WOJNA INFORMACYJNA. Wojna na Ukrainie toczy się także w wirtualnej sieci i w mediach, jej obraz tworzą cenzury wojenne obu stron, stosowane są techniki nowe i stare w zakresie dezinformacji. Mają one wywołać oczekiwane efekty i skutki. Przypominam o tym dlatego, że wielu z nas w ten sposób wspiera Ukrainę i jej bohaterskich obrońców. Jednak nie jest tak, że dostajemy żywą, bieżącą informację – one poddane są cenzurze. Tylko pozornie jesteśmy blisko zdarzeń, a nawet w samym ich centrum. To nie jest możliwe. Wiarygodne są relacje świadków, ale tak jak mówi zasada wiarygodności informacji, muszą być potwierdzone przynajmniej z dwóch źródeł, czyli od dwóch świadków. Choć obrazy tej wojny są makabryczne (tak jak obrazy każdej wojny totalnej), mimo wszystko zachowujmy spokój, to przyda się także tym, których wspieramy.
NA CZY W. Kontrowersje wobec tych przyimków wywołała wojna, czyli najazd Rosji na Ukrainę. Jako tradycjonalista wolę pozostać przy przyimku na, ale zwolennicy zmiany przyzwyczajeń i dostosowania do sytuacji podpierają się wypowiedziami językoznawców z najwyższych półek. Ale nie ma wśród nich zgodności… Mieszkałem długi czas w Krakowie na Piaskach Wielkich, ale nadszedł moment, gdy mieszkanka, rodowita Piaszczanka, z którą robiłem lokalną gazetę, zwróciła mi uwagę, że popełniam błąd. Mówi się i pisze „w Piaskach Wielkich”, dlatego, że to podkreśla podmiotowość miejsca i jego mieszkańców, a jak wiadomo, są tacy, którzy nie wypadli sroce spod ogona i cechuje ich poczucie odrębności, ważności i dumy. Obyczaj każe, aby to uszanować. Ale trudno to stosować w każdym przypadku, bo jest też coś takiego, jak potoczność i zgrabność językowa. Nie powiem teraz, że mieszkam w Woli Duchackiej, lecz na -, bo tak jest przyjęte i nikomu nie przychodzi na myśl, że to jakiś dyshonor i ujma. Tak samo nie powiem, że byłem w Litwie, bo to razi ucho. Przyimek „na” w moim odczuciu mówi o powierzchni, a „w” o miejscu. Mówiąc czy pisząc na Ukrainie widzę jej rozległość i piękno.
ДЯКУЮ. Wsiadła do Szóstki, młoda matka z dzieckiem w wózku, bardzo zgrabna, ubrana gustownie, na sportowo. Wózek z miejsca zaparkowała w rogu, dziecko było spokojne, obok niej dosiadła kobieta w niewiadomym wieku, ciemne okulary, sprawiała wrażenie niewidomej, coś ze sobą szeptały po ukraińsku. Nagle ta młoda odwróciła się o 180 stopniu twarzą do mnie, twarz skurczona, zdeterminowana, pyta, gdzie będzie Wawel, odpowiadam z miejsca next, bo angielski przyszedł mi automatycznie do głowy. Wróciła do dziecka i towarzyszki. Podjeżdżamy do Wawelu, tramwaj staje, ale widzę, że one stoją z tym wózkiem przy drzwiach, ale nie wysiadają. Podchodzę do drzwi i naciskam co trzeba, trzeba nacisnąć, mówię, starsza powtarza nacisnąć, drzwi się otwierają, kobiety wychodzą i już na chodniku w bezpiecznym oddaleniu starsza odwraca się, odnajduje mnie wzrokiem i mówi Дякую. Pomachałem jej ręką.
KACAPY W SZCZECINIE. Podobno kacap to po turecku znaczy rzeźnik. Barbarzyństwo rosyjskich sołdatów na Ukrainie przywołuje pamięć „wyzwalania” przez nich Polski. To była dzicz, którą doświadczyliśmy już w roku 1920, choć kwerenda przez historię wskazuje, że prawie każde wojenne starcie z nimi przebiegało podobnie, inaczej nie umieją, mają to w genach i we krwi. Krew wyzwala w nich bestie. Rosja jest wypierdkiem Niemiec, stworzyli ją dynastycznie Niemcy, od caratu do bolszewizmu… W Szczecinie lat 60. kacapy byli obecni w swoich koszarach, to było najbardziej zmilitaryzowane miasto w Polsce. Na Pogodnie mieszkaliśmy w kamienicach po wojskach Luftwaffe, stąd niedaleko było do koszar zarówno polskich, jak i sowieckich. Używaliśmy tego określenia na podwórku, ale w znaczeniu pogardliwym, więc ukradkiem. W sąsiedniej kamienicy na parterze mieszkał cieć, który zarządzał okolicą, w 1964 roku był świadkiem rewizji w naszym mieszkaniu i aresztowania mojego ojca. Miał melinę, gdzie można było kupić bimber. Przychodzili do niego wojskowi zawsze we dwóch. Handlował z nimi m.in. na wymianę. Chyba to było źródło zaopatrzenia męskiej dzieciarni, ale w akcesoria polskie, takie jak pasy wojskowe, pilotki, berety, guziki, nawet orzełki. W to wszystko wchodziła starsza młodzież, często powiązana z gangami… Ruscy pojawiali się nocami już pijani, aby dopić więcej, po wyjściu za pazuchą przytulali butelki, byli uciszani, aby się nie rozniosło, ale i tak wszyscy wiedzieli, gdzie w razie czego odesłać zbłąkanego sołdata. Kacapy mieli inne mundury, byli brudni. Ich koszary były zlokalizowane przy ulicy Mickiewicza i Wawrzyniaka, gdy się przejeżdżało tramwajem, widać było za murami miejsce, gdzie wyrzucali śmieci, po schodach wchodzili nad wysypisko i z góry opróżniali wiadra, w letnie upały roznosił się smród.
WRAŻLIWI NA SŁOWO. Kobieta i dziecko są najbardziej wrażliwe na słowo. Jest w tym aspekt boski. Wsłuchują się całościowo, chłoną znaczenie, kontekst, brzmienie, intonację. Umieją czytać między słowami, czytają grę słów. Pamiętają słowa, znają ich moc, boją się ich. Powołują się na nie, wierzą, tęsknią za nimi, pragną je. Taką wrażliwość mają też zwykli ludzie, którzy mają czyste serca.
POŚWIĘCAĆ UWAGĘ. Piękny zwrot. Poświęcać uwagę dziecku, żonie, rodzicom… Jakaż w tym obietnica empatii. Ale też poświęcać uwagę studiom, wykonywanej pracy. Tu zapowiedź solidności. Czasy nie sprzyjają „poświęcaniu uwagi”, działamy w pośpiechu, na pamięć, byle jak, w pościgu za szybkim zyskiem. Etymologia „poświęcania” prowadzi do „światła”. A my coraz bardziej staczamy się w stroną cienia.
Jarosław Kajdański