Kiedyś znajdowały się na każdym osiedlu, można w nich było kupić gazety, papierosy, kosmetyki czy zabawki. Dziś klasyczne kioski należą już do rzadkości, ale bez wątpienia zakupy w nich robione mają swój urok.
W lipcu br. głośno było o zamknięciu kiosku przy ul. Karmelickiej 35, jednak już wcześniej z mapy Krakowa zniknęło wiele podobnych punktów. Na szczęście z działalności nie rezygnuje na razie BERNADETA GACH, która od ponad 10 lat prowadzi kiosk przy ul. Borkowskiej (Dzielnica X – Swoszowice). Specjalnie dla czytelników „Wiadomości” opowiedziała o tym, jak wygląda jej praca, z jakimi trudnościami się wiąże, ale i jakie ma pozytywne strony.
– W lipcu minęło 10 lat, od kiedy prowadzi Pani kiosk przy ul. Borkowskiej. Co się w tym czasie zmieniło?
BG: Na pewno część klientów odeszła, część dzieci wyrosła. Najgorsze jest to, że z uwagi na ceny, które idą w górę, prasa coraz mniej się sprzedaje. Dodatkowo od stycznia z gazetami otworzył się Lidl i chociaż nie ma tak dużego wyboru, to wielu klientów przeniosło się tam, sięgając po dzienniki czy tygodniki przy okazji większych zakupów.
– Kim są najczęściej Pani klienci?
BG: Jest tutaj dużo dzieci i to są moi najmilsi klienci. W drodze do czy z przedszkola dziecko często coś wypatrzy i przyciągnie rodzica. Dlatego staram się mieć dla nich nie tylko duży wybór prasy dziecięcej, ale i drobne zabawki na każdą kieszeń. Pomaga też na pewno bliskość przystanku autobusowego, ale od jakiegoś czasu zrezygnowałam ze sprzedaży biletów, po prostu przestało to być opłacalne.
– Co najbardziej się obecnie sprzedaje?
BG: Najczęściej prasa, papierosy, zabawki, słodycze. Do tego drobne produkty gospodarstwa domowego typu zmiotki, gąbeczki, w które wiele pań domu nadal zaopatruje się w moim kiosku, co jest bardzo miłe. Na początku sprzedawałam jeszcze różnego rodzaju chemię gospodarczą i kosmetyki, teraz już nie, ponieważ mało osób o takie rzeczy pyta, raczej kupują je w dużych sklepach. Przy okazji świąt – Bożego Narodzenia czy Wielkanocy – staram się zawsze mieć różnego rodzaju ozdoby świąteczne, podkładki, światełka, bo wiem, że klienci po nie przyjdą. Sprzedają się też różne drobiazgi, takie jak baterie czy sznurówki, które w innych miejscach czasem ciężko dostać.
– Z jakimi trudnościami musi się Pani mierzyć, prowadząc kiosk?
BG: Nie da się ukryć, że jest konkurencja w postaci większych sklepów, do tego ceny rosną, więc klienci nie kupują tyle prasy co dawniej, wiele osób wybiera Internet.
– A jakie są pozytywy takiej pracy?
BG: Jestem zadowolona przede wszystkim z tego, że jestem u siebie i w razie nagłej potrzeby mogę na chwilę zamknąć kiosk czy zrobić sobie dzień wolnego. Bardzo miłe jest też to, że mam stałych klientów, którzy mimo wszystko nie omijają kiosku, ale regularnie do niego przychodzą. Mam nadzieję, że z ich pomocą uda mi się dopracować te kilka lat, które brakuje mi do emerytury.
Pani Bernadecie życzymy jeszcze wielu lat pracy z klientami, dodajmy, że bardzo zadowolonymi z jej usług. Poniżej kilka przykładowych komentarzy z grupy osiedlowej w mediach społecznościowych:
– Super miejsce na zakupy.
– Też uwielbiam. Pani Bernadeta ma wszystko w swoim małym kiosku, a to czego nie ma w tej chwili już następnego dnia zostało sprowadzone.
– Wspaniale.. Ja dziękuję, że nie muszę rano lecieć daleko, kiedy czegoś potrzeba, bo większość rzeczy jest w kiosku na Borkowskiej.
Trzymamy również kciuki za innych właścicieli tego typu miejsc – oby kioski jeszcze przez długi czas były czymś więcej niż tylko kolejnym reliktem przeszłości.
Tekst: Barbara Bączek
Zdjęcia: Wojciech Kuma