WARSZTATY DZIENNIKARSKIE. Dawniej prowadziłem zajęcia dla młodzieży. Przygotowany byłem do części wykładowej i praktycznej, starałem się i to było chyba za ambitne, ale chciałem, aby było „po Bożemu”, ab ovo. Mieli więc niejako powtórkę z historii i języka polskiego. Zaopatrzony byłem w materiały, kwerendę zrobiłem po różnych źródłach bibliotecznych i własnych. Była też część techniczna m.in. ze znakami korektorskimi. Były ćwiczenia i zadania. Mówiłem im, że dziennikarz to rzemieślnik, więc o procesie drukowania gazety powinien mieć pojęcie, bo jest tylko częścią składową procesu, na końcu którego jest czytelnik. Wszystko to wyrzuciłem w ramach odchudzania archiwum. W dobie digitalizacji, wyrzuciłem też archiwum redakcyjne, do którego de facto nie sięgałem, ale które było i świadczyło o dorobku, ale jest obecnie nic nie warte. Na szczęście wszystko zostaje w głowie. Bo przyszło mi prowadzić warsztaty dziennikarskie dla seniorów. Sprawia mi to dużą frajdę. To zasługa grupy ludzi, którzy przyszli zaciekawieni i zostali, wykazując się sporą aktywnością. Większość ma wykształcenie ścisłe i całe szczęście, bo wykazują dzięki temu precyzję, w lot chwytają zasady. Nie wiedzieli, czy cokolwiek napiszą, ale gdy zadałem tematy emocjonalne typu „mój pupil” czy „moje hobby”, to się całym sercem otworzyli. Przyszedł czas, aby wprowadzać autokorektę i adiustację, więc musieli skracać swoje teksty. Dyscyplina musi być. W trakcie rozmów sami się upomnieli o zasady etyczne, więc im przyniosłem wypunktowane z różnych źródeł, oparte na Deklaracji Paryskiej z 1983 r., omówiliśmy je na konkretnych przykładach, co nam wypunktowało cechy dobrego dziennikarza. Było o dziennikarzach z historii, jak Sienkiewcz, Prus, Wańkowicz, było o Kapuścińskim. W trakcie pytań o tematy dnia najczęściej powtarzają to, co w mediach, a nie na ulicach i muszę im wskazywać różnicę. Sporo było o manipulacjach, nie wiedzieli, że tak jesteśmy im poddawani. Podałem przykłady z technik podawania informacji: wypadek (wystraszyć), informacja (coś tam), michałek (rozbawić), aby przez rozhuśtane emocje dotarł przekaz na poziom podprogowy. Jest o formach dziennikarskich, oddzielaniu informacji od komentarza.
Też idę tropem, że dziennikarstwo to rzemiosło, powołanie powołaniem, ale trzeba mieć pojęcie o fachu. Zaczynamy od prasówki, omówiliśmy już formaty papieru i gazet, na konkretnych przykładach, łamy, paginacje, czcionki, leady, zajawki, stopki, itp., itd. Teraz będzie o pierwszej gazecie „Merkuriuszu Polskim” przy Małym Rynku 6 i drukarzu Gorczynie. Chyba im się to podoba, bo takie mam sygnały zwrotne. Szkic warsztatów napisałem z głowy, modyfikuję i rozwijam w trakcie. Podpisałem to jako projekt autorski. Cel mamy wyznaczony – gazetka na koniec warsztatów.
VIA CARPATIA. Znaczek pocztowy autorstwa J.Konarzewskiego o nominale 20 gr, wydany przez PWPW S.A w 2018 r. Trafił do mnie przez przypadek, bo musiałem zrobić dopłaty do wysyłki gazet w kopertach A4 (teraz już 4 zł). Tak jak znaczki standardowe „a” o różnych kolorach są beznadziejnie nudne, tak uzupełniające przypominają stare czasy. Moje zbiory filatelistyczne powędrowały w dobre ręce, ale sentyment pozostał. Polscy graficy zawsze przodowali w projektowaniu znaczków, a tematowi Via Carpatia też kibicuję.
I CO JESZCZE?! Czy jesteśmy przygotowani do świąt, czyli czy mamy wystarczającą ilość pieniędzy? – tego pewnie nikt nie ma. Ale czy mamy dobrą kondycję, sprawność fizyczną? Więc ruszajmy w bój między regały i półki. Gra muzyczka, śpiewają kolędy, wabią Mikołaje w różnym wydaniu, promocja prześciga promocję. I co jeszcze?, i co jeszcze?, i co jeszcze? – ponaglają ekspedientki. Jak już się od nich uwolnimy, można pospacerować, można się podelektować. Może się nie spełni koszmar senny, że wszystko poustawiali w innych miejscach. Przecież to spowodowałoby karambol wózków, ile byłoby potrąceń i rannych! Dojeżdżamy do celu, czyli do kasy. I tu właśnie trzeba wykazać się dobrą kondycją. Skończyła się zabawa, trzeba płacić, a wcześniej w try miga, bo napiera kolejka, wypakować wszystko z wózka. Wypakować – zapłacić – zapakować! Skłon, wyprost, skłon, wyprost – i cała naprzód. Przy wyjściu mijamy ogłoszenie: Jestem extra-chrzanem, poznam super-musztardę.
GDZIE SĄ NASZE ŚWIĘTA? Jak to gdzie: w sklepach, marketach, salonach i galeriach. Tam jest świąteczny nastrój: wystrój, zapach, muzyka. Komfortowy klimat sprzedaży towarów i wydawania pieniędzy. A gdyby tego nie było? Gdybyśmy zostali na tę Chwilę sami ze sobą, z rodziną, ze znajomymi. W wielkiej ciszy…
ZE ZROZUMIENIEM. Skoro mamy czytanie ze zrozumieniem, to może i być ze zrozumieniem słuchanie, patrzenie ze zrozumieniem, a już najwyższym dokonaniem jest – bliskie współczucia – czucie ze zrozumieniem. Jak to z tym u nas jest – indywidualnie, rodzinnie i społecznie? Niech każdy z nas to oceni – po sobie. Potraktujmy to jako wyzwanie i życzenia na Święta i na Nowy Rok.
Jarosław Kajdański