W ubiegłym roku na łamach „Wiadomości” poruszaliśmy temat dzików, które coraz śmielej pojawiają się na terenach zamieszkanych przez ludzi – między innymi na osiedlu Kliny (Dzielnica X – Swoszowice). We wrześniu br. teoretycznie udało się w końcu znaleźć rozwiązanie problemu, jednak wywołało ono ogromne emocje.
Zwolennicy i przeciwnicy dzików
Od początku dyskusji na temat dzików mieszkańcy osiedla podzielili się na trzy grupy:
– przeciwników dzikich zwierząt w mieście, którzy z dnia na dzień coraz bardziej bali się o siebie i swoje rodziny (zwłaszcza dzieci);
– obrońców, twierdzących, że to ludzie wtargnęli na terytorium dzików i w związku z tym powinni zaakceptować ich obecność;
– osoby dokarmiające dziki, traktujące je bardziej jak zwierzęta domowe.
W miarę rozwoju sytuacji powstała kolejna, dość liczna grupa, wyodrębniona głównie z pierwszej wymienionej – osób, które nie chciałyby co prawda spotkać dzika na trasie do pracy czy szkoły, jednak nie zgadzają się na drastyczne rozwiązanie, jakim jest ich zabijanie.
Relokacja czy śmierć?
Przez dłuższy czas mieszkańcy, skarżący się do wielu służb, że boją się o swoje bezpieczeństwo, słyszeli, iż aktualne przepisy nie pozwalają właściwie na żadne działanie, a jedyne, co można zrobić, to nie zachęcać zwierząt do obecności na osiedlu na przykład poprzez ich dokarmianie. Nie należy też dzików, zwłaszcza warchlaków, w żaden sposób prowokować czy zaczepiać, najlepiej w ogóle się do nich nie zbliżać i na ich widok po prostu spokojnie się oddalić.
Sytuacja zmieniła się we wrześniu br., kiedy w Parku Maćka i Doroty pojawiła się klatka do odławiania dzików. Zawieszona na niej tablica „Odłów i relokacja dzików” sugerowała dość jednoznacznie, że zwierzęta są wywożone z osiedla i wypuszczane w inne miejsce. Większości mieszkańców wydawało się to idealnym rozwiązaniem problemu, a w wymienianych po sąsiedzku opiniach często przewijało się zdanie „Jednak się da, nareszcie”.
Ogólne zadowolenie nie trwało jednak długo, na osiedlowej grupie w mediach społecznościowych zaczęły bowiem krążyć plotki, że „relokacja” dzików oznacza tak naprawdę ich zabijanie. Prawdziwa burza wybuchła po materiale, który przygotowało Radio Eska – Zastępca Dyrektora Wydziału Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Krakowa, Ewa Olszowska-Dej, przyznała w nim, że dziki, które złapały się w pułapkę, są w sposób farmakologiczny uśmiercane. Zaznaczyła przy tym, że wszystko odbywa się w sposób humanitarny, z poszanowaniem wszelkich zasad, również zasad związanych z bezpieczeństwem.[1]
Dla wielu mieszkańców takie wytłumaczenie absolutnie nie okazało się wystarczające, czego wyraz dali na wspomnianej grupie osiedlowej:
– Ludzie to jednak potwory.
– Gratuluję wszystkim walczącym o likwidację dzików (…) W takich momentach aż wstyd mi, że jestem człowiekiem.
– Nawet myśliwi mają swój kodeks i nie tykają loch z warchlakami, bo to nieetyczne.
To tylko wybrane z kilkuset komentarzy, jakie w ciągu kilku dni pojawiły się pod linkiem do materiału. Oczywiście nie zabrakło także tych, dla których zaproponowane rozwiązanie jest całkowicie akceptowalne:
– To ciekawe, jak wiele osób narzekało na ich obecność, a teraz, kiedy choć trochę zrobi się bezpieczniej (…) będzie wielkie ubolewanie.
– Jestem za! Jak najbardziej! Za tym, żeby w końcu coś z tym zrobić! BO TO JEST PROBLEM!
– Jedyne, czego żałuję w tej sytuacji, to to, że miasto postawiło tylko jedną odłownię, a nie przy każdym ich „ulubionym” legowisku.
Niejasna petycja
Tym, na co mieszkańcy szczególnie narzekali, było niedoinformowanie – po pojawieniu się odłowni nawet osoby, które powinny być najbardziej zorientowane w temacie, nie potrafiły jasno odpowiedzieć na pytanie, co stanie się z dzikami, a słowa „Odłów i relokacja” zdawały się dodatkowo wprowadzać w błąd.
– Dziki z okolicy są wyłapywane, natomiast wbrew napisowi nigdzie nie są wywożone, tylko uśmiercane na miejscu i utylizowane jak odpady. Nikt ze strony osób odpowiedzialnych za ten proceder nie miał odwagi napisać tego wprost – to cytat z kartki, która pojawiła się na jednym z drzew w okolicy odłowni, a w ślad za tym w mediach społecznościowych.
Dodatkowo podpisana przez sporą grupę mieszkańców petycja „TAK dla odławiania dzików w Krakowie” również nie zawierała wydawałoby się kluczowej informacji, przez co wielu z nich poczuło się oszukanych, twierdząc, że gdyby wiedzieli o zabijaniu dzików, na pewno pod petycją by się nie podpisali.
W tym wypadku zarzuty i naciski ze strony mieszkańców okazały się skuteczne, gdyż z odłowni zniknęła tabliczka z napisem „Odłów i relokacja dzików”, pozostały tylko te informujące o zakazie zbliżania się osobom nieupoważnionym. 5 października br. także petycja została doprecyzowana w następujący sposób: Celem petycji był/i jest powrót do sprawdzonej metody odławiania dzików na terenie GMK wraz z wywożeniem dzików w inne niezamieszkałe tereny.
Wciąż pozostaje wiele niewiadomych w tym temacie, pewne wydaje się natomiast, że niezależnie od dalszych kroków sprawa dzików jeszcze długo będzie wzbudzać emocje lokalnej społeczności.
Tekst i zdjęcia: Barbara Bączek
_ https://www.eska.pl/krakow/odlownia-stanela-w-parku-macka-i-doroty-w-krakowie-dziki-sa-lapane-i-usypiane-aa-hdoP-ePit-GV1b.html