– Najlepsze zdjęcie jeszcze przede mną – mówi pasjonat. Nostalgiczne mgły, kałuże jak magiczne lustra, wschody, zmierzchy i zachody, niepowtarzalne ujęcia i kadry – taki jest Kraków w obiektywie Wojtka Kaczówki.
Jeśli jeszcze ktoś nie kojarzy nazwiska tego fotografa, to z pewnością rozpozna go po tym zdjęciu – dwie mariackie wieże odbijające się w kałuży na krakowskim bruku. Wielu zastanawiało się, czy to nie jest fotomontaż. Nie jest. Był 2013 rok, Wojtek Kaczówka przemierzał wtedy Rynek Główny z aparatem i nagle takie pojawiło mu się odbicie. Spędził nad tą kałużą wtedy sporo czasu, pochylał się, klękał.
– Co Pan tam widzi? – pytali potem ludzie, którzy przechodzili obok i nie mogli sami się powstrzymać, żeby też nie podejść i nie popatrzeć. Co dla innych może być dziwnym zachowaniem, dla hobbysty jest normą. Tak samo było w Toskanii, gdy przez tydzień zrywał się godzinę przed wschodem słońca, zakładał ubranie termiczne i wyruszał na poszukiwanie mgły. Bo zamglone widoki to jego kolejny konik.
– To musi być pasja – kwituje. I naprawdę tak jest.
Magia kina
– Urodziłem się w Krakowie w niezamożnej rodzinie. Dzieciństwo i młodość spędziłem w Zabierzowie. Za ścianą naszego domu mieszkało kuzynostwo i to dzięki kuzynce przyjechałam do Krakowa, do Kina Kijów, na film “Tylko dla orłów”. Miałem może 10 lat. To tutaj siedząc przed wielkim ekranem, pojawiły się moje marzenia o podróżach i pięknych kadrach, ale jeszcze nic z tego się nie zapowiadało – wspomina Wojtek Kaczówka.
Czas płynął, a marzenia rosły, aż stały się górą. Gdy miał 20 lat, w Pewexie przy ulicy Królewskiej kupił sobie pierwszy aparat tzw. małpkę, który działał automatycznie i mówiło się, “że nawet małpa mogłaby zrobić nim zdjęcie”. Ten aparat zabrał na pierwsze wyjazdy. Potem krok po kroku zaopatrywał się w coraz lepszy sprzęt fotograficzny.
To oczywiście były czasy, gdy zdjęcia wywoływało się w punktach foto:
– Już wtedy jak nosiłem filmy do wywołania, pytano mnie które zdjęcia wywoływać, czy wszystkie, czy tylko dobre . Mówiłem wszystkie i okazywało się, że wszystkie były dobre – mówi z dumą.
Dusza humanisty
Rodzice wysłali go do Technikum Energetycznego, żeby miał zawód. A on dziś mówi, że od zawsze miał duszę humanisty. Mimo wszystko wspomina ten okres, jako wspaniały czas. Poznał jednak kolegów i z wieloma z nich utrzymuje kontakt do dziś. Chodzili razem na konfrontacje filmowe, czyli pokazy najlepszych filmów, które wyświetlane były w kinie Uciecha, Kijów, Warszawa. Dwóch tych miejsc na mapie Krakowa już nie ma. To był zupełnie inny czas dla młodych ludzi. Chodziło się Pod Przewiązkę, Pod Barany, Jaszczury, albo wieczorem słuchano w radio Listy przebojów Marka Niedźwiedzkiego lub audycji muzycznych Tomka Beksińskiego, który w środku nocy tłumaczył teksty piosenek “Marillion”.
W międzyczasie rozwijała się cały czas fotograficzna pasja.
– Nie przesiadywałem w ciemniach, nie robiłem odbitek. Najbardziej zależało mi, żeby pokazać, co zobaczyłem – mówi Wojtek Kaczówka.
Wkrótce rozpoczęły się podróże po Europie z rodziną (żoną i synem) i aparatem. Wenecja, Monako, Nicea, San Remo, Toskania, Bawaria. W 1999 roku fotografował zamek w Tyrolu Hohenwerfen z filmu “Tylko dla orłów”. Filmy wciąż przeplatały się z kierunkami podróży. W archiwum fotograficznym Pana Kaczówki jest malownicza ścieżka prowadząca do domu Gladiatora w Toskanii oraz sklep z maskami z filmu “Oczy szeroko zamknięte” w Wenecji.
– Zauważyłem, że każdy wyjazd miał coraz lepsze zdjęcia. Uzbrajałem się w coraz lepszy sprzęt fotograficzny, zacząłem wrzucać swoje prace do internetu, brałem udział w konkursach – mówi.
Romantyczny Kraków
I w końcu przyszedł czas na Kraków. Zależało mu, żeby pokazać królewskie miasto bez szpecących współczesnych elementów – reklam, nowoczesnych koszy, parkomatów. I najpierw był Kraków w sepii. A do tego na pierwszym planie detal architektoniczny. Na przykład na ulicy Kanoniczej, którą zaprojektowali Ci sami mistrzowie renesansu, którzy rozbudowywali Wawel – Bartolomeo Berrecci, Giovanni Padovano czy Santi Gucci.
– Chodzi o klimat i żeby nie było ludzi. Ludzie robią bałagan i robi się ciasno. Często proszę ich, żeby się zatrzymali. W fotografowaniu pustego Krakowa pomagają też wczesne poranki, świąteczne późne wieczory oraz pandemia bardzo pomogła – mówi fotograf.
Kolejnym etapem była fascynacja mgłą. Zamglone Opactwo w Tyńcu, Wawel nad taflą Wisły i oczywiście Błonia. Ta mgła się na zdjęciach przemieszcza, unosi, opada i zakrywa miasto jak welon.
– Jak ktoś nie widział miasta o wschodzie słońca, zamglonych Błoń, to nie widział Krakowa – kwituje Wojtek Kaczówka.
Po zdjęciach w sepii, przyszedł czas na fotografię biało-czarną, a także kolorową. Żeby zrobić niektóre ujęcia, Wojciech Kaczówka przyznaje, że czekał nawet kilka lat. Ma też upatrzone i wypracowane miejscówki, z których Kraków wygląda najbardziej klimatycznie, tajemniczo, romantycznie, imponująco. Dziś na facebooku obserwuje go ponad 30 tysięcy osób, zdjęcia są kupowane przez ludzi z całego świata, pojawiają się też pierwsze zapytania kiedy powstanie album?
- Wszystko jeszcze przede mną. Jeśli ktoś chciałby zająć się zrobieniem takiego albumu, to zapraszam. Ja dalej będę robić swoje – uśmiecha się Wojtek Kaczówka.
Tekst: Paulina Polak
zdjęcia: Wojciech Kaczówka




