Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

– Gdy się teraz nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że nigdy nie zdążyłam wpaść w rutynę – przyznaje TERESA GRZYBOWSKA w rozmowie z „Wiadomościami”.

Maria Fortuna-Sudor: – W jakich okolicznościach trafiła Pani do pracy w Młodzieżowym Domu Kultury im Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego?

Teresa Grzybowska: – To był przypadek. Po ukończeniu socjologii rozpoczęłam studia podyplomowe na filozofii, ale równocześnie musiałam zacząć pracę, mieć dochód. A ponieważ w czasie studiów współpracowałam z księdzem Isakowiczem–Zaleskim i  jako wolontariuszka miałam kontakt z dziećmi niepełnosprawnymi, z grupą muminków, więc pomyślałam, że się odnajdę w pracy w domu dziecka i przed wakacjami złożyłam podanie do takiej placówki. Z rozmowy z panią dyrektor wynikało, że mogę na tę pracę liczyć, ale gdy wróciłam tam pod koniec sierpnia, to się okazało, że ktoś inny został przyjęty. I wtedy w ofertach  znalazłam informację, że Młodzieżowy Dom Kultury, który wówczas jeszcze miał siedzibę na Czackiego, poszukuje pracownika. Mieszkałam niedaleko, więc poszłam tam zapytać. Pani dyrektor Helena Ciepły, sympatyczna, miła właściwie przyjęła mnie od razu. I tak znalazłam się w gabinecie metodycznym MDK- u, a moim zadaniem było przygotowywanie scenariuszy akademii szkolnych i wydarzeń rocznicowych dla nauczycieli, którzy chętnie z takiej pomocy domu kultury wówczas korzystali. Tych wydarzeń i spotkań nie było zbyt wiele, więc się trochę nudziłam. I gdybym miała dalej pracować na tym stanowisku, to zapewne bym stamtąd odeszła, ale w drugim semestrze pani dyrektor przesunęła mnie do organizacji imprez. I to był strzał w dziesiątkę! Organizowanie wydarzeń dla dzieci, dla młodzieży to był mój żywioł (uśmiech).

– A jak się zostaje dyrektorem takiej placówki?

– To był czas  przemian w Polsce, moja pani dyrektor skorzystała z możliwości, aby w wieku 55 lat przejść na emeryturę, a jej wieloletni zastępca, który moim zdaniem nadawał się na to stanowisko, nie chciał startować w konkursie. Za mną było już kilkanaście lat przepracowanych w tym miejscu, zdążyłam się z nim związać emocjonalnie, więc zachęcana przez część naszej Rady Pedagogicznej zdecydowałam się zmierzyć z nowym wyzwaniem. Po ogłoszeniu wyników konkursu  okazało się, że zostałam dyrektorem (uśmiech)…

– Przez te 40 lat, a zwłaszcza w tym czasie gdy była Pani dyrektorem, MDK im. Gałczyńskiego się zmieniał. Jak zapamiętała Pani te zmiany?

– Przede wszystkim zmienialiśmy lokalizację. Gdy zostałam dyrektorem, to prowadziliśmy działalność w małym budynku na ul. Górników, gdzie było czyściutko, cieplutko.  Wszyscy tam pracujący bardzo sobie to miejsce chwalili. Jego przeciwieństwem był budynek na ul. Beskidzkiej, na nowym osiedlu, w nieocieplonym pawilonie, w którym zimą był zimno, a latem gorąco… Pierwsze prace remontowe rozpoczęła już pani dyrektor Helena Ciepła, ale o fundusze na takie zadania zawsze było ciężko. W początkach mojej pierwszej kadencji  pieniądze na remonty pochodziły od naszej rady rodziców. Jeszcze wtedy nie potrafiłam ich zdobywać z innych źródeł. Dopiero się tego uczyłam, gdzie i jak pozyskiwać dodatkowe środki na remonty, ale też na inne potrzeby, Myślę, że było to odrobinę łatwiejsze parę lat później, gdy okazałam się osobą wiarygodną, sprawdzoną. Natomiast atutem miejsca przy Beskidzkiej było duże zainteresowanie naszą ofertą ze strony licznych mieszkańców – na nowym osiedlu mieszkały rodziny z dziećmi w wieku szkolnym. Nawet nie trzeba było  rozwieszać plakatów, nagłaśniać wydarzeń. Pamiętam, że chętnie korzystano m.in. z  „Podpórki” –  świetlicy środowiskowej, z zajęć językowych, Akademii Bolka i Lolka – przedszkola artystycznego dla maluchów. Właściwie z każdej formy zajęć dzieci chętnie korzystały, bo w najbliższej okolicy niewiele się działo. To był czas wielkich przemian ustrojowych, osiedle było w budowie, a dzieci, młodzież na nowym osiedlu – daleko od śródmieścia – nie zawsze potrafiły się w tym odnaleźć.

