Pandemia koronawirusa w istotny sposób wpłynęła na nasze życie, w tym także relacje rodzinne i towarzyskie. Nawet z najbliższymi widujemy się dużo rzadziej, często rozmawiamy jedynie przez telefon lub za pośrednictwem Internetu. Obawiamy się wyjazdów do sąsiedniego miasta, nie mówiąc już o innym kraju. Tymczasem to właśnie za granicą wielu naszym rodakom przyszło spędzić ten trudny okres. Jak sobie radzą?
O krótką rozmowę tuż przed świętami Bożego Narodzenia poprosiliśmy dwoje młodych ludzi – Martę i Michała – mieszkających ze swoimi rodzinami odpowiednio w Niemczech i Anglii.
Marta:
„Życie moje i mojej rodziny za czasów pandemii aż tak radykalnie się nie zmieniło. Mieszkamy w małej wsi i może dlatego aż tak nie odczuliśmy skutków covid-19. Ja obecnie jestem na urlopie wychowawczym, więc dla mnie i mojego dziecka ciężkie są dni, gdy place zabaw, zoo i inne miejsca rozrywki są zabronione. Trudno jest małemu dziecku wytłumaczyć, że z dnia na dzień cały jego świat zmienia się i ogranicza do siedzenia w domu, ewentualnie jakichś małych spacerków, najlepiej w miejscach, gdzie nie porusza się wiele osób. Ograniczenia, jakie zostały wprowadzone, np. podczas zakupów, nie są aż tak drastyczne, by nie można było się do nich przyzwyczaić. Już po drugiej fali covid-19 jest to raczej normalność – noszenie maseczek, odstępy od innych ludzi, dezynfekcja rąk. Nic nadzwyczajnego, da się z tym żyć.
Wydaje mi się, że nawet gdybyśmy chcieli nie słyszeć nic na temat koronawirusa, to się nie da, ten temat jest na każdym kroku. Ja osobiście sytuacji nie śledzę. Po pierwszej fali i tych paru miesiącach, kiedy w mediach nie mówili o niczym innym jak tylko o pandemii, człowiek już w myślach zastanawia się, co zrobić, by ten temat się zakończył. W rozmowach z rodziną zawsze ktoś coś napomknie, jaka jest sytuacja w Polsce i, co najważniejsze, czy w gronie rodzinnym wszyscy są zdrowi. To mi całkowicie wystarcza.
Ja jestem w stałym kontakcie z moją rodziną, odkąd wyjechałam za granicę. Początkowo były to rozmowy telefoniczne, teraz przeważnie prowadzimy wideokonferencje przez Messenger albo WhatsApp. Nie ma dnia, bym nie kontaktowała się z kimś z mojej rodziny czy grona znajomych. Szczególnie teraz, gdy zostałam mamą, jest dla mnie ważne, by mój syn chociaż w taki sposób mógł utrwalić sobie pamięć o swojej rodzinie, a przy tym ćwiczyć trochę polszczyznę. Ostatnio z moimi bliskimi widziałam się w lipcu; myśleliśmy nawet, by Boże Narodzenie spędzić również w Polsce, ale ze względu na liczne zachorowania po obu stronach granicy, a także kwarantannę, jaką trzeba odbyć w Niemczech po przybyciu z Polski, postanowiliśmy w tym roku pozostać w gronie najbliższej rodziny.”
Michał:
„U nas na szczęście wszystko w porządku i dobrze się czujemy. Ogólnie, jeżeli chodzi o pandemię, to w naszej części Anglii, czyli w Southampton na południu, nie ma dużo zakażeń. Jest wprowadzony lockdown, ale nie aż tak restrykcyjny jak ten wiosenny. Wtedy oboje z żoną pracowaliśmy z domu na laptopach, a dzieci na swoich odrabiały lekcje, bo szkoły były zamknięte. Teraz szkoły nadal są otwarte, biura również, jeżeli są odpowiednio przystosowane. Ja już chodzę normalnie do biura, a żona pracuje z domu. Sklepy spożywcze są otwarte, a w pozostałych można zamawiać produkty online i odbierać w sklepie (przed sklepem jest punkt odbioru paczek). Wszystkie zajęcia pozalekcyjne dla dzieci, typu basen, gimnastyka, tenis, zostały odwołane.
W domu nie mamy telewizji, więc wszystkie informacje czerpiemy z Internetu. Wiadomości z Polski otrzymujemy głównie od rodziców, z którymi rozmawiamy (używając Messengera) dość regularnie – raz, dwa razy w tygodniu. Porównywaliśmy sytuację w Polsce i w Anglii przed przyjazdem do Polski na wakacje. Wtedy sprawdzaliśmy, jak wygląda kwarantanna i ogólnie, jakie są restrykcje. Obecnie już tego nie porównujemy.
Do Polski jeździmy raz do roku w wakacje, zatem nie boimy się, że przez częsty kontakt z rodzicami przeniesiemy wirusa. Święta Bożego Narodzenia spędzimy jak co roku z przyjaciółmi, którzy swoje rodziny także mają w Polsce. Przy wigilijnym stole będziemy kontaktować się z rodzicami na wideoczacie. W ten sposób zawsze składamy sobie życzenia.
Życie za granicą przyzwyczaiło nas do dystansu z rodziną, tak że pod tym względem koronawirus niczego nie zmienił.”
Okiem socjologa
A jak to wygląda z socjologicznego punktu widzenia? Czy Polacy za granicą lepiej radzą sobie z pandemią niż ci przebywający w kraju?
– Trudno o jednoznaczną odpowiedź. To rezultat wielu uwarunkowań, takich jak wiek, kondycja psychofizyczna, sposoby radzenia sobie ze stresem czy depresją, sytuacja ekonomiczna, wsparcie otrzymywane ze strony najbliższych czy aktualne obostrzenia w kraju zamieszkania i pochodzenia. Z pewnością polskie społeczeństwo może wiele nauczyć się od migrantów, szczególnie od tej grupy, która na co dzień stosuje praktyki transnarodowe, czyli podtrzymuje więzi z co najmniej dwoma krajami. Transnarodowi migranci są bowiem przyzwyczajeni do radzenia sobie z fizycznym dystansem w relacjach z bliskimi, chociażby w kontekście wykorzystania technologii informacyjnych i komunikacyjnych – wyjaśnia dr Stella Strzemecka z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Rozmawiała: Barbara Bączek