CHWAŁA CHOPINOWI. W dniach 2-23 października br. w Filharmonii Narodowej w Warszawie odbywa się XIX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Wśród 84 uczestników znalazło się 13 Polaków, którzy rywalizują o jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień w świecie muzyki klasycznej. Wszyscy są zgodni, że poziom jest wysoki, a oceny jury jak zwykle dyskusyjne. Relacje z przebiegu konkursu prowadziła m.in. Telewizja Kultura, w której studiu zasiedli prowadzący i fachowcy, można się było wiele dowiedzieć i nauczyć. Jedno jest pewne: muzyka Chopina jest magiczna i zawsze żywa. Na marginesie jedna uwaga: nachalność kamer, jakby trwała walko między dźwiękiem a obrazem, przydałoby się więcej kultury i umiaru przy kamerowaniu uczestników konkursu – szczególnie tuż przed wejściem na scenę i zaraz po wyjściu. To są sytuacje kameralne, intymne. Kamery wycelowane w twarz, wychwytujące każdą kroplę potu – są nie na miejscu. Poza tym organizatorzy powinni zadbać o ściereczki do przecierania dłoni i spoconej twarzy oraz klawiatury, bo nie wszyscy uczestnicy pamiętają, aby je mieć przy sobie. Występ każdego uczestnika ma swój początek i koniec na scenie, i tylko tam. To było święto języka polskiego i muzyki Chopina.
PO PIERWSZE: NIE NUDZIĆ! Primum, non nocere! – po pierwsze nie szkodzić, tak brzmi dewiza przypisywana Hipokratesowi. Ale podobnych dewiz można by napisać znacznie więcej. Gdy na studiach miałem za zadanie zaliczyć dwa lata w jednym, pechowo trafiłem na stan wojenny, a to oznaczało obowiązkową obecność na wszystkich bez wyjątku zajęciach, konsekwencje absencji mogły być surowe. Jako przybysz o statusie „obcego”, którego przywiał do Krakowa „sierpniowy wiatr znad morza”, nie miałem łatwo. Tym dotkliwiej odczuwałem przymus wysłuchiwania wykładów czy seminariów prowadzonych przez różne utytułowane osoby. To na pewno nie było grzeczne, ale co zrobić, katusze walki z nieodpartą sennością zna chyba każdy. Metod na podtrzymywanie głowy było wiele, opadała ze zmęczenia i ze znudzenia, mówiło się nawet o używaniu zapałek na podtrzymywanie powiek. Z książek pamiętałem metodę skaleczenia skóry i stymulowania się cytryną. Walczyłem z sennością, nie poddawałem się, ćwiczyłem siłę woli… Ale przechodząc do ogółu, to nudzenie jest chyba naszą cechą narodową. Nie umiemy mówić publicznie, nikt nas tego nie uczy. Prof. Nęcki po powrocie z USA uświadamiał nas na swoich wykładach, jak uatrakcyjnić komunikacyjny przekaz, ile czasu w minutach można realnie skupić uwagę, w jakiej kolejności postraszyć, w jakiej rozśmieszyć, bo to są podprogowe nośniki przekazu, które wbijają go w pamięć. Faktycznie jego wykłady były atrakcyjne. Ale co zrobić z tymi, którzy zanudzają swoimi wywodami, zamęczają wielotokiem, punktują znaki przestankowe, cyzelują zwroty i bon moty, autooralnie upajają się na umór. Prywatnie też tak bywa, szczególnie gdy zaczyna działać alkohol. Po jakimś czasie włącza się spowalniacz, który uruchamia autoecho, wspomagające dobieranie ociągających się słów. Problem polega na tym, że nie umiemy tego przerwać, choćby w ten sposób, aby nie dolewać sobie i innym do kieliszka. Wyjątkiem w tym wszystkim są mowy egocentryczne samców w fazie przedwstępnej podrywu. Osobniki nie wiedzą jednak, że jeśli już coś działa na kobiety, to tembr męskiego głosu. I zamiast zanudzać, trzeba starać się rozśmieszyć…
DWIE PARASOLKI. Pada deszcz, wzdłuż alejki osiedlowej między blokami, idą podskakując dwie parasolki. Pod tą mniejszą widać szkolny plecaczek…
