Po opublikowaniu w majowym nr. „W” przedruku znakomitego artykułu red. Zbigniewa Bartusia pt. „Skąd w nas tyle bezduszności?” – naszła mnie spóźniona refleksja. Artykuł korespondował m.in. z niezrozumiałym wyrokiem sądu na rodzinie Bajkowskich z Kurdwanowa (o czym pisaliśmy na bieżąco).
Autor artykułu dawał przykłady bulwersujących wyroków, gdzie sąd nie rozpoznawał prawdziwie sytuacji, działał nadgorliwie i ślepo wg kodeksów – w efekcie ferując rażącą niesprawiedliwość. Ale to tylko jedna strona problemu, bowiem sądy wydają w Polsce także wyroki skandaliczne w innych sytuacjach, jak np. uniewinnienie Stanisława Kociołka, współsprawcę tragicznych Wydarzeń Grudnia 1970 r na Wybrzeżu, takie też łaskawe i współczujące decyzje dla zbrodniczego gen. Jaruzelskiego i jego spółki, czy wyroki w głośnych aferach łapówkarskich na szczytach władzy, lub niedawny przykład umorzenia sprawy o posiadanie narkotyków przez znaną piosenkarkę. Przykładów, niestety, jest wiele. Wynika z nich jedno: im kto bliżej władzy, tym bardziej bezkarny. I to władzy wysługują się polskie sądy, odbijając swoją frustrację i mierność na przeciętnych obywatelach, bo za to „nic im nie grozi”. Oczywiście, to zależy od ludzi, bo za togami kryją się przecież nasi współobywatele. Niektórzy z nich to ludzie nie tyle „bezduszni”, co dyspozycyjni, zależni, pazerni i tchórzliwi. Jak w filmie „Układ zamknięty” – gdzie popapraniec w todze „jeździł” sobie z całą surowością, a nawet okrucieństwem po ofierze, aby odreagować własne czołganie się przed „układem”, który zapewnia jemu i jego rodzinie „godne życie”. I tu pora na zasadnicze pytanie: w którym momencie naszego niby wolnego i demokratycznego państwa „prawo przestało prawo znaczyć, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”.
BEZPIECZNIEJ NA PAPIERZE. Ale na sądach nie kończy się nasz kulawy wymiar sprawiedliwości, on zaczyna się na policji, która przegrywa ze światem przestępczym… kondycyjnie. Można porównać sprawność fizyczną przeciętnego policjanta czy strażnika miejskiego z przeciętnym kibolem. Wprawieni na siłowniach, walkach ulicznych i stadionowych – mają naprzeciw siebie niedoinwestowane i niedofinansowane służby. Łatwiej złapać emerytkę handlującą oscypkami niż bandytów z maczetami i na szybkich motocyklach. Można iść na skróty i łatwiznę (co ma miejsce) podając odpowiednio zredagowane statystyki, z których zawsze ma wynikać, że jest coraz lepiej, czyli bezpieczniej. A tym bardziej, gdy policja czy straż miejska ma na siebie zarabiać, czyli wlepiać jak najwięcej drogich mandatów. Na to głównie skierowana jest ich czujność.
MOJE – TWOJE. Myślenie i działania stadne jest u nas silniejsze od działania racjonalnego i propaństwowego. Jasiu ze swoją drużyną nie poprze planu działania Kazia i jego drużyny – bo nie, bo to nie jego plan, czyli nie jego partyjny interes. Obowiązuje ponad wszystko „lojalność”, a lojalność i Jasiu, i Kaziu, i Rysiu, i wielu innych im podobnych „patriotów” pojmuje tylko jako lojalność wobec jego osoby na czele stada, a nie jako lojalność wobec państwa i zasad, które dawniej brzmiały krótko i dumnie: „Bóg, honor, ojczyzna”. Dlatego jest jak jest, czyli jest Polska, a jakby jej nie było.
WŁADZIA. Władzia czyli władza, tak jak niektórzy mówią pieszczotliwie „pieniążki”. Co będzie, gdy zacznie się kolejna walka o „władzię”, czyli rozpocznie się kampania wyborcza. Prysną sentymenty, sympatie, koleżeńskość, rozpoczną się zimne kalkulacje, ile to szabel ma dany pretendent do „władzi” przy sobie, na ile może liczyć, ile, jak i gdzie może jeszcze pozyskać. No i huzia na te stanowiska do obsadzenia, im wyżej i lepiej płatne, tym walka będzie bardziej bezwzględna – w imię „ideałów, obietnic, aby było lepiej, dla dobra nas wszystkich”, itede, itepe. Zapytajcie wprost póki czas, co taki miłośnik „władzi” ma w swoim dorobku i zawodowym, i publicznym, i nie dajcie się nabrać na to, co gładko odpowie w ramach autopijaru. Sprawdźcie go, zanim wybierzecie. Bo „władzię” miłują ponad wszystko ci, którzy nic innego poza nią nie mają.
Jarosław Kajdański
Dodaj komentarz