Reklama

Park Duchacki
Wiadomości Podgórze
Napisz do nas!
Coś ciekawego dzieje się w Twojej dzielnicy?

Poinformuj nas, prześlij zdjęcia: wiadomości.krakow@wp.pl

W poprzednim numerze „Wiadomości” przybliżaliśmy naszym czytelnikom specyfikę pracy w korporacji („Krótki przewodnik po korpoświecie”). Tym razem, dla odmiany, postaramy się odpowiedzieć na pytanie, jakie alternatywy czekają na tych, którzy stwierdzili, że korporacyjny świat to jednak nie ich bajka.

Najprostszym rozwiązaniem dla przeciwników korporacji wydaje się szukanie ofert pracy publikowanych przez prywatne firny. Proces rekrutacyjny jest w nich zwykle dużo prostszy, zamykający się w jednej rozmowie kwalifikacyjnej, dzięki czemu szybciej możemy otrzymać odpowiedź dotyczącą naszej dalszej przyszłości zawodowej. Czego się spodziewać, jeśli okaże się ona pozytywna? Oczywiście wszystko zależy od branży i konkretnej firmy, jednak ogólnie rzecz biorąc, nie możemy raczej liczyć na taką ilość różnego rodzaju benefitów, jakie oferuje korporacja, często musimy się również pogodzić z niższymi zarobkami. W zamian za to jest szansa, że zapomnimy o niekończących się nadgodzinach, procedurach regulujących każdy możliwy aspekt pracy czy korporacyjnym języku. Plusem może być także mniejsza ilość pracowników – znamy (nie tylko z imienia) każdego, a nie jedynie tych, którzy zajmują biurka najbliżej naszego albo najczęściej wychodzą z nami na papierosa.

            Tyle ogólników, przejdźmy do kwestii, która w prywatnej firmie ma największe znaczenie – chodzi o sposób zarządzania, czyli, innymi słowy, jakie podejście do pracy i pracowników ma szefostwo. A może się ono bardzo od siebie różnić.

Szef ma zawsze rację

            Po odejściu z korporacji trafiłam do prywatnej, kilkunastoosobowej firmy. Na początku byłam zachwycona panującą tam atmosferą – rodzinną dosłownie i w przenośni, gdyż firmę prowadziło małżeństwo. Podobała mi się też praca w klimatycznym biurze, zamiast w przeszklonym biurowcu i sporadyczne, a do tego płatne nadgodziny. Jedyne, co mnie zastanawiało, to dość duża rotacja pracowników, ale myślałam, że chodzi po prostu o zarobki, niższe od tych korporacyjnych. Szybko jednak przekonałam się, że nie tylko.

            Kluczowa okazała się osoba szefa – od razu było wiadomo, kiedy pojawiał się w biurze, gdyż roztaczał wokół siebie aurę władzy. I chociaż o obowiązkach konkretnych osób miał mgliste pojęcie, był przekonany, że na wszystkim zna się najlepiej. W związku z tym regularnie wpadał na kolejne „wspaniałe” pomysły, które w teorii miały usprawnić naszą pracę, zaś w praktyce tylko ją utrudniały. Pomysłów tych oczywiście nie wolno było poddawać pod dyskusję. Jeśli ktoś, nie daj Boże, ośmielił się skrytykować (nawet całkowicie słusznie) coś na forum, błyskawicznie lądował na „czarnej liście”, z której prowadziła już krótka droga do odejścia z firmy – często dobrowolnego, gdyż wiele osób stwierdzało, że nie jest w stanie znieść kontroli każdego swojego posunięcia i czyhania na popełniony błąd.

            To jedna z historii pracowników prywatnych firm, których przełożony zbyt dosłownie potraktował powiedzenie „Szef ma zawsze rację”. W takim wypadku pozostają właściwie dwa rozwiązania – 1. nie wychylać się, podporządkować i od czasu do czasu zachwycić kolejnym mniej lub bardziej trafionym pomysłem; 2. złożyć wypowiedzenie i poszukać firmy, w której będziemy mieli nieco więcej do powiedzenia.

