Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

 

 

 

Żeby dotrzeć do Przystanku Meblowe Renowacje trzeba najpierw znać drogę, a i tak za pierwszym razem można troszkę pobłądzić. Dlatego Pan Sławek wysyła wcześniej film, który niczym kompas, wskazuje właściwy kierunek. Tak zaopiekowany podróżnik dociera z ruchliwej ulicy Zakopiańskiej do całkiem zwyczajnego podwórka, z dużym parkingiem, industrialnym klimatem, i uważnie wypatruje tych konkretnych drzwi. W chwili, gdy przekroczy ich próg, przeniesie się do innego świata.

 Niewielkie pomieszczenie wypełnione jest starymi meblami w całości lub w kawałkach. Na ścianach stare grafiki, na półkach stare żelazka, zegary, przybory stolarskie. Pośrodku tego wszystkiego stoi  fotel dla gości. Wygląda przyjaźnie i znajomo, ale już za chwilę dowiem się, że jest to kultowy model 366 Józefa Chierowskiego, zaprojektowany w 1962 roku. Lekki, wygodny elegancki, który jakieś 60 lat temu był niemal w każdym mieszkaniu, biurze, hotelu czy gabinecie dyrektorskim.

Klienci wchodzą, siadają i rozgadują się. Każdy przychodzi ze swoją historią. Ufa mi, bo nadajemy na tych samych falach. W końcu zależy nam, żeby uratować te meble – mówi Sławomir Stańda. – A przystanek ma w sobie jasny przekaz: muszę przysiąść, zatrzymać się, koniec biegania – puentuje.

Meble z naszego dzieciństwa

Kiedy zamkniemy oczy, żeby przywołać rodzinny dom, pojawiają się przed nami bliscy i kochani ludzie oraz pokoje wypełnione meblami. Są dla nas nośnikiem wspomnień, emocji i sytuacji. Nie potrzeba zdjęć, żeby odtworzyć te obrazy z detalami.

Wychowałem się wśród starych mebli, które pamiętam z rodzinnego domu, z mieszkań ciotek, wujków, znajomych. Antyki, meble z duszą mam we krwi – mówi Pan Sławek.

To między innymi dlatego wiele osób wraca dziś do designu vintage. Takie wnętrza dają im poczucie bezpieczeństwa, przypominają beztroskę i miłość z dzieciństwa. Nawet jeden taki mebel, może zaczarować całą przestrzeń. Przywołać naszą historię. Jak na przykład stare biurko, które trafiło do Przystanku z dziurami po gwoździach, na których w tajemnicy przybijany był dziecięcy namiot z koca. Albo antyczny zegar z wypaloną dziurą po pożarze w domu dziadków. Niektórych zniszczeń klienci nie chcą usuwać, proszą wręcz, żeby zostały, bo przypominają im o czymś ważnym. 

Jak mówi renowator, meble to międzypokoleniowe nośniki, które mają swoją aurę, energię i zataczają kręgi. To niesamowite, że do Przystanku trafili już ludzie, którzy szukali mebla z dzieciństwa i nagle okazało się, że trafili na dokładnie ten ich, a rozpoznali go na przykład po zniszczeniach.

Ja uwielbiam te historie

– No popatrz, co znowu przyszło  do pracowni. Kolejny sosręb. Tragarz, stragarz, w zależności z której części Polski. Ten jest bardzo stary. Połowa XIX wieku. Też z rozetą. Ja uwielbiam te historie. One też mnie chyba zaczynają kochać. Im więcej tych sosrębów, to ja jestem szczęśliwszy, że mogę je ratować – mówi Pan Sławek.

Sosręb to inaczej belka stropowa w domu, w tym przypadku domu, który już nie istnieje. Ten przepiękny, zachowany i odnowiony element architektury drewnianej, ozdobi nowe wnętrze. Na uwagę zasługuje także to, że renowator mówi, że stare meble i elementy wystroju “same do niego przychodzą” i “opowiadają swoje historie”. Mają też swoje imiona, jak na przykład Czesiek, Adolf i Bolek, czyli odnawiane właśnie w Przystanku trzy krzesła. 

Meble do mnie mówią.  Były świadkami miłości, przełomowych lub trudnych chwil, mają w sobie coś poetyckiego. Upominają się o naprawę, choć niektóre na początku nie bardzo chcą współpracować – wyjaśnia.

Trzeba było się najpierw nauczyć, jak z nimi postępować. Sławomir Stańda kilka lat temu zapragnął odmiany w swoim życiu, a stare meble stały się właśnie taką destynacją i przeznaczeniem. Podjął się wyzwania. W tygodniu pracował dalej jako rzeczoznawca majątkowy, a w soboty o piątej rano wyjeżdżał do szkoły drzewnej w Garbatce, oddalonej 250 km od Krakowa. W każdej wolnej chwili praktykował również w zaprzyjaźnionej pracowni na miejscu. To był bardzo wyczerpujący czas. Podróże, nauka maszyn i narzędzi, nowa teoria, prace ręczne wymagające wiedzy i precyzji. W końcu nauczył się rzemiosła. Podkreśla, że nie byłoby żadnego rzemieślnika, gdyby nie jego mistrzowie:

– Ja miałem szczęście, że byli nimi Lech i Aneta, osoby, którym wiele zawdzięczam i które nauczyły mnie pokory wobec mebla i rzemiosła – zaznacza.

Kapsuły czasu

Meble, które kojarzymy z dzieciństwa, mają swoje nazwy, o których wtedy niewielu miało pojęcia. Biurko Mieczysława Puchały, krzesło Rajmunda Hałasa, komoda Lajkowski- Leśniewski, stół Lewandowskiej,  fotel Celia, krzesła kojarzone jako skoczki, albo kultowe stoliki-pająki projektu J. Halabali, czy znane od przedwojnia krzesła Thonety – są dziś prawdziwymi rarytasami na rynku kolekcjonerskim i kapsułami czasu. 

   To także elementy życiowej filozofii zero waste, opartej na odpowiedzialnym podejściu do konsumpcji i trosce o środowisko. Bo szacunek do starych przedmiotów, ratowanie ich przed wyrzuceniem na śmietnik, to także minimalizowanie ilości produkowanych odpadów. A nawet jeśli czasem nie da się już uratować całego mebla, który latami stał samotnie w piwnicy, na strychu, czy w stodole, to zawsze można ocalić jego część, która też przeniesie nas w niesamowitą podróż. 

Tekst i zdjęcia: Paulina Polak

Share Button