– Jest jeszcze placówka w Prokocimiu, przy ul. Na wrzosach…

– … która była dla mnie zupełną niespodzianką (uśmiech). Informację o tym „prezencie” dla naszego domu kultury otrzymałam 5 grudnia. Pamiętam tę datę, bo pomyślałam sobie, że to prezent na Mikołaja. Tam wcześniej była siedziba szkoły zawodowej. Pamiętam, że dawny, zabytkowy Dom Oświatowy TSL wyglądał na  strasznie zaniedbany. Pani Monika Jędrosz , kierowniczka administracyjna robiła wszystko, żeby mnie do niego zniechęcić, ale ja się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia. Zaczęły się trwające wiele lat remonty, a potem myślenie o ofercie, bo o ile przy Beskidzkiej dzieci i młodzieży zawsze było dużo, to przy ul. Na wrzosach, która była na uboczu, daleko od przystanków komunikacji miejskiej, z zaniedbanym, nieoświetlonym nieopodal parkiem. Trzeba było włożyć w to więcej wysiłku, aby zainteresować naszą ofertą.

– Jak sobie poradziliście?

– To zasługa nauczycieli, ich profesjonalizmu i poziomu zajęć, które były najlepszą reklamą MDK. Informacja, że w placówce jest dobra sekcja, są ciekawe zajęcia, które prowadzi nauczyciel – pasjonat, od razu idą w świat. Tak było np. z zajęciami z baletu. Pani Magda Żmuda jeszcze studiowała, gdy rozpoczęła tworzenie zespołu baletowego Relevé. Zaczynała od 20 małych dziewczynek (dziś już dorosłych kobiet), a to do dzisiaj jeden z najlepszych naszych zespołów tanecznych. Dalej – judo, przedszkole artystyczne, angielski na dobrym poziomie… I rodzice zaczęli przyprowadzać dzieci. Ale doprowadzenie budynku do obecnego stanu trwało ponad dekadę. W przypadku tej placówki  nie do przecenianie jest pomoc i zaangażowanie pani Grażyny Fijałkowskiej, związanej z Prokocimiem radnej dzielnicy i miasta, która to miejsce, podobnie jak ja, kocha całym sercem. Pani Grażyna  zaufała mi, uznała, że warto mi pomóc i otworzyła dużo drzwi. Bez niej  na pewno nie udałoby mi się zrealizować wszystkich planów remontowych. A jeśli już jestem przy samorządzie, to pragnę podkreślić, że gdy już „odkryłam” obecność samorządowców, to mogłam liczyć na pomoc z ich strony – wsparcie radnych z dzielnicy XI Pod górza Duchackiego i XII Bieżanów – Prokocim  bardzo pomagały realizować wyznaczone zadania i snuć nowe plany, organizować wiele wydarzeń lokalnych dla społeczności.

– A dzieci, rodzice też się zmieniali?

