Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

Nawet uzyskanie rekordowej liczby głosów wyborców nie musi oznaczać zdobycia mandatu parlamentarzysty. Może się zdarzyć, że w poselskich ławach zasiądą polityczni konkurencji z mniejszym poparciem. „Winien” jest temu Victor D’Hondt, który opracował system podziału mandatów preferujący duże ugrupowania.

Niemal przy każdych wyborach odżywa dyskusja na temat granic okręgów wyborczych, liczby mandatów, które są w nich do zdobycia oraz sposobu ich podziału. Dwa pierwsze elementy wiążą się z kwestią równego przedstawicielstwa, czyli dążenia do tego, by zdobywca każdego mandatu reprezentował mniej więcej taką samą rzeszę wyborców. Z racji zmian demograficznych konieczne jest co pewien czas korygowanie wcześniejszych ustaleń, dopasowywanie granic okręgów do aktualnej liczby wyborców, co może się wiązać z dodaniem / odjęciem mandatu w danym okręgu.

Łatwo się domyślić, że rządzący są zainteresowani takim układem, w którym w okręgach, gdzie są ich zwolennicy jest więcej mandatów do zdobycia, niż w tych, które głosują raczej na przeciwników politycznych. Dobrym zwyczajem powinno natomiast być, że niezbędne korekty przeprowadza się na początku kadencji, by uniknąć podejrzeń o manipulacje przed nadchodzącymi wyborami.

JOW czy WOW?

Zupełnie osobną kwestią jest podział mandatów. Za najbardziej sprawiedliwy wielu uważa system jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), w których mandat zdobywa ten, kto otrzymał najwięcej głosów. Zwolennicy tego rozwiązania wskazują, że wybrana osoba ma świadomość, że jest odpowiedzialna za swoje działania przede wszystkim przed wyborcami, a nie przed ugrupowaniem, które wystawiło jej kandydaturę. Wie, że o wyniku kolejnych wyborów zdecyduje jej skuteczność, ocena pracy dokonana przez wyborców, a nie miejsce na liście wyborczej przyznane przez komitet wyborczy.

W systemie jednomandatowym wystawienie mało popularnego kandydata w okręgach, gdzie poparcie wyborców jest zmienne, oznacza ryzyko, że konkurent zyska więcej głosów i to on otrzyma mandat. Stąd dążenie, by o mandat walczyły osoby dobrze znane w lokalnej społeczności, mogące się pochwalić sukcesami w dotychczasowej działalności.

Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w wielomandatowych okręgach wyborczych (WOW), gdzie do rozdzielenia jest kilka mandatów (adekwatnie do liczby wyborców) i są one dzielone według wybranej metody, która może preferować mniejsze lub większe ugrupowania. W efekcie często okazuje się, że indywidualne dokonania kandydata nie zawsze mają znaczenie, liczy się z jakiej listy wyborczej startował i na którym miejscu został na niej umieszczony. W tym systemie mandat może otrzymać nawet osoba, która nie zna specyfiki okolicy, nie rozumie jej problemów, ale startowała z ugrupowania, któremu przyjęty system podziału mandatu daje pewną przewagę.

Pomysł Victora D’Hondta

Wymyślono kilka sposobów podziału mandatów między ugrupowania startujące w wyborach. W Polsce stosowany jest system opracowany przez belgijskiego matematyka Victora D’Hondta. Zakłada on, że dla każdego komitetu, który przekroczył próg wyborczy (w Polsce 5% dla komitetu pojedynczego ugrupowania i 8% dla tego reprezentującego koalicję kilku organizacji) obliczane są kolejne ilorazy całkowitej liczby głosów oddanych na daną listę i kolejnych liczby naturalnych.

W następnym kroku ustawia się uzyskane w ten sposób wyniki (tzw. ilorazy wyborcze) od największego do pozycji odpowiadającej liczbie mandatów w danym okręgu wyborczym (np. 5). Poszczególne ugrupowania otrzymują tyle mandatów, ile ich ilorazów wyborczych znalazło się w zestawieniu. Są one przyznawane osobom z największą liczbą głosów na danej liście wyborczej. Możliwa jest więc sytuacja, że mandat otrzyma kandydat startujący z ostatniego miejsca.

Może się zdarzyć, że dwa lub więcej komitetów wyborczych będzie miało identyczny iloraz wyborczy dający prawo do otrzymania ostatniego mandatu będącego do podziału. Wówczas decydujące znaczenie ma ogólna liczba głosów oddana na daną listę, a gdyby i ona okazała się identyczna, to pod uwagę brana jest liczba obwodów do głosowania, w których zwyciężyło dane ugrupowanie.

Istnieje wzór pokazujący na ile mandatów przekłada się procent zdobytych głosów przy różnej liczbie komitetów uczestniczących w wyborach. Daje on też odpowiedź na pytanie, jak zmienia się sytuacja przy spadku / wzroście poparcia o jeden procent.

