W poprzednim numerze „Wiadomości” ukazał się artykuł o malarzu ALEKSANDRZE KOZIE, który za swojego życia mieszkał przy ulicy Cechowej, a całkiem niedawno jego obrazy pokazano w Galerii 26 przy ul. Św. Tomasza. Nikt jednak nie widział kim naprawdę był artysta i dlatego rozpoczęliśmy poszukiwania krewnych. I właśnie możemy poinformować, że akcja zakończyła się sukcesem. Rodzina Pana Aleksandra zaprosiła nas na urokliwy wieczór wspomnień.
Pani Katarzyna (wnuczka artysty) wraz z mężem Jakubem mieszkają nadal przy ul. Cechowej. Mówią, że to był dla nich szok, gdy znajomi przekazali im wiadomość, o artykule w „Wiadomościach”. Pojawiło się wzruszenie i wróciły wspomnienia:
– Dziadek nie był może bardzo towarzyską osobą, ale miał artystyczną duszę. Pamiętam go, jak rano w soboty zamykał się w kantorku koło domu, żeby malować, a ja przynosiłam mu śniadanie – opowiada wnuczka Katarzyna Poprawa.
Jesteśmy w domu rodziny artysty. Pijemy kawę, oglądamy albumy z biało-czarnymi zdjęciami, a na ścianie obok wisi obraz z kwiatami „dla Kasi na imieniny od Dziadzia Olusia”. Kilka domów obok przy ul. Cechowej mieszkał Aleksander Koza z małżonką. Pamiątką po malarzu jest kolorowa mozaika na murze, zrobiona z kawałków szkła i rozbitych kafelków. To idealne połączenie artystycznej wrażliwości i tendencji do oszczędzania. Pan Koza umiał z niczego zrobić coś. Nie lubił, gdy cokolwiek się marnowało. Na przykład jesienią pilnował, b y wyzbierane były w ogrodzie wszystkie jabłka, by chwilę później na stole lądował zrobiony z nich przepyszny strudel.
Jacek Poprawa mówi, że nie zdążył poznać dziadka żony Kasi, ale wciągnęło go organizowanie rodzinnego archiwum zdjęć i na wielu z nich jest utrwalony nasz malarz, a także ukochane zwierzaki – pies Szarik i świnka Felek. A Pan Aleksander odpoczywa w kapeluszu i pali fajkę. Może to samo robi dziś?
Obrazy, mozaika na murze, kapelusze z papieru, które robił dla całej rodziny to nie wszystko, co pochłaniało Aleksandra Kozę. Hitem naszego spotkania była informacja, że robił on także tradycyjne szopki, które co roku brały udział w konkursie Muzeum Historycznego.
– Jak dzieci dostawały cukierki, to od razu był nakaz zbierania złotek, które potem Dziadek wykorzystywał w szopce – mówi Pani Katarzyna.
Aleksander Koza prowadził też świetlicę przy ul. Cechowej, gdzie odbywały się zajęcia plastyczne, wyświetlanie filmów i bufet, a w nim m.in. oranżada w butelkach z krachlą.
Co ciekawe, nie miał wykształcenia plastycznego. Był samoukiem, a na co dzień pracownikiem kolei. Styl malarski Kozy przywołuje artystę tzw. sztuki naiwnej Nikifora Krynickiego. Czy wpływ na obrazy momentami malowane jak ręką dziecka miało może to, że Aleksander Koza urodził się w 1916 roku 1 czerwca? A może wpadły mu gdzieś w oko prace Nikifora (1895-1968), który w tych latach cieszył się popularnością i uznaniem w Polsce i zagranicą.
Malarz Koza zmarł 12 października 1988 roku. Jest pochowany na Cmentarzu we Wróblowicach. Aczkolwiek jego duch przy ul. Cechowej na krakowskim Podgórzu jest dalej mocno wyczuwalny. Bardzo się cieszymy, że naprowadził nas na swój trop.
Tekst: Paulina Polak
zdjęcia z archiwum rodzinnego
Od redakcji:
Wszystko wskazuje na to, że zanosi się na kontynuację tego ciekawego tematu.