– Dzieci wcale się nie zmieniają. Dzieci są zawsze kochane i cudne i chętnie korzystają z interesujących zajęć. Na rodziców też nie mogliśmy narzekać. Czasami zdarzają się tacy roszczeniowi, ale generalnie mogliśmy liczyć na współpracę z nimi, na ich wsparcie, zrozumienie, na uczestnictwo w naszych wydarzeniach, pomaganie nauczycielom, np. przy  dużym koncercie, gdy trzeba 80 dziewczynek uczesać przed występem. Może jest nam łatwiej niż w szkole, bo u nas nie ma ocen, więc odpada kwestia oczekiwań ze strony rodziców, że moje dziecko zasługuje na wyższą czy najwyższą ocenę.

– Z upływem czasu zapewne trzeba było też zmieniać ofertę?

– Zdecydowanie. Od wielu lat nie mamy już np. pracowni komputerowej, czy nauki gry na akordeonach  a kiedyś to były cenione zajęcia. Niezmiennie są w naszej ofercie zajęcia taneczne, teatralne, muzyczne, nauka języków. To jest atutem domu kultury, że może wychodzić z ofertą, na którą jest akurat zapotrzebowanie. Gdy na przykład pojawiły się w telewizji popularne programy typu  „You Can Dance” czy „Taniec z gwiazdami”, u nas przybywało dzieci, które chcą tańczyć. Z kolei program  „The Voice of Poland” wykreował modę na śpiewanie.. A w ostatnich latach cieszą się popularnością zajęcia warsztatowe, w których uczestniczą dzieci  z rodzicami.

– Jest Pani przykładem człowieka, który całe życie przepracował w jednym miejscu…

–  Wciąż powtarzam, że to przypadek. Zarówno pojawienie się na Czackiego, jak później start w konkursie na dyrektora placówki nie były przeze mnie zaplanowane. Decydując się na zatrudnienie w domu kultury, nie myślałam, że zwiążę się w tym miejscem na całe zawodowe życie. A potem tak się to potoczyło, że zawsze miałam coś nowego do zrobienia. To, że przepracowałam w MDK-u tyle lat, wynikało przede wszystkim z faktu, że tę pracę lubiłam, że ciągle mierzyłam się z nowymi wyzwaniami. Najpierw jako instruktor imprez, mogłam wymyślać i realizować  nowe wydarzenia. Oczywiście, były takie, które zawsze MDK organizował, ale moja pani dyrektor oczekiwała na nowe pomysły. Więc to już były  autorskie projekty. A gdy zostałam dyrektorem, to zakres zadań się zmieniał, ale też czasy, oczekiwania, mody się zmieniały, technologia się zmieniała, więc trzeba było sobie z tym radzić. Osobną działką na dyrektorskim stanowisku były z jednej strony wspomniane remonty, a z drugiej –  dbanie o kadrę, zapewnienie jej jak najlepszych warunków pracy. Gdy się teraz nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że nigdy nie zdążyłam wpaść w rutynę.

– No właśnie, prawie 30 lat była Pani dyrektorem. Proszę powiedzieć, kiedy na tym stanowisku było najtrudniej?

–  Zdecydowanie na początku. Zero doświadczenia!  Bo jednak jako kierownik działu nie odpowiadałam za całą placówkę, nie decydowałam o ofercie programowej, nie zatrudniałam nowych pracowników, a tego wszystkiego musiałam się szybko nauczyć. Bardzo trudny czas to także okres pandemii, kiedy młodzieżowe domy kultury nie zostały zamknięte, a nasi nauczyciele jako jedyni w tym pierwszym okresie pandemii prowadzili zajęcia. Czułam się odpowiedzialna za pracowników, za dzieci, które do nas przychodziły. Szczególnie na początku nikt  nie wiedział, jak niebezpieczny jest covid. Poza tym pandemia, a potem wybuch wojny na Ukrainie spowodowały, że plany remontowe naszych budynków i na Beskidzkiej, i na Prokocimiu uległy zmianie, co potem doprowadziło do kumulacji ich realizacji.

