocnych! Wiary i pogody ducha – Chrystus Zmartwychwstał – Alleluja!
Jarosław Kajdański