Jak to wygląda w praktyce?

Załóżmy, że w wyborach startowały 3 komitety a do podziału jest 5 mandatów; rozkład głosów był następujący: komitet A – 720 głosów, B – 600, C – 450.

Zastosowanie zasady dzielenia liczby głosów przez kolejne liczby da następujące wyniki: dla komitetu A – 720, 360, 240; B – 600, 300, 200, C – 450, 225, 150.

W efekcie komitety A i B otrzymają po 2 mandaty, a komitet C – 1.

Warto sobie zadać pytanie, czy pozycja na liście ma wpływ na szanse zdobycia mandatu, oczywiście przy założeniu, że komitet przekroczy próg wyborczy. Praktyka wskazuje, że wyższa pozycja na liście wyborczej sprzyja zdobyciu mandatu, ale nie przesądza o tym. Dowodem na to są, wcale nierzadkie przypadki, gdy olbrzymie poparcie zyskiwały osoby zajmujące ostatnie pozycje. Po części wynika to z faktu, że wyborcy głosujący na określoną listę dokonują często „najłatwiejszego” wyboru, czyli stawiają znak X przy pierwszym kandydacie lub spoglądając na listę dostrzegają na ostatnim miejscu znane nazwisko i to na tego kandydata oddają głos.

Badanie przeprowadzone przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi na panelu badawczym Ariadna pokazało tymczasem, że dla 74% ankietowanych pozycja na liście, którą popierają nie ma znaczenia. Jedynie 14% badanych wskazało, że najchętniej zagłosowałoby na kandydata na pierwszym miejscu. 40% pytanych stwierdziło, że ogólnie rzecz biorąc pozycja kandydata na liście wyborczej ma znaczenie, a 44% było przeciwnego zdania.

Ważna jest taktyka wyborcza

System D’Hondta wymusza odpowiednią taktykę działania. Jeśli ugrupowanie nie widzi możliwości nawiązania po wyborach współpracy z innymi lub po prostu nie chce tego robić, musi walczyć o jak najlepszy wynik w każdym okręgu i starać się uzyskać liczbę mandatów dającą możliwość samodzielnego rządzenia.

W sytuacji, gdy komitet wyborczy ma świadomość, że nie zdobędzie większości mandatów, powinien pomyśleć o potencjalnych współpracownikach (koalicjantach), z którymi stworzy większość. Ze względu na istnienie progów wyborczych może to się wiązać nawet z działaniami nieco osłabiającymi dane ugrupowanie a wzmacniającymi potencjalnego koalicjanta, aby ten zdobył liczbę głosów uprawniającą do udziału w podziale mandatów. Modele matematyczne pokazują bowiem, że wypadnięcie mniejszego ugrupowania z tego podziału może niedostatecznie wzmocnić silniejszego koalicjanta i nie da efektu umożliwiającego zyskanie przewagi przez konkurencję.

Blaski i cienie

Zaletą przyjętego w Polsce systemu rozdziału mandatów jest niewątpliwie niewielka liczba partii w sejmie, co sprzyja pozyskiwaniu poparcia i efektywnemu rządzeniu. Po stronie minusów wymieniany jest brak reprezentacji dla grup społecznych i pomysłów, które może i są ciekawe, ale nie mogą zdobyć dostatecznego poparcia ogółu społeczeństwa i przekroczyć progu wyborczego. Głosy, które uzyskały takie komitety wyborcze niejako przechodzą na rzecz silniejszych.

System D’Hondta preferuje większe ugrupowania i współpracę. Stosując jego zasady, bardziej opłaca się startować w koalicji i uzyskać z sojusznikiem 10% poparcia, niż iść do wyborów samodzielnie i doprowadzić do sytuacji, że każde z ugrupowań zdobędzie po 5% głosów.

Podstawą jest jednak fakt, by wybory były równe, czyli wszystkie startujące w nich ugrupowania miały jednakowe warunki prowadzenia kampanii, by żadne z nich nie uzyskiwało wsparcia, na które nie mogą liczyć inne komitety wyborcze (np. od mediów publicznych, organów administracji państwowej czy z innych źródeł).

Krzysztof Duliński

 

Victor Joseph D’Hondt (1841-1901) – belgijski prawnik, profesor prawa cywilnego i podatkowego. W 1878 r. opracował sposób podziału mandatów między komitety wyborcze  startujące w wyborach proporcjonalnych.

W Polsce metodę D’Hondta stosuje się przy wyborach do Sejmu i Parlamentu Europejskiego oraz w głosowaniu do rad gmin liczących powyżej 20 tys. mieszkańców, rad powiatów oraz sejmików wojewódzkich.

 

Share Button