POPRAWIACZE. Od dzieciństwa układali mnie rodzice i jestem im za to wdzięczny, jako że byłem ten starszy, układali mnie tym surowiej, za co już tak wdzięczny nie jestem. To były czasy, kiedy dorośli mieli zawsze rację, nawet gdy jej nie mieli, z tym się nie dyskutowało, tylko przyjmowało do wiadomości albo nie. Przyjmowałem do wiadomości, jak to, że się starszym kłania i mówi „dzień dobry”, że się starszych słucha, a również, że się nie przerywa czyjeś wypowiedzi (tu niestety w moim przypadku dobre wychowanie nie poskutkowało). Gdy mama wzięła mnie raz do pracy, gdzie prześladował ją elegancki, przedwojenny kierownik w muszce, na wstępie wyciągnąłem do niego rękę, aby pokazać swoją synowską moc, ale potem dostałem od mamy burę, że pierwsza wyciąga rękę osoba starsza, kobieta do mężczyzny etc. W dzieciństwie obracałem się jako pacjent w towarzystwie wszechstronnie wykształconych lekarzy, którzy wtedy współtworzyli elitę społeczną Szczecina. Byłem pacjentem Pani Docent, która mnie lubiła i we mnie inwestowała. Raz wzięła mojego ojca na stronę i mu powiedziała delikatnie, że ja mam problemy z dyplomacją i to bardzo źle rokuje w dorosłym życiu. Miała niestety rację. Niemniej zawsze staram się być uważnym na formy, za którymi powinna iść treść. W tym mieści się m.in. zasada, aby zanadto nie poprawiać innych. To też wybiła mi z głowy mama, gdy jako zarozumiały brzdąc zacząłem przekomarzać się z moją babcią. To było niegrzeczne, nawet jeśli babcia się myliła. Od tego czasu patrzyłem z niechęcią na wszelakich prymusów, szczególnie tych nadgorliwych, którzy ośmielali się nawet na głośne poprawianie nauczycieli. No więc nie trawię poprawiaczy, którzy publicznie czy prywatnie i rodzinnie korygują wypowiedzi, chcąc się popisać swoją wiedzą. Nie lubię, jak zwracają komuś uwagę na niepoprawność, szczególnie wtedy, gdy błąd jest nieznaczny, a i tak wszyscy wiedzą o co chodzi. Jest wiele, może coraz więcej takich sytuacji, że też mógłbym zwrócić uwagę, skorygować, poprawić. Ale po co?
WYOBRAŻENIE I PAMIĘĆ. Czy świat realny jest prawdą, czy on w ogóle istnieje? Może to wszystko – włącznie z nami – jest naszym wyobrażeniem? Iluzją. Już w przedszkolu ćwiczyli nas i karcili, żeby nie fantazjować, nie wymyślać. Pewnie teraz jest inaczej, na szczęście w tym względzie zmieniło się wiele, ale kiedyś usiłowano stawiać młody umysł w karnym szeregu. Czy wykonując telefon, idąc na spotkanie, wybierając się do kina, wyjeżdżając na wczasy – nie snujemy o tym wyobrażeń? Pewnie też tak macie, a z biegiem lat i doświadczeń, tniemy wyobrażenia, aby nie przeżywać rozczarowań, których nie oszczędza nam życie. Nastawienie to pierwszy krok do błędów i pomyłek. Bez oczekiwań łatwiej o dobre i miłe niespodzianki. Czym jest wyobrażenie? Marzenie. Czasem ucieczką w inny, wymyślony świat. Pokładaniem nadziei w czymś, czego nie ma. Czym jest życie bez złudzeń? Ubarwiamy je nawet uśmiechem, retuszujemy dobrym słowem – na wyrost, inwestujemy w nadzieję. Wyobrażenia i iluzje mamy także w zakresie własnych możliwości: albo ich nie doceniamy, albo przeceniamy. Ideałem byłby złoty środek. Ileż razy przeżywamy dramat dopiero wówczas, jak się coś kończy, gdy ktoś odejdzie, gdy świat się wali. Widzimy wtenczas, czym i kim to dla nas było. Po czasie dociera do nas znaczenie i wartość. Pamięć o tym jest bolesna. I kto wie, czy w tej pamięci nie ma tego prawdziwego świata, którego nie czuliśmy i nie potrafiliśmy posmakować i dotknąć. Ale niekiedy przeceniamy stratę, bo oceniamy ją przez pryzmat naszego ego. Warto nauczyć się dystansu do siebie i przyprawiać swoje życie poczuciem humoru. Dum spiro, spero.
Jarosław Kajdański