– A wspomnienia związane z miłymi chwilami, przeżyciami?

– Oczywiście, było ich wiele i ze mną pozostaną, bo to, co miłe, zachowujemy w sercu, w pamięci. Ale najlepiej pamiętamy to, co było niedawno. Dlatego przywołam tu ostatnie wydarzenia z minionego roku. Najpierw w  październiku otwarcie wymarzonej, a planowanej od dawna Galerii Na Wrzosach, po trudnej adaptacji strychu na ten cel. Bez pomocy prezydenta Jacka Majchrowskiego i wiceprezydenta Andrzeja Kuliga ta inwestycja nie zostałaby zrealizowana. Tyle było nieoczekiwanych trudności związanych m.in. z remontem zabytkowego budynku i różnymi niespodziankami, które pojawiały się w trakcie prac, a co za tym idzie też rosnącymi kosztami inwestycji. Wielkim wyróżnieniem było dla mnie otrzymanie od społeczności Prokocimia Medalu Zasłużony dla Prokocimia. Zapamiętam też pierwszy koncert w wyremontowanej sali widowiskowej w budynku przy Beskidzkiej. No i oczywiście piękny koncert z okazji  jubileuszu 70-lecia przygotowany przez zespół pracowników MDK i naszych utalentowanych wychowanków. Autorski scenariusz koncertu przygotowała pani Paulina Sobkowiak, która również była jego reżyserem. Ilość pochwał i komplementów otrzymanych od rodziców i gości koncertu była oszałamiająca. Myślę, że była to też znakomita promocja naszej placówki. Koncert był pierwszym takim wydarzeniem, w którym uczestniczyła nowa pani wiceprezydent Krakowa do spraw edukacji i mogła zobaczyć naszą działalność od najlepszej strony.

– No właśnie, wywołała Pani temat nowej władzy w mieście. Prezydent Krakowa, Aleksander Miszalski osobiście dziękował Pani za tę pracę.

– Byłam tym absolutnie zaskoczona, bo nowy pan prezydent nie mógł mnie znać, i wiedzieć, co zrobiłam przez te wszystkie lata. Oczywiście, takie docenienie tego, że nie zmarnowałam tych czterdziestu czy dwudziestu dziewięciu lat, kiedy byłam dyrektorem, jest bardzo miłe. Mogę powiedzieć, że się cieszę i dziękuję za docenienie.

– A jak sobie Pani wyobraża swą przyszłość?

– Właśnie zaczęłam swoją drugą pracę (śmiech). W naszej filii przy ul. Na wrzosach jestem instruktorem imprez, czyli wróciłam do “korzeni”, bo od tego rozpoczęłam swoją pracę zawodową. Będę zajmowała się wystawami plastycznymi, edukacją plastyczną, a przede wszystkim prowadzeniem tutejszej galerii. Marzę o tym, żeby podróżować i zwiedzać świat, może teraz uda się znaleźć na to czas…  A poza tym, nie wiem, co będzie dalej, ale mam świadomość, że bardzo dużo w moim życiu było przypadków, które mi wychodziły na dobre, więc nadal się będę na te przypadki godziła.

– Pochodzący z Woli Duchackiej bp Wiesław Śpiewak  powiedział mi kiedyś, że przypadek to drugie imię Pana Boga…

  • Mam tego świadomość. Myślę, że to właśnie dobre anioły stawiały na mojej drodze dobrych ludzi, dzięki czemu mogłam dojść do tego momentu, żeby spokojnie pójść na emeryturę z poczuciem, że to był dobrze wykorzystany czas.

Rozmawiała: Maria Fortuna-Sudor

Zdjęcia z archiwum Teresy Grzybowskiej

 

Teresa Grzybowska – jest absolwentką socjologii na UJ. Mieszka na Piaskach Nowych. Swoje życie zawodowe związała z Młodzieżowym Domem Kultury im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, gdzie przepracowało 40 lat, z czego 29 jako dyrektor tej placówki!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Share Button