Relacje partnerskie

            Nasza bohaterka wybrała opcję numer dwa i, jak sama twierdzi, była to jedna z najlepszych decyzji w jej życiu zawodowym:

            Kiedy na pierwszym spotkaniu w sprawie projektu, którym miałam się zajmować, szef zapytał, jaki JA mam na niego pomysł, byłam w lekkim szoku. Przyzwyczaiłam się do jasnych wytycznych i wypełniania rozkazów przełożonego, a tu nagle mogłam wykazać się kreatywnością, która, jak się później okazało, szybko została doceniona. Teraz nie mam już oporów przed zapukaniem do pokoju szefa z własnymi propozycjami albo prośbą o rozwianie wątpliwości, jeśli coś nie jest do końca jasne. Nie muszę się też martwić, co mogę powiedzieć na głos, żeby nie zostało to odebrane jako krytyka. W końcu czuję, że przychodzę do pracy z przyjemnością.

            Na szczęście prywatne firmy nie są prowadzone tylko przez osoby o wielkim ego. Wielu szefów zdaje sobie sprawę, iż licząc się ze zdaniem podwładnych, będą przez nich zdecydowanie lepiej postrzegani, co może rzutować zarówno na atmosferę, jak i na wyniki. Powszechnie wiadomo przecież, że zadowolony pracownik chętniej utożsamia się z firmą i bardziej zależy mu na tym, co robi.

Być swoim własnym szefem

            Niezależnie od tego, na jakiego przełożonego trafimy, zdarza nam się zastanawiać, jak to by było znaleźć się na jego miejscu. Niektórzy decydują się sprawdzić to empirycznie i rozpocząć działalność na własny rachunek. Dotyczy to głównie tzw. wolnych zawodów, takich jak graficy, programiści, redaktorzy czy tłumacze, wśród których coraz większą popularnością cieszy się praca freelancera. Ma ona sporo zalet – najważniejsza z nich to możliwość samodzielnego decydowania o swoich obowiązkach i godzinach pracy. Poza tym freelancerzy często wykonują zlecenia w domu, dzięki czemu nie tracą czasu na dojazdy do biura, premię przydzielają sobie sami, nie muszą też nikogo prosić o pozwolenie na wzięcie dnia wolnego (chociaż za urlop albo L4 nikt im nie zapłaci). Jest jednak i druga strona medalu – mówiąc wprost, nie każdy się do takiej pracy nadaje. Dlaczego?

            Przede wszystkim, freelancer powinien być dobrze zorganizowany i zdyscyplinowany. Ponieważ nie ma nad sobą „bata” w postaci bezpośredniego przełożonego, sam musi pilnować zbliżających się terminów i wiedzieć, kiedy może pozwolić sobie na chwilę relaksu, a kiedy trzeba ostro przysiąść do zlecenia. Kolejną przeszkodą może być brak codziennego kontaktu z ludźmi – dla osób bardziej towarzyskich wymiana maili lub krótka rozmowa telefoniczna z klientem będzie zapewne niewystarczająca.

            Nie da się również zapomnieć o najbardziej przyziemnym aspekcie całego przedsięwzięcia, czyli formalnych kwestiach założenia własnej działalności. Planowanie budżetu oraz decyzja o tym, w jakiej formie chcemy pracować (umowa o dzieło, własna firma) niejednemu początkującemu freelancerowi spędzają sen z powiek. W tym wypadku pośpiech nie jest najlepszym doradcą – warto spokojnie zapoznać się ze wszystkimi możliwymi opcjami i wybrać najlepszą dla siebie. Sporo porad na ten temat znaleźć można na przykład w książce Agnieszki Skupieńskiej „Zostań freelancerem. Praca zdalna od A do Z”.[1]

            * * *

            Z wyników badania satysfakcji zawodowej Polaków przeprowadzonego przez firmę Sedlak &Sedlak wynika, że w tej dziedzinie jesteśmy na ogół umiarkowanie zadowoleni (6,02 w dziesięciostopniowej skali). Dodatkowo 70% z nas deklaruje chęć zmiany pracy, a 60% systematycznie przegląda oferty. [2] Wyraźnie widać zatem, że czasy, kiedy poświęcało się cały okres kariery zawodowej jednej firmie, dawno minęły. I chyba nie powinniśmy na to narzekać. Najważniejsze żeby, często po wielu próbach, znaleźć w końcu miejsce, w którym praca będzie dawała nam satysfakcję jak najbliższą „dziesiątki”. Międzynarodowa korporacja, mała prywatna firma czy też własna działalność? Na to pytanie każdy musi już odpowiedzieć samodzielnie.

 Barbara Bączek

 [1] A. Skupieńska Zostań freelancerem. Praca zdalna od A do Z, Skupieński Marketing Sp. z o.o., Łódź 2016.

[2] https://badaniahr.pl/files/pdf/Satysfakcja%20Zawodowa%20Polak%C3%B3w%202018%20Sedlak%20&%20Sedlak.pdf